» Recenzje » Złodziej grobów - Tom Lloyd

Złodziej grobów - Tom Lloyd


wersja do druku

Nudno bez białookich, panie, nudno

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Złodziej grobów - Tom Lloyd
Po tym jak bogowie zniszczyli Scree, Farlanie wpadają w spore kłopoty. Kapłani targani są ognistym szałem, które zesłali ich zwierzchnicy, morale żołnierzy podupadło, a władca Isak nie wie, co ma robić. Gdyby nie grupa otaczających go przyjaciół, prawdopodobnie zapomnieliby o nim wszyscy. Korzysta z tego lord Styrax, który może bez większych problemów prowadzić swe podboje, niebezpiecznie zbliżając się do farlańskich granic. Trzecia strona konfliktu, mroczny cień Azaer, powoli snuje swoje plany: wie, że w końcu dojdzie do starcia Styraksa i Isaka, z którego tak naprawdę to on wyniesie najwięcej.

W Złodzieju grobów coś zaczęło szwankować. Oba poprzednie tomy serii były idealnymi czytadłami: może miały drobne wady, ale nie dało się odmówić im uroku. W trzeciej części autor zgubił jedną z największych zalet poprzednich powieści: trójwymiarowych bohaterów. W Siewcy burz śledzenie losów lorda Bahla było najprawdziwszą przyjemnością, Herold zmierzchu dawał nadzieję na znaczne rozwinięcie wątku Kastana Styraksa, najciekawszego bodaj bohatera cyklu; tom trzeci zaś ani nie daje nam zbyt wiele okazji na podziwianie Kastana, ani nie proponuje nic w zamian. Gdyby w poprzednich częściach nie było dominujących postaci, to mielibyśmy jeszcze wielu innych bohaterów: Isaka, którego gniew wręcz wylewał się z kartek, Vesnę, zmęczonego wieczną walką, szalonego Rojaka. Teraz władca Farlan przez większość czasu duma nad swoimi mrocznymi snami, a jego przyjaciele zajmują się mrowiem drobnych spraw, które nie potrafiły mnie zainteresować. Jedynym bohaterem, którego losy śledziłem z najprawdziwszą niecierpliwością, był Mihn – tajemniczy arlekin rozwija się w naprawdę ciekawy sposób. Ale cóż z tego – oprócz niego najciekawszymi postaciami są szaleni kapłani, a bohater zbiorowy w heroic fantasy jako dominujący wcale do mnie nie przemawia.

Mieszane uczucia zostawiła we mnie także fabuła, która zdaje się powtórzeniem Herolda zmierzchu w mniej efektownej formie. Kierunek rozwoju większości wątków jest przewidywalny, od razu też dało się wyczuć, że autor nieustannie zmierza w stronę wielkiej końcowej bitwy. Wydaje mi się, że pisarz wyszedł z błędnego założenia, iż im więcej, tym lepiej. Powieść bez najmniejszego problemu można by odchudzić i zrezygnować z wielowymiarowej narracji – zdecydowanie wołałbym śledzić losy jednego jedynego Isaka i wiedzieć, cóż porabia on, kiedy nie pije, aby zapomnieć o swoich snach, niż poznawać losy Ilumena, który stał się najzwyczajniej w świecie nudny. We wszystkich wątkach, które nakładają się na główną oś historii (czyli losy Isaka), brakuje takiego, jakim wcześniej były podboje Styraksa: efektownego, szybkiego, zapewniającego mrowie emocji. Teraz tylko siłą inercji pokonywałem kolejne strony. Do poprzednich części cyklu jakościowo pasuje tylko epilog: wielka bitwa, wielcy bohaterowie, wielki pokaz. Tak wyobrażałem sobie całego Złodzieja grobów – jako szybką, pełną emocji powieść, która ostatecznie wyjaśni najciekawsze problemy.

Lloyd zatracił gdzieś swoją umiejętność pisania o wszystkim – przyznaję bez bicia, że w jednym momencie książka dosłownie mnie uśpiła. Przeczytałem rozdział i ot, poszedłem spać. W całym Królestwie zmierzchu były już fragmenty poświęcone każdemu aspektowi życia: wielka polityka przeplatała się z epickimi bitwami, a szaleńcze żołnierskie biesiady z wystawnymi bankietami. Wszystko to pisarz opisywał na tyle ciekawie, aby chciało się pędzić do samego końca. Nie wspomnę nawet o pojedynku Styraksa i demona z poprzedniego tomu, który do tej pory tkwi mi w pamięci jako najprawdziwszy popis umiejętności Lloyda. W Złodzieju grobów do rozdziałów, które bez zawahania mógłbym nazwać dobrymi, należą tylko te, gdzie pojawiają się bogowie (między innymi bitwa Arcanana i Damy w początkowej części powieści, dająca płonne nadzieje na później). Najlepsze są oczywiście końcowe fragmenty powieści, gdzie Lloyd przypomina sobie, że pisać potrafi, potrzeba mu tylko prawdziwej bitwy.

Na Złodzieju grobów zawiodłem się niesamowicie. Liczyłem, że dostanę powieść, która osłodzi mi końcówkę lata, zapewniając doskonałą rozrywkę na coraz chłodniejsze wieczory. Dostałem natomiast tekst, przez który musiałem brnąć, a który nic w zamian nie oferuje: napisany jest co prawda całkiem niezłym, choć rzemieślniczym stylem, ale reszta nie zasługuje nawet na nazwanie sprawną robotą. Za sprawą trzeciego tomu Królestwo zmierzchu stało się dla mnie serią, której kolejne tomy będę odhaczał już tylko z recenzenckiego obowiązku. Po powieści, w której poprawiła się jedynie korekta (fabuła i narracja natomiast – zdecydowanie pogorszyły), nie liczę już nawet na żaden postęp. Szkoda.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
3.0
Ocena recenzenta
4.33
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Złodziej grobów
Cykl: Królestwo Zmierzchu
Tom: 3
Autor: Tom Lloyd
Tłumaczenie: Agnieszka Jacewicz
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 12 sierpnia 2009
Liczba stron: 568
Format: 125 × 195 mm
Seria wydawnicza: Fantasy
ISBN-13: 978-83-7301-971-3
Cena: 33,90 zł



Czytaj również

Strażnik mroku
Koniec jakich wiele
- recenzja
Herold zmierzchu - Tom Lloyd
Jeszcze więcej burz
- recenzja
Siewca burzy - Tom Lloyd
Burzy nie będzie
- recenzja

Komentarze


~gogol

Użytkownik niezarejestrowany
    Sprzeciw ;)
Ocena:
0
Oj, nie mogę zgodzić się z aż tak ostrą krytyką. Owszem, wątki Isaka i Kastana zostały ograniczone przez mniej ciekawe Ilumena i Venna(to dopiero nuda)
ale z drugiej strony autorowi udało się bardzo dobrze rozwinąć postać majora Jantara z menińskiej armii.
Zwolnienie akcji w dużych fragmentach książki wg mnie było konieczne : czy to rozwiązywanie zagadki serca w Bibliotece Pór Roku, czy
wszystkie akcje związane z Ruhenem/Azaerem to sytuacje, w których na pierwszy plan powinno wychodzić wyrachowanie i opanowanie a nie szaleńczy bieg przed siebie.
Myślę, że szereg otwartych wątków, które zostały rozpoczęte na dobre (rodzeństwo Vukotików, o których w recenzji nic nie ma, a których ja osobiście uważam za ujmujących;
Vesna jako aspekt Karkarna oraz przede wszystkim ciekawa końcówka) sprawi, że wielu ludzi będzie czekało na kolejną książke z czymś więcej niż tylko z "recenzenckiego obowiązku odhaczenia pozycji" ;)
Pozdrawiam
Gogol
05-12-2009 21:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.