Bartłomiej 'baczko' Łopatka: Chciałbym zapytać o coś, nad czym zastanawiają się wszyscy Twoi fani: co się dzieje z "Republiką Złodziei"? Data jej ukazania była zmieniana już tyle razy, że nie wiemy, co o tym myśleć.
Scott Lynch: Opóźnienia Republiki Złodziei wynikają z mojego rozwodu i problemów z depresją oraz atakami lękowymi. Nie ukrywam tych czynników, ale, z całym szacunkiem, nie mam ochoty zagłębiać się w szczegóły. Ostatnio rzeczy mają się ku lepszemu; wierzę, że niedługo zostanie ogłoszona konkretna data. Żadna z tych dotychczasowych, zmieniających się, zamieszczanych przez różnych sprzedawców, nic nie znaczyła. Wiele z nich było po prostu zapychaczami i dlatego okazywały się tak irytująco losowe. To po prostu miejsca w bazie danych, które muszą być wypełnione, choćby nonsensem. Dopiero, gdy zobaczycie datę ode mnie i mojego wydawcy, możecie jej uwierzyć.
Więc czekamy na dobre wieści. To będzie ostatnia część przygód Locke'a?
Nie, zdecydowanie nie. Planuję siedem książek w tej serii, a mój obecny kontrakt obejmuje na razie pięć powieści.
Dlaczego wybraleś fantasy łotrzykowską zamiast, na przykład, bardziej popularnej odmiany epic?
Chciałem zacząć od fantasy na mniejszą skalę, skupionej na postaciach. Na pewno z upływem czasu ta seria się zmieni, ale chciałem rozpocząć na raczej małym, spersonalizowanym poziomie. Z czasem sprawdzę swoje pióro i zmienię koncepcję na bardziej tradycyjny styl epic fantasy. Ale zawsze będę mocno i wiernie kochał lokalną perspektywę, zawężony i dokładny obszar skupienia. Innymi słowy: uliczny rzut oka na fantasy.
Ta uliczna wizja jest bardzo widoczna w obu twoich książkach, w sposobie kreowania miast, w których toczy się akcja – czy inspirowały cię jakieś prawdziwe metropolie i/lub organizacje?
Camorra nie była, początkowo, świadomie wzorowana na Wenecji, ale w trakcie pisania podobieństwa stawały się niemożliwe do pominięcia, więc uczyłem się o niej bardzo wnikliwie, by dowiedzieć się jak ludzie żyli i pracowali przy kanałach. Czytałem o wielu miastach wokół Morza Śródziemnego, żeby móc stworzyć Camorrę, Tal Verrar i ich mniejszych kuzynów; także Florencja była znacząca dla moich poszukiwań. Czytałem też o organizacjach przestępczych, które wyrosły z różnych kultur śródziemnomorskich (Kamorra, mafia i inne).
W drugiej powieści zmieniłeś scenografię, zabierając bohaterów do całkowicie odmiennego miasta. Wprowadzenie elementów marynistycznych (statki, specyficzne słownictwo) wpłynęło na atmosferę książki – czym różniło się twoje nastawienie przed pisaniem każdej z nich?
Cóż, byłem oczywiście nerwowy, pisząc Kłamstwa…, z dość oczywistego powodu, jakim był brak doświadczenia. Pisząc Na szkarłatnych… również się denerwowałem, ale z całkiem innych powodów. Przy drugiej książce czujesz niepokój o utrzymanie swojego poziomu, jakikolwiek by on był.
Niezależnie od tego, w wielu kwestiach okres pisania Na szkarłatnych.. był najlepszym czasem mojego, nieistniejącego już, małżeństwa. Oboje nauczyliśmy się unikać frustracji i pułapek, które często pojawiały się w trakcie tworzenia Kłamstw. Nauczyliśmy się lepiej ze sobą żyć.
Wracając do tematu: podjąłem dokładnie przemyślaną decyzję, by w kilku pierwszych powieściach przenosić akcję z miejsca na miejsce. Pomysł całej serii w Camorze był atrakcyjny, ale wyglądał na pułapkę. Chciałem, aby seria opierała się na pewnych motywach i postaciach. Nie chciałem napisać kupy książek o jednym mieście, na modłę serialu telewizyjnego. Niektórzy autorzy czują się dobrze ze stałym miejscem akcji, ale nie wierzyłem, że mógłbym być jednym z nich.
Twoi bohaterowie nie są dobrymi ludźmi. Choć mają coś w rodzaju honoru, są mordercami, złodziejami i chciwymi egoistami. Dlaczego?
W zamierzeniu mają być skomplikowanymi portretami w miarę wiarygodnych istot ludzkich. To oznacza, że posiadają dobre i złe cechy, a także zmienne nastroje. Nie interesują mnie ludzie bez skazy. Nie wierzę w moralność jako wartość obiektywną i nie mam zamiaru opisywać jej jako takiej w moich dziełach. Widzę to tak: ludzie stają się bohaterami dzięki przezwyciężaniu swoich wad i ograniczeń, a nie przez ich brak. Locke i jego towarzysze są wyjętymi spod prawa członkami okrutnej i archaicznej kultury. Wierzę, że całe to okrucieństwo, zarówno ich, jak i otoczenia, nadaje większe znaczenie chwilom, w których wykazują się ciepłem i ofiarnością.
Powiedziałeś, że nie wierzysz w moralność, a co z religią? Ona także nie wydaje się zbyt ważna dla bohaterów w twoich książkach.
To nie tak, że nie wierzę w moralność. Po prostu nie czuję potrzeby traktowania jej z naiwną prostotą jako wartość absolutną. Etyka jest sytuacyjna i każdy, kto mówi inaczej, według mnie chce ci wcisnąć jakiś kit. Co do religii "nie będącej zbyt ważną", nie wiem, co powiedzieć. Locke i Jean na początku opowieści mieszkają w świątyni! W ramach rytuału pogrzebowego ku czci zmarłego przyjaciela muszą ukraść coś wyjątkowo cennego i oddać to lub wyrzucić. Wszyscy Niecni Dżentelmeni są oddanymi wyznawcami swojej wiary. Ona ich kształtuje i podtrzymuje – wyrzucanie drogich łupów jest jasnym wskazaniem, że ktoś wierzy w coś więcej niż rzeczy materialne.
Osobiście jestem ateistą, ale większość moich bohaterów nie jest. Nieco więcej o naturze i filozofii Locke'a będzie w nadchodzącej Republice złodziei. Będziesz miał okazję zobaczyć jeden z bardzo rzadkich oficjalnych rytuałów w wykonaniu kapłanów Bezimiennego Trzynastego. Zobaczycie także Locke'a i Jeana modlących się nieco częściej, ponieważ Locke jest umierający.
Wracając do kwestii głównych bohaterów, traktujesz ich bez skrupułów – mają wiele problemów, ich drobne zwycięstwa okazują się bezwartościowe, prawie zawsze znajdują się w koszmarnie złej sytuacji, ranisz ich, a nawet zabijasz. Czy zamierzasz skończyć wszystko na "Kill'em All"?
Nie chcę zdradzać zbyt dużo historii, zanim zostanie ona opowiedziana, ale powiem tak – jakkolwiek dużo krwi i smutku doświadczają moi bohaterowie po drodze, nie jestem wielkim fanem rozwiązań w stylu "kończy się nijak i wszyscy umierają". Jasne, sporo postaci może zginąć, ale nie mam zamiaru usypać stosu z ciał i poklepać się po plecach. Oczekuję czegoś więcej jako czytelnik; planuję dać trochę więcej niż to jako pisarz.
Wracając jeszcze do zabijania: poprzednia część cyklu zakończyła się dramatycznym cliffhangerem. Czy możesz powiedzieć coś o rozwiązaniu tej trudnej sytuacji?
Nie mogę powiedzieć za dużo, by nie zdradzić, co dzieje się potem. Powiedzmy, że nie jestem fanem łatwych i bezbolesnych rozwiązań. Locke przoduje w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, co zawsze niesie ze sobą konsekwencje i komplikacje.
Więc czy w takiej sytuacji szczęśliwe zakończenie całego cyklu jest w ogóle możliwe?
Cóż, to zależy od twojej definicji słowa "szczęśliwe". Locke nie jest stworzony do spokojnego życia. To trochę pokrywa się z jednym z poprzednich pytań. Zdecydowanie wolę porządne, pełne, zamierzone zakończenia. Nie lubię powieści kończących się w sposób nagły i niedbały. Uważam, że kończenie rzeczy tak, że zjeżdża się ze strony z piskiem opon i śladem spalonej gumy, nie jest specjalnie artystyczne. Proste rozwałkowanie wszystkich na ścianie i zakończenie wszystkiego nieszczęściem dla samego nieszczęścia zdecydowanie nie jest w moich planach.
Kiedy pisałeś "Kłamstwa Locke'a Lamory", miałeś już zarys całej serii, czy planowałeś ją na bieżąco?
Miałem konkretny plan gdzieś od połowy tworzenia Kłamstw... i tego planu zamierzam się trzymać. Mam wszystkie główne składniki opowieści i wiem, jak się potoczy. Wiem, jak się kończy. Napisałem nawet ostatnią scenę siódmego tomu, żeby pamiętać, do czego zmierzam. To długa opowieść, ale to MA BYĆ opowieść, a nie opera mydlana. Ma zatem określony początek, rozwinięcie i zakończenie – i zmuszę się, żeby nie przekroczyć planowanej liczby książek.
Co jest dla ciebie ważniejsze: kreacja bohaterów czy świata?
To nieco wymijająca odpowiedź, ale to naprawdę rozkłada się pół na pół. Olbrzymiej ilości fanów fantasy bardzo zależy na kreacji świata, więc jeżeli się nie przyłożysz, ryzykujesz odebranie im czegoś, ze względu na co głównie czytają fantasy. Uważam, że idealnym balansem pomiędzy tymi czynnikami jest równe partnerstwo – rozbudowane postacie w rozbudowanym świecie. Zawsze wyczujesz, jeżeli autor jest słabszy w którymś z tych elementów. Zwróć uwagę, że przez "kreację świata" rozumiem nie tylko wypełnianie książki detalami – to także wywoływanie nastroju świata, jego atmosfery, tonacji. Niektóre powieści fantasy pozwalają mocno się wczuć pomimo tego, że podano tak naprawdę niewiele detali na temat uniwersum. Dzieje się tak przez sposób, w jaki autor używa narracji i odpowiednich wskazówek, które tworzą iluzję bogactwa.
Więc planujesz opisać swój świat bardziej szczegółowo? Powiedzieć więcej o jego początkach, magii, bogach, polityce?
Zdecydowanie napiszę więcej o kulturach, miastach, religiach i historii. Fakty na temat działania magii ujawniają się stopniowo już w Republice…. Także ugrupowania polityczne mają w niej znacznie większe znaczenie. Jeżeli chodzi o bogów, stosuję stałą zasadę. Nic, co napiszę, nie potwierdzi ani nie zaprzeczy stanowczo ich egzystencji. Zachodzą zbiegi okoliczności i wydarzenia, które mogą być nazywane "boskimi interwencjami", ale można je również rozpatrywać jako zwyczajne szczęście. Zostawiam to jako zadanie dla czytelnika, żeby każdy znalazł odpowiadającą mu interpretację. Locke jest bardzo wierzący, ale nie zamierzam mówić czytelnikowi, czy Locke ma rację, czy nie.
Czy masz jakieś dalsze plany związane z tym, co będziesz robił po skończeniu serii o Niecnych Dżentelmenach?
Będę płakał! I pił! Tak, mam wiele, wiele planów poza książkami o Niecnych Dżentelmenach – niektóre z nich muszą poczekać, niektóre będę realizował w trakcie ukazywania się tej serii. Muszę napisać przynajmniej trzy opowiadania do różnych antologii planowanych na rok 2013. Zamierzam skończyć moją internetową powieść w odcinkach – Queen of the Iron Sands – i kiedyś napiszę kolejną w duchu E.E. "Doca" Smitha. Mam zaplanowanych także kilka pojedynczych powieści i przynajmniej jedną dużą, bardziej tradycyjną trylogię epic fantasy. To wszystko oczywiście przy założeniu, że będę żył na tyle długo, aby to zrobić, i że ktoś będzie chciał to wydać. Doba jest zwyczajnie za krótka.