Bartłomiej Łopatka: Dwa lata po ukazaniu się Czarnego Horyzontu na rynku pojawia się Czerwona Mgła, zbierająca opowiadania z tego uniwersum, ale posiadająca zaledwie jeden nowy tekst. Dlaczego zdecydowaliście się z Fabryką Słów na takie rozwiązanie?
Tomasz Kołodziejczak: Książka zawiera trzy teksty, które przed kilkoma laty ukazywały się w różnych pismach i antologiach – sądzę, że większość czytelników ich nie zna. A są to opowiadania podstawowe dla uniwersum CH, pokazujące jego funkcjonowanie i prezentujące głównych bohaterów. Stanowią więc dobre wprowadzenie w cały cykl. Tekst premierowy, czyli tytułowa mikropowieść Czerwona Mgła, zajmuje prawie połowę objętości książki, więc mam nadzieję, że także czytelnicy, którzy wcześniej poznali ten świat, znajdą tu sporo atrakcji. Dodam jeszcze, że Czerwona Mgła może być czytana bez znajomości Czarnego Horyzontu, ponieważ wydarzenia w niej pokazane poprzedzają akcję powieści.
Czy planujesz kolejne utwory w świecie Czarnego Horyzontu? Jeżeli tak, to czy będzie to kolejna pełnoprawna powieść, czy też pozostaniesz przy krótszej formie?
Nie planuję pisania cyklu składających się z wielu kilkusetstronicowych tomów, ale mam konspekt powieści, grubszej niż Czarny Horyzont, wielowątkowej, solidnej. Jej akcja będzie się działa po wydarzeniach opisanych w dwóch pierwszych książkach.
A możesz uchylić rąbka tajemnicy i, choć nieznacznie, zapowiedzieć, czego mogą spodziewać się czytelnicy? Pokażesz kolejną część swojego uniwersum, jak w Czerwonej Mgle, czy może planujesz powrót do Gehenny?
W dotychczas opublikowanych tekstach nie opowiedziałem o bardzo wielu aspektach uniwersum. Kim naprawdę są elfy i jak trafiły do Polski? Czemu Kajetan skonfliktował się ze swoim ojcem i dlaczego uważa, że może odzyskać siostrę, która przecież zginęła? Co robią ludzie na Marsie? Nie pokazałem czytelnikom Gehenny, ani wielu innych miejsc na Ziemi, nie powędrowaliśmy do Planu balrogów i uniwersum elfów. Jest o czym pisać…
Wyobrażasz sobie, że przerywasz pisanie w momencie, kiedy zostało Ci jeszcze sporo do opowiedzenia?
Autor zawsze powinien o swoim świecie wiedzieć więcej, niż przekazuje czytelnikom, to jest niezbędne do wiarygodnego przedstawienia fantastycznej rzeczywistości. Na dodatek światy i bohaterowie ewoluują w trakcie pisania, więc nie wszystko da się przewidzieć. Siadam do powieści. Co będzie dalej – trudno przewidzieć. Tym bardziej, że w grudniu czeka nas koniec świata…
Skoro nie planujesz olbrzymiego cyklu, to czy można założyć, że masz już mniej więcej wymyślone zakończenie całej serii?
Wiem, jaką historię chciałbym opowiedzieć czytelnikom i jak się, mniej więcej, skończy. Ale, na ile znam swój sposób pracy, w miarę pisania sam będę odkrywał (niczym mój geograf Kajetan) kolejne elementy uniwersum i one mogą poprowadzić mnie na nowe, ciekawe wyprawy. To zresztą jest najfajniejsza część procesu pisania fantastyki – nowe wątki, pomysły, gadżety pojawiające się w trakcie pracy, ten moment, gdy czuję, że moja maszynka wyobraźni pracuje na pełnych obrotach i generuje kolejne idee.
W tych książkach, w obliczu zagrożenia, olbrzymią wagę nadajesz tradycji, religii oraz patriotyzmowi. Czy uważasz, że ludzie potrzebują tak silnego impulsu, aby zacząć te wartości traktować poważnie?
Oczywiście, bezpieczne czasy i łatwe życie sprawiają, że zapominamy o imponderabiliach. Przejmujemy się pierdołami, zabiegamy o głupstwa, denerwują nas drobiazgi. Dopiero zetknięcie się ze sprawami naprawdę ważnymi i ostatecznymi – jak zagrożenie zdrowia, życia czy elementarnej wolności – sprawia, że na powrót ustawiamy rzeczy w ich właściwym porządku i znaczeniu. To nie dotyczy tylko Polski i Polaków, ale każdej społeczności i pojedynczego człowieka. Pisali o tym i Demostenes, i Plutarch, i Kochanowski.
Bohaterzy Czerwonej mgły żyją w stanie permanentnego zagrożenia i, jeśli porównać to z dzisiejszymi czasami, niedostatku. Więc traktują i siebie, i Polskę, i wszystkie inne sprawy poważniej niż my. Bo doświadczyli okropieństw wojny, bo stracili bliskich, bo muszą zadbać o byt. Co nie oznacza, że nie opowiadają dowcipów, nie romansują, nie kibicują drużynom piłkarskim, nie popijają piwa. Wydaje mi się, że od strony psychospołecznej jest to realny opis.
A na to nakłada się jeszcze fantastyczna warstwa tekstu. W uniwersum CH następuje fizykalizacja memów kulturowych, religijnych, historycznych. To jest świat, w którym – w jakimś stopniu – świadomość określa byt, a idea staje się materią. Żołnierze nie muszą jedynie wierzyć, że odśpiewanie patriotycznej pieśni ich wzmocni – oni tego naprawdę doświadczają. No, a to ma oczywisty wpływ na ich dalsze zachowania.
Czyli dla nich wiara, przekonania i tradycja są znacznie łatwiejsze – wierzą, bo otrzymują za to konkretne, odczuwalne korzyści. Czy nie sprowadza to tych tradycji, poza wymiarem metafizycznym, do roli zwyczajnych narzędzi bojowych?
Ciekawe spostrzeżenie, i jak najbardziej słuszne. Ale przecież tak jest i w naszym świecie, w którym nie ma magii – armia dzielnych patriotów prędzej obroni ojczyznę, niźli wojsko złożone z abnegatów dekowników. Nawet w życiu codziennym to działa – każdemu z nas łatwiej jest osiągać indywidualne cele, gdy wierzymy, że warto. Gdy napędzają nas silne, niekoniecznie materialne, motywacje…
Praktycznie w każdym tekście podkreśla się przeszłość Kajetana – zaprzestanie służby w wojsku, relacja z przybranym ojcem, zdobycie Kła. Czy planujesz przedstawić te wydarzenia bliżej czytelnikowi?
Tak, to jest jeden z wątków planowanej powieści.
Czy planujesz więcej czasu poświęcić właśnie Robertowi, i tworzyć teksty, w których główną rolę odgrywałby właśnie on?
Głównym bohaterem cyklu jest Kajetan. Ale Robert będzie pojawiał się dość często, wysyłany w miejsca, do których nie jest w stanie dotrzeć jego przybrany syn.
Mógłbyś powiedzieć nieco więcej o tych planowanych wątkach?
Szczerze mówiąc, wydaje mi się, czytelnicy powinni je poznać z książki.
A co z Dominium Solarnym? Planujesz w najbliższym czasie napisać coś nowego?
Cykl o Dominium uważam za zamknięty, aczkolwiek pracuję teraz nad dwoma opowiadaniami utrzymanymi w konwencji hard SF. Generalnie, kusi mnie powrót do klasycznej, kosmicznej fantastyki naukowej. Mówi się, że w pewnym wieku człowiek najbardziej lubi czytać to, co już zna. Może tak też jest z pisaniem?
Dlaczego w cyklu Dominium skupiłeś się na transhumanizmie oraz przemianach społeczno-prawnych? Nie pociągają Cię kosmiczne bitwy w stylu Gwiezdnych Wojen?
Mam wrażenie, że w Dominium Solarnym zaserwowałem czytelnikom kosmiczne i planetarne bijatyki w stężeniu, jakiego wcześniej w polskiej SF nie było. Ale nigdy nie miałem planu pisania powieści batalistycznej – to miała być mocna, nowoczesna space opera, z bogatym tłem społecznym i technologicznym oraz z fajnymi patentami SF. Postać głównego bohatera i pewne elementy alegorycznego tła powieści inspirowane były losami polskich Żołnierzy Wyklętych. Na początku lat 90., gdy pisałem Kolory sztandarów, był to temat praktycznie nie ruszony przez polską sztukę i naukę. Teraz powoli coś się zmienia w tej materii, wydawane są opracowania naukowe, powieści, komiksy, a nawet piosenki rockowe i hip hopowe (DePress, Tadek).
Sam mówisz, że Dominium… to było coś nowego w polskiej SF, w której główną rolę odgrywał Stanisław Lem. Dlaczego więc nie poszedłeś najprostszą drogą, jaką byłaby próba naśladownictwa jego prozy? Napisy "powieść w stylu Lema" na pewno gwarantowałyby dużą poczytność.
Dlatego, że nigdy nie chciałem być drugim ani trzecim Stanisławem Lemem, tylko pierwszym Tomaszem Kołodziejczakiem. Poza tym chyba jednak pomyliły Ci się dekady. W drugiej połowie lat 80. i pierwszej 90. Stanisław Lem był wprawdzie ikoną polskiej literatury, ale nie był już masowo i z wypiekami czytanym pisarzem science fiction. Twórcy mojej generacji (w większości zaczytujący się Lemem w młodości) szukali swoich własnych dróg pisarskich – pojawiło się fantasy, proza lokowana w Polsce, sporo tematyki społecznej, fantastyka religijna, proza przygodowa. Twarda, technologiczna SF, której mistrzem jest Lem, znalazła się wtedy w odwrocie. Nowi czytelnicy fantastyki fascynowali się Sapkowskim.
Wizje w obu Twoich cyklach są bardzo pesymistyczne, żeby nie powiedzieć – przesiąknięte beznadzieją. Czy to w jakimś sensie wypadkowa Twoich przemyśleń na temat naszej możliwej przyszłości?
Mam dwie córki, chciałbym, żeby mogły żyć w świecie bezpiecznym, bogatym i sprawiedliwym. Sam uwielbiam codzienność, rytm normalnego życia, rodzinnych spraw, spotkań z przyjaciółmi, realizacji pasji, ciekawej pracy. Polacy przez wiele pokoleń pozbawieni byli prawa do takiego właśnie, zwykłego, poczciwego życia. Zmuszani do strasznych wyborów, prześladowani, okradani, okłamywani, wysiedlani, mordowani.
Dziś większość z nas czuje się bezpieczna. Ale żyjemy w takim kawałku Europy, do którego groza może przyjść nagle. Dlatego warto pamiętać o historii, warto dbać o Polskę, warto odwoływać się w naszym myśleniu o sobie do tego, co w naszych dziejach i myśli politycznej było dobre, szlachetne, wartościowe. I na tym budować naszą przyszłość.
A co, jako wydawca i pisarz, sądzisz o rodzącym się powoli w Polsce rynku e-booków? Czy za parę lat publikacje papierowe zaczną być wypierane przez czytniki? Dla mnie osobiście, czytanie komiksów na czytniku jest całkowicie nieintuicyjne i niewygodne.
Jestem tradycjonalistą, miłośnikiem papieru, zbieraczem książek. Ale mam już swojego Kindle’a i nie wątpię, że to jest przyszłość rynku wydawniczego. Na pewno – literatury. Czy komiksu? To chyba potrwa dłużej, szczególnie, że wielu miłośników komiksów to zbieracze – chcą mieć swoją kolekcję na półce.
____________________________
Autorem zdjęcia użytego w tym artykule jest Joanna Kołodziejczak.