» Artykuły » Wywiady » Wywiad z Halem Duncanem

Wywiad z Halem Duncanem

Wywiad z Halem Duncanem
Hal Duncan to szkocki pisarz fantastyczny. Dorastał w niewielkim miasteczku Ayrshire, obecnie mieszka w Glasgow. W 2005 roku debiutował powieścią Welin (Vellum), która uzyskała ogromny rozgłos w Stanach i Wielkiej Brytanii.

Maciej 'lucek' Sabat: Welin, twoja pierwsza książka – zmieniłbyś coś w niej teraz? Takie spojrzenie na swoje dziecko po paru latach.

Hal Duncan: Jasne! Wiesz, to jest tak, że nawet jak książka wraca po korekcie, to masz ochotę w niej zmienić przynajmniej połowę. Bierzesz każde zdanie, przepisujesz je na nowo, potem znowu i znowu, i znowu, i znowu. Zawsze patrzysz na swój tekst trochę tak hmm... tu mooooożna coś zmienić. Albo to ja to napisałem? Dlaczego tak to napisałem? To brzmi okropnie!. Ale w końcu musisz przestać, bo niczego nie wydasz.

Czyli to nie jest doskonałe dziecko?

Jasne, że nie! Nie uważam żadnej z moich prac za doskonałe dziecko. Mam wrażenie, że każdy dobry pisarz powinien mieć świadomość wad swojego tekstu. Jeśli nie potrafi zobaczyć swoich błędów to chyba nie pisze za dobrze.

Coś w tym jest.. A co do zmian w Welinie – czy wprowadziłbyś drobne poprawki, czy raczej jakieś bardziej drastyczne cięcia?

Chyba raczej nie. Książka jest mocno podporządkowana strukturze – każda księga ma dwie części, ma epilog i prolog, każdy tom ma siedem rozdziałów, każdy rozdział dwa podrozdziały, każdy podrozdział cztery sekcje. To bardzo formalne i wycięcie czegokolwiek spowodowałoby, że struktura tekstu by się zawaliła.

A skąd taka formalna struktura? Czy to wynika z twoich zainteresowań literaturoznawczych czy bardziej z racji tego, że pracujesz jako informatyk?

I z tego, i z tego. Cały koncept Księgi Wszystkich Godzin opiera się na różnych strukturach – na kalendarzu, zegarze i tak dalej. Poza tym to nawiązanie do średniowiecznego rozumienia Księgi – tekstu nad tekstami, księgi godzin. To trochę też tak jak Necronomicon Lovecrafta czy Księga Piasku u Borgesa. Tendencja do analitycznego rozbijania rzeczy na małe części to z kolei rzecz prosto z informatyki – tak konstruuje się algorytmy. Akapit, kilka akapitów – to jest pewien kwant czasu i akcji, można się skoncentrować tylko i wyłącznie na nim – to zupełnie jak programista, który tworzy funkcje, komponenty oprogramowania.

A skąd taka koncentracja na języku, lingwistyce? Czy zainteresowanie teorią języka wynika również z twojego zajęcia, czy to po prostu kolejne hobby?

Znowu, to obie te rzeczy. Bardzo mnie interesuje, skąd wziął się język. Studiowałem nauki humanistyczne, skończyłem uniwersytet, pełen nadziei i pomysłów. I przez pięć lat byłem bezrobotny. Zabrałem się za programowanie, ale ciągle interesowałem się językami i literaturą. Czytałem mnóstwo na ten temat, rosyjskie teorie o pochodzeniu grup językowych, Chomsky i tak dalej. No i do tego wszystkie te języki programowania – to podejście z zupełnie innej strony. Jak złożysz te rzeczy razem, to zaczynasz się zastanawiać nad językiem pierwszym, proto-językiem, tak dokładnym, że może tworzyć i opisywać rzeczywistość.

Dobra, pytanie z innej beczki – jak zaczęła się twoja przygoda z fantastyką? Orki i trolle czy raczej science-fiction?

Hmmm.. w ogólniaku byłem trochę takim nerdem. Nosiłem okulary, długie włosy i lubiłem grać na moim Spectrum. Siedziałem z magnetofonem i nagrywałem programy, które BBC nadawało w radiu. Rysowałem domki w LoGo i nie bardzo kontaktowałem się z innymi dzieciakami w szkole. Potem kumpel dał mi książkę Asimova – Ja, robot. Przeczytałem ją w jedną noc. I tak się chyba zaczął mój głód sf i fantasy. W zasadzie bardziej nawet sf niż fantasy, mimo że chyba raczej z tym drugim nurtem jestem kojarzony.

Szczerze mówiąc, to nie byłbym taki pewien. Osobiście uważam, że trudno jest jednoznacznie zakwalifikować twoją prozę. Wydaje mi się, że po prostu jest półeczka z napisem 'Hal Duncan' albo Duncan-fiction, na której można postawić twoje książki – niedaleko Philipa Dicka.

Fascynuje mnie jego proza! Czytałem większość jego książek, bardzo je lubię – Trzy stygmaty i Valis – po prostu łał! Jego bohaterowie rzuceni są w świat bez odpowiedzi, on stawia im wielkie problemy, zupełnie niepojmowalne i nierozwiązywalne. Dick ciągle szuka odpowiedzi na różne pytania – i jest to dla mnie wielka inspiracja. Myślę, że Welin gdzieś tam jest podobny do tego dickowskiego świata. Spójrz na Jacka Flasha – scena jego przesłuchania, kiedy mówi, że imperium nigdy się nie skończyło i wspomina o ostatecznym spisku. To jest tak, że im lepszy jest spisek, tym więcej jest w nim ludzi. I jednocześnie, im mniej ludzi o nim wie, tym jest lepszy. Ostateczny spisek, to taki, w którym są wszyscy – i nikt o tym nie wie. Wydaje mi się to cholernie dickowskie.

To teraz sztampowe pytanie – jedziesz na bezludną wyspę i możesz zabrać tylko jedną książkę. I od razu dodam – wyrzucamy z tej listy Joyce'a (śmiech Hala). Coś z sf albo fantasy – pomyśl o naszych czytelnikach.

Cholera, a już miałem odpowiedzieć Finnegan's Wake. Hmm.. Albo Valis... albo... (długie zastanowienie) Gwiazdy moje przeznaczenie? Klasyka sf, Baxter był wielkim pisarzem, stał ponad jemu współczesnymi. W sumie to pisał rzeczy, do których reszta doszła dopiero po jakichś dwudziestu, trzydziestu latach. Wyprzedzał swoją epokę i bardzo dobrze mi się go czyta.

Następne pytanie – technika. Co, według ciebie, jest najważniejsze dla początkujących pisarzy, twórców?

Hmm.. to trudne pytanie. Wiele lat byłem członkiem Koła Pisarzy SF w Glasgow. To była taka grupka przyszłych pisarzy, spotykaliśmy się, ktoś przynosił swój tekst, dostawaliśmy kopie i po dwóch tygodniach każdy, jeden po drugim, miał szansę przywalić autorowi kijem. Autor musiał siedzieć cicho, nie mógł przerwać krytyki. To bardzo dobry system, żadnego "ale... ale!" - siedzisz i obrywasz lanie.

Jak zniosłeś swoją pierwszą chłostę w Kole?

Czołgałem się do wyjścia, krwawiąc i płacząc. Mój pierwszy tekst został określony mianem fanfika Doktora Who! Ale przydała mi się ta krytyka. To dobrze, jeśli ktoś wytknie, że akcja jest kulawa, postacie nudne, fabuła nie ma sensu, dialogi są kiepskie, poruszane tematy są zupełnie nieadekwatne do rzeczywistości a ich rozwiązania są fatalne. Kiedy jesteś młodym autorem czasem nie potrafisz zauważyć takich usterek Krytyka powoduje raczej taką odpowiedź Wy świnie! Nie rozumiecie mnie! Nie rozumiecie geniusza, który jest we mnie! Jestem następcą Joyce'a!. Reaguje się gniewem i rozgoryczeniem. Czasem ma to sens, jeśli idzie za tym reakcja ja wam kurwa pokażę – i próba udowodnienia, że naprawdę jest się dobrym. Na szczęście tydzień później możesz się wyżyć na kimś z Koła. To działa podwójnie dobrze – uczysz się pisać lepsze teksty, żeby nie być chłostanym przez krytyków – i jednocześnie wyrabiasz sobie zdolności krytyczne, uczysz się czytać teksty innych ludzi. I po trzech, czterech latach, kiedy wracasz do swoich pierwszych tekstów, mówisz – w zasadzie mieli rację, to jest kiepskie.

A co z rozwojem, szukaniem informacji, czytaniem innych autorów? Czy to może się przydać?

Postrzegam pisanie jako rzemiosło. Wszyscy pisarze potrzebują ćwiczeń, praktyki – w ten sposób stajesz się lepszym pisarzem. Piszesz, wywalasz, piszesz, wywalasz – i po jakimś czasie potrafisz napisać dobry tekst. Krytycy nie piszą dobrych tekstów – wiedzą jak, znają zasady konstrukcji – ale nie mają praktyki. Dlatego nigdy nie napiszą nic dobrego, jeśli nie będą ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.

Skąd twoje zainteresowanie mitologią sumeryjską?

W zasadzie nie pamiętam. Siedziałem w mitologii od zawsze, głównie greckiej, każde dziecko to czyta i zna. A potem jakoś tak tym przesiąkłem. Głównie po dokładnym przeczytaniu Biblii. Czytasz o Potopie – a potem w innych mitach znajdujesz prototyp i pierwowzór Noego. I kłócisz się na lekcjach religii o to, że Sumerowie wymyślili to wcześniej, i że ich bóg był tylko jednym z bóstw opiekuńczych, które zrobiło karierę.

Jeśli miałbyś prawdziwą Księgę Wszystkich Godzin to co byś z nią zrobił?

Nie mogę ci powiedzieć. To oznaczałoby koniec wszystkiego! Zrobiłbym to samo co bohaterowie powieści. (śmiech)

A co powiesz o polskim tłumaczeniu? Doszły cię jakieś opinie?

Lojalność wobec wydawcy zabrania mi cokolwiek mówić. (śmiech)

Lubisz grać? Komputery, gry RPG? Bawią cię takie rzeczy?

Grywałem kiedyś w Warhammera! Nie gram już, nie mam czasu. Ale grałem kilka dobrych lat. Pamiętam moją jedną postać – zacząłem jako uczeń czarodzieja z tylko jednym czarem. I kiedy doszedłem do czarodzieja, moja postać trochę zwariowała. Zbierałem grzyby w lesie i natknąłem się na wojowników Chaosu. No, i moja postać miała załamanie nerwowe, MG rzucił – i wyszło, że rozwinąłem dendrofobię (lęk przed drzewami). A spora część kampanii rozgrywała się na przyjęciu w ogrodach pałacowych. I wyglądało to tak, że przez większość sesji moi kumple musieli mnie trzymać, bo kiedy się wyrwałem krzyczałem To krzak! Walę w niego kulę ognia! (Hal wstaje i odgrywa scenkę, wymachując butelką piwa). To było radosne. Nasze podejście do RPG było trochę takie ”nerdowskie”. Półroczne kampanie, wino, świeczki, te rzeczy.
Nie gram też na komputerze, mam kiepską koordynację oko-ręka, żeby osiągać dobre wyniki – a nie mam czasu, żeby się podszkolić. Grywam czasem w komputerowe RPG.

A jak postrzegasz gry fabularne jako pisarz?

To bardzo dobre ćwiczenie wyobraźni, na pewno przydatne. Jeden z moich przyjaciół z Koła Pisarzy w Glasgow zaczął pisać powieści ze świata gry. I cały czas to robi, dobrze mu idzie. Jedno z moich opowiadań jest lekko oparte na wydarzeniach z sesji Warhammera.

Wracamy do Welinu i Atramentu. Jak długo zbierałeś informacje i pisałeś książki?

O rany.. dziesięć lat – od początku pomysłu. Najpierw nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie powieść. Ale to się rozwija i narasta. Nagle miałem tyle rzeczy, pomysłów, historyjek, nowelek i opowieści, że spod nich zaczęły wyłaniać się kontury całości. Bohaterowie i ich historie zaczęły się splatać, ich imiona stały się znaczące, fabuły przeniknęły się na wylot.

A w jakim stopniu te powieści są o tobie? Wiadomo, że autor zawsze w jakiś sposób przemyca siebie do swojego tekstu – gdzie w Welinie i Atramencie jest Hal Duncan?

To przecież stuprocentowa autobiografia! Wszystko jest prawdziwe! (śmiech). Ale poważnie – na pewno część tych rzeczy, czasem najdziwniejszych, wynika i wychodzi ze mnie. Każda z postaci jest jakimś kawałkiem mojej jaźni. Jeśli użyjesz do tego Junga – cień, anima, animus – to wszystko odbija się w książce. Jack Flash, na przykład, to czysty ogień, nieskrępowane id. W każdym z nich jest kawałek mnie – ale to też jest tak, że to uniwersalny kawałek, który jest w każdym człowieku. Wszyscy mamy Cień, ten zimny i kalkulujący pierwiastek świadomości, który myśli okropne rzeczy. To dość uniwersalne archetypy.

Jakie masz plany na przyszłość?

Mam zamówienie na taką trochę pulpową minipowieść – Ucieczka z Piekła! Bezdomny, dziwka, pedzio i zabójca uciekają z piekła. Wydaje mi się, że będzie tam dużo akcji, zupełnie inaczej niż w Welinie i Atramencie. Będzie krwiście, szybko i ostro. Nie chcę kopiować siebie samego, dlatego chcę napisać coś innego. W zasadzie planuję napisać coś w każdym gatunku, spróbować różnych rzeczy. Trochę tak, jak filmy braci Cohen – nie oglądasz Ladykillers, dlatego że to film gangsterski, tylko dlatego, że to film braci Cohen. Oni bawią się gatunkiem, kodem filmowym. Tak chciałbym potraktować literaturę: Co by tu dziś napisać? Hard sf? A może fantasy?.

Lubisz środowisko fanów? Konwenty i zjazdy?

Jasne! Bardzo mi się podoba sama koncepcja fandomu. Aczkolwiek u was jest chyba lepiej, bo brytyjski fandom to podstarzali kolesie, którzy skupiają się na filmach i serialach. Fandom się starzeje, coraz mniej młodych ludzi trafia do środowiska. Konwenty się trochę przejadły, niestety. Niedawno nasz szkocki konwent – Alphacon musiał połączyć się z konwentem fanów Nieśmiertelnego. Nie jest dobrze, ale ciągle jest nadzieja – patrzę na wasz fandom, na wasz konwent – i jest naprawdę dobrze.

Wielkie dzięki za poświęcony nam czas. Ostatnie słowa od Hala Duncana do czytelników serwisu polter.pl?

Dzięki za przeczytanie mojej książki! Trzymajcie się ciepło!

Dziękuję za wywiad – i do zobaczenia w Krakowie.

To ja dziękuję, to była prawdziwa przyjemność.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Atrament - Hal Duncan
Hit czy kit?
- recenzja
Welin - Hal Duncan
- recenzja
Welin - Hal Duncan
- recenzja
Żałoba zabawkarza – Hal Duncan
(The Toymaker's Grief)
Oka Wejrzenie – Hal Duncan
(The Behold of the Eye)

Komentarze


Furiath
   
Ocena:
0
Fajny wywiad, ale zabrakło mi "Skąd bierzesz pomysły na swoje historie?" hyhy :)
31-12-2008 13:31
malakh
   
Ocena:
0
Nie, nie, tylko nie to pytanie, ono jest okropne i oklepane.
Pytajcie o inspiracje, natchnienie, ale nie o pomysły, bo wam będą odpowiadać, że z "notatkina Grzędowicza" - Ćwiek tak robi;p

A wywiad bardzo fajny... yh, ja to bym sobie z Wattsem pogaworzył...;(
31-12-2008 13:58
Dziki Osioł
   
Ocena:
0
Czy tylko mi ten pan przypomina Varga Vikernessa?
01-01-2009 20:53
lucek
   
Ocena:
0
@Furiath - dzięki, dzięki. Pytanie o pomysły padło, ale odpowiedź była niepedagogiczna (piliśmy piwo i Hal wskazał na butelkę!)

@malakh - dzięki, dzięki ;-)

@Dziki Osioł - Varg ma teraz krótkie włoski ;-)

02-01-2009 13:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.