» Recenzje » Wolsung Antologia, tom I

Wolsung Antologia, tom I


wersja do druku

Opowieści Wieku Pary

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło, Matylda 'Melanto' Zatorska

Wolsung Antologia, tom I
Książki osadzone w realiach rozmaitych gier z reguły zasłużenie nie cieszą się najlepszą opinią. Mimo że wśród nowelizacji gier bitewnych, komputerowych czy fabularnych zdarzają się także prawdziwe perełki, to zdecydowana większość z nich nie wychodzi ponad przeciętność, a niektóre pozycje można wręcz stawiać za podręcznikowe przykłady złej literatury.

Polscy autorzy zarówno gier fabularnych, jak i utworów literackich opartych na ich kanwie niejednokrotnie pokazali jednak, że znają się na swoim fachu, a owoce ich pracy z podniesioną przyłbicą mogą stawać w szranki ze światową konkurencją.

Nie miałem wprawdzie okazji zapoznać się z Czerwonym okiem, antologią opowiadań osadzonych w realiach portalowej Neuroshimy, ale jako że ten system nie zalicza się do moich ulubionych, nie odczuwałem szczególnej potrzeby sięgnięcia po ów zbiór. Natomiast wydanej nakładem formy van der Book kolekcja historii umiejscowionych w steampunkowej rzeczywistości Wolsunga nie mogłem sobie odmówić – zarówno dobrze znany świat Magii Wieku Pary, jak i nazwiska przynajmniej niektórych z autorów, których prace złożyły się na pierwszy tom wolsungowej Antologii zachęcały do sięgnięcia po tę pozycję.

Na zbiór ów składa się trzynaście tekstów o dość zróżnicowanej długości, tematyce i klimacie, pokazując, że oprócz awanturniczo-przygodowej konwencji (choć ta zdecydowanie dominuje) w świecie Wolsunga jest miejsce na znacznie więcej.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Antologię otwiera Wstęp Michała "Puszona" Stachyry, w którym jeden z twórców Kuźni Gier i Fajnych RPG przybliża historię powstania tego zbioru. Spora część zamieszczonych w nim prac to pokłosie konkursu dla fanów systemu, choć nie zabrakło także prac znanych (i uznanych) twórców.

Pierwsze opowiadanie w kolekcji to owoc pracy właśnie jednego z twórców o już wyrobionej marce. Archibald Compton i zaginione miasto Enli-La Krzysztofa Piskorskiego na dobrą sprawę mogłoby stanowić wizytówkę Wolsunga i myślę, że nie jest dziełem przypadku, iż właśnie ten tekst rozpoczyna Antologię. Szaleńcze pościgi, walka na śmierć i życie, mroczne tajemnice, antyczne ruiny pełne skarbów i pułapek – a wszystko to połączone w zgrabną całość, aż skrzącą się od dowcipu. Archibald... to zdecydowanie jeden z najlepszych tekstów w zbiorze.

W pierwszym odruchu chciałem napisać, że tego samego nie można powiedzieć o Królowej Atlantydy autorstwa Igora Myszkiewicza, ale byłaby to opinia niesłusznie deprecjonująca. Królowa... jest po prostu napisana tak diametralnie odmiennie od poprzedzającego ją opowiadania, że początkowo może to budzić w czytelniku pewien dysonans. Zamiast spójnego ciągu fabuły dostajemy zbiór scen, zamiast plastycznych opisów – raczej impresje, a jednak pomimo tego (a może właśnie dlatego) chętnie zobaczyłbym ekranizację tego tekstu – myślę, że kapitalnie mógłby się sprawdzić jako animowany short.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ostatnia praca Perfoklesa Durronta pióra Pawła Majki powraca do bardziej standardowej narracji, dając przy okazji czytelnikowi ciekawą mieszankę gatunków. Łącząc elementy awanturniczo-przygodowe z kryminalną intrygą i elementami jako żywo pasującymi do horroru, doskonale wpasowuje się w konwencję, którą podkreślają jeszcze nawiązania do klasyki literatury. Duet detektywa i jego wiernego przyjaciela siłą rzeczy musi budzić u czytelnika oczywiste skojarzenia, choć postać tytułowego bohatera opowiadania czerpie wyraźne inspiracje także z literackiej spuścizny Agathy Christie.

Echo tego dziedzictwa spodziewałem się odnaleźć także w kolejnym opowiadaniu. Tytułowy Colossus z pracy Mateusza Bielskiego to pociąg przemierzający przeklęte, nawiedzone pustkowia. Luksusowy cud nowoczesnego kolejnictwa nie okazuje się jednak sceną zbrodni podobnych do tych z Morderstwa w Orient Ekspresie, a znacznie mroczniejszej i nieporównanie bardziej plugawej intrygi, którą rozwikłać mogą tylko połączone wysiłki bohaterów tej historii. Tekst momentami przypomniał mi opowiadanie otwierające zbiór, ale w żadnym razie nie uznałbym tego za wadę – najwyraźniej obaj autorzy, dobrze czując się w konwencji Wolsunga, postanowili wykorzystać podobne elementy wolsungowego sztafażu.

W następnym tekście zbioru, Jeźdźcu wywern Michała Studniarka, kluczową rolę, podobnie jak w Colossusie, odgrywają technomagiczne wehikuły, na tym jednak podobieństwo się kończy. Zamiast grupy postaci mamy jednego bohatera, który – nawiasem mówiąc – jest zdecydowanie najlepszym elementem całego tekstu. Pomimo niewielkiej objętości opowiadania autor odmalowuje ciekawą, złożoną sylwetkę slawijskiego weterana zmuszonego przez koleje losu do zarabiania na chleb jako kurier, któremu Fortuna zdaje się dać jeszcze jedną szansę, by posmakować podniebnej walki. Razem z nim czytelnik przekona się, że nie wszystko jest tym, czym się wydaje, a tym razem zwycięstwo smakuje wyjątkowo gorzko, także u odbiorcy pozostawiając piołunowy posmak.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Najkrótszym opowiadaniem w całym zbiorze jest Przebudzenie Karola Woźniczaka. Mimo wyjątkowo oszczędnej formy tekst na pewno zasługuje na uwagę. Historia wiernego sługi Nieumarłej Rzeszy budziła we mnie skojarzenia z lovecraftowskim Wyrzutkiem, jednak jej zakończenie okazuje się nieporównanie bardziej optymistyczne niż w utworze Samotnika z Providence – zawsze można uciec przed losem, który wydaje się nam przeznaczony, nawet jeśli przyjdzie zapłacić za to najwyższą cenę. Tekst bardziej refleksyjny niż zdecydowana większość prac zamieszczonych w Antologii pokazuje, że i w Wolsungu jest miejsce na więcej niż tylko szaleńcze przygody.

Bliżej do tej domyślnej dla systemu konwencji powraca Marcin Rusnak utworem Krąg de Belville'a. Miłośnicy kryminalnych intryg powinni być nim zachwyceni – już na wstępie mamy morderstwo alfheimskiego marszanda, a potem akcja nabiera tempa aż do zaskakującego finału. Autor bardzo zręcznie łączy kilka charakterystycznych dla Lyonesse elementów, powoli odsłaniając przed czytelnikiem kolejne kawałki skomplikowanej układanki, do samego końca plącząc tropy i fałszywymi poszlakami zwodząc tak czytelników, jak i prowadzącego dochodzenie śledczego.

Dziennik doktora Augusty Anny Wołosak-Tomaszewskiej to z pewnością jeden z oryginalniejszych tekstów wchodzących w skład zbioru. Zapiski jednego z uczestników wyprawy ratunkowej wśród mroźnych szczytów powoli odsłaniają przed czytelnikiem grozę sytuacji, w której członkowie naprędce zorganizowanej ekspedycji muszą stawiać czoła nie tylko ekstremalnym warunkom pogodowym, ale i kryjącemu się wśród nich mordercy, którego tożsamość także dla czytelnika może być zaskoczeniem. Nietypowa forma dziennika przeplatanego zapiskami (przemyśleniami? listami?) mordercy kierowanymi do jednej z uczestniczek wyprawy przywodzą na myśl klasyczne utwory w rodzaju Drakuli czy Szepczących w ciemności, ale, podobnie jak Twitterowanie z Cyrku Umarłych, pokazują, że również współcześnie podobny rodzaj narracji jak najbardziej ma rację bytu.

Słabiej natomiast oceniłbym kolejny tekst, jakim jest napisany przez Simona Zacka Barona Nuchternkopfa tryumf potrójny. W założeniu lekka i humorystyczna historyjka zupełnie nie trafia w mój gust: ani humorem, który okazał się przyciężkawy, ani fabułą, ani postaciami, płaskimi nawet jak na awanturniczo-przygodowe standardy.

Nie zachwyciła mnie również Tajemnica Kwadratu Hamiltońskiego autorstwa Sylwii Finklińskiej. Historia wyprawy badawczej zapuszczającej się w najbardziej niebezpieczny region Oceanu Tetydzkiego z pewnością mogłaby być ciekawsza; niestety, trudno podczas lektury nie odnieść wrażenia pewnej rozwlekłości tekstu. Niespieszna narracja mogłaby być atutem, podobnie jak w przypadku Przebudzenia stanowić przyjemny kontrapunkt dla zawrotnego tempa, w jakim rozgrywa się akcja kilku innych opowiadań w zbiorze, ale jak na mój gust szybszy rozwój fabuły i skrócenie tekstu mogłyby wyjść Tajemnicy... na dobre. Tym bardziej, że na dobrą sprawę wyprawa, o której opowiada, okazuje się jedynie preludium dla znacznie poważniejszej ekspedycji – ciekawe, czy z jej przebiegiem zapoznamy się w którymś z kolejnych tomów Antologii?

Głód Roberta Sosnkowskiego to kolejny tekst, który otwiera znalezienie zwłok – motyw może ograny, ale z pewnością dający czytelnikowi jasny sygnał, do jakiego gatunku przynależy konkretny tekst. Znów więc mamy do czynienia z kryminałem, ale w cięższej odmianie niż ta, jaką prezentował Krąg de Belville'a. Tutaj trup będzie słał się gęściej, a i zakończeniu dalece różni się od tego z opowiadania Marcina Rusnaka. Głód to bowiem jedynie po części kryminał, a po części horror, i to z rodzaju tych, w których nie ma co liczyć na happy end. Niezależnie od tego, jest to dobrze opowiedziana historia, w której autor pokazuje, że granica pomiędzy stróżami prawa a przestępcami może być cieńsza, niż mogłoby się wydawać, a niektórzy gotowi są posunąć się naprawdę do wszystkiego, by zrealizować swoje cele. Prawdy aż nazbyt oczywiste, ale w Głodzie autor potrafił przekazać je w bardzo sprawnie skonstruowanej historii.

Dla odmiany Zbigniew Szatkowski w Dobrym zakończeniu idzie raczej w stronę groteski niż poważnej grozy. Mimo że i tu mamy aż nadto trupów, to krótki tekst skrzy się od dowcipu, którego nie brakuje ani autorowi, ani głównemu bohaterowi, pokazującemu czytelnikom, jak niebezpieczna może być praca redaktora – miejmy tylko nadzieję, że lektura tego opowiadania nie zainspiruje autorów, których teksty nie dostały się do Antologii.

Jeśli wypada pochwalić otwarcie zbioru wolsungowych opowiadań jednym z lepszych tekstów wchodzących w jego skład, to tym bardziej na pochwały zasługuje zamknięcie go naprawdę kapitalnym utworem. Czarne jaskółki Macieja Guzka to najobszerniejszy tekst w antologii; na jego przestrzeni starczyło więc miejsca i na wielowątkową fabułę, i na solidnie zarysowane postaci, i na odmalowanie świata przedstawionego w stopniu, na jaki nie pozwoliłaby krótsza forma. Autor, który kilkakrotnie nominowany był do nagrody Zajdla, także i tym razem pokazuje klasę, jakiej można mu tylko pozazdrościć. Zadanie grupy najemników zatrudnionych do rozprawienia się z potworem terroryzującym robotników w jednej z dymnickich kopalni szybko okazuje się bardziej skomplikowane, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Drugie dno pokazuje nie tylko sama intryga, ale także bohaterowie – tak główni, jak i, wydawałoby się, zupełnie epizodyczni. Chociaż zarówno historia opowiedziana w Czarnych jaskółkach, jak i język, którym operuje autor, zasługują na uwagę, to w mojej ocenie właśnie przedstawione w tym tekście postacie są jego największym atutem – aż chciałoby się, by powróciły w kolejnych opowiadaniach, a może nawet powieści. Z całą pewnością przygody drużyny najemników mogłyby stanowić doskonały temat kolejnych historii ze świata Wolsunga.

Czarne jaskółki są wprawdzie ostatnim tekstem w Antologii, jednak dalej czeka na nas kilka materiałów, które czytelnicy będą mogli uznać za przydatne – mapa świata, Wanadii (kontynentu odpowiadającego Europie), Slawii (czyli pseudo-Polski) oraz sieci metra w Lyonesse. Nie rozumiem jedynie zamieszczenia tego ostatniego planu, jako że kolej podziemna alfheimskiej stolicy nie odgrywa istotnej roli w żadnym z opowiadań. Znacznie lepszym pomysłem byłoby zamieszczenie mapy samego miasta, w którym osadzona jest akcja przynajmniej kilku tekstów. Wszystkie mapy pochodzą z podręczników do Wolsunga, więc i zaczerpnięcie planu Lyonesse z suplementu poświęconego miastu (skąd przedrukowano schemat sieci metra) nie powinno nastręczać trudności.

Nie bez powodu Wolsung zdobył wśród erpegowców popularność – jednym z powodów jego sukcesu był ciekawy, dobrze zarysowany setting, czerpiący tak z historii, jak i popkulturowych klisz. Osadzenie w nim akcji opowiadań to znakomity pomysł, pozwalający poznać realia świata Magii Wieku Pary także osobom, które nie miały dotąd do czynienia z żadną z osadzonych w nich gier. Graczy i Mistrzów Gry rozgrywających swoje sesje w systemie Kuźni Gier nie muszę zachęcać do sięgnięcia po Antologię, ale myślę, że i te osoby, którym obce jest to uniwersum, nie pożałują lektury opowiadań zebranych w tym tomie.

Antologia okiem erpegowca

W trakcie lektury tekstów składających się na wolsungową Antologię nie mogłem nie zastanawiać się nad opcją potraktowania ich jako punktu wyjścia do stworzenia scenariuszy przygód. Część z krótszych opowiadań (jak Przebudzenie czy Tajemnica Kwadratu Hamiltońskiego albo Dobre zakończenie) może w najlepszym wypadku dostarczyć jakiegoś elementu do wykorzystania na sesji, ale i z tych dłuższych trudno byłoby przenieść wiele dosłownie na język gry fabularnej. Jeździec wywern, Głód czy Czarne jaskółki zbyt mocno opierają swą konstrukcję na występujących w nich bohaterach, by w grupie innych postaci mogły sprawdzić się równie dobrze. Jednak nawet pomimo tego z powodzeniem mogą posłużyć jako źródło pomysłów i inspiracji.

Z kolei Krąg de Belville'a, Archibald Compton i zaginione miasto Enli-La, Ostatnia praca Petroklesa Durronta albo Colossus z łatwością można dosłownie przerobić na scenariusze – wykorzystują one wprawdzie konkretne systemowe archetypy (głównie Śledczego), ale w sposób na tyle otwarty, że bez wysiłku ich fabuły dadzą się przenieść na erpegowe sesje.

 

Dziękujemy wydawnictwu van der Book za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Antologia Wolsung Tom 1
Autor: antologia
Wydawca: Van Der Book
Data wydania: 23 kwietnia 2015
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Cena: 35 zł



Czytaj również

Wolsung Antologia, tom II
Zbiór do pary
- recenzja
Plemiona Windlandii – Naida
Fanowski materiał do drugiej edycji Wolsunga
Łakomczuchy
Jednostrzałowa przygoda do systemu Wolsung: Magia Wieku Pary
Fumetsugumi
Ostatni samuraje szoguna
Wolsung: historie z kart
Przetasujmy działanie kart!
Dzień, w którym zatonęła Urda
Trzyczęściowy odcinek specjalny
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.