» Recenzje » Wielki Mistrz - Trudi Canavan

Wielki Mistrz - Trudi Canavan


wersja do druku

Koniec końcem nie będący

Redakcja: Michał 'M.S.' Smętek

Wielki Mistrz - Trudi Canavan
Trudi Canavan dopiero zaczyna swoją przygodę z pisarstwem, co wyraźnie było widać w dwóch pierwszych tomach jej debiutanckiego dzieła, Trylogii Czarnego Maga. Sporo dłużyzn, zdecydowanie zbyt dużo denerwujących introspekcji, a do tego dziwna maniera roztrząsania przez bohaterów zwyczajnych błahostek, jakby były to wydarzenia o znaczeniu dziejowym. To się jednak zmienia. Zmiany przychodzą powoli, stopniowo, ale są widoczne. Dlatego też drugi tom, Nowicjuszka był sporo lepszy od zapoczątkowującej cykl Gildii Magów, a z kolei kończący trylogię Wielki Mistrz w cuglach przegania swoich poprzedników.

Sonea - jak to już jej weszło w zwyczaj – waha się. Nie wie, czy tak naprawdę Akkarin jest jej wrogiem, czy też jego poczynaniami kieruje wyższa konieczność. Młoda adeptka sztuk magicznych wciąż boi się czarnej magii, drży na samą myśl o związanych z nią rytuałach, a jednocześnie jest nią zafascynowana. Z każdym dniem dowiaduje się więcej, jednakże czas ucieka. Wielki Mistrz Gildii Magów uprzedza młodziutką Soneę, że tylko on chroni jej ojczyznę przed najazdem okrutnych Ichnich, czarnych magów z Sachaki. Jeżeli mówi prawdę, Kyralia jest w wielkim niebezpieczeństwie…

Paradoksalnie, będący najobszerniejszym tomem cyklu Wielki Mistrz jest najmniej rozwlekły. W przeciwieństwie do poprzednich części, w których biadolenie (oj tak, denerwujące to było) Sonei skutecznie mnie zanudzało, a czasem nawet usypiało; tym razem Canavan przełożyła akcję nad monologi wewnętrzne. Więcej się dzieje, fabuła rozkręca się ze strony na stronę, a rozgrywające się na łamach powieści wydarzenia nareszcie nabierają jakiejś skali. W Gildii Magów strachliwa smarkula uciekała przed magami. W Nowicjuszce już nieco bardziej wyrośnięta dziewczyna spędzała czas na użalaniu się nad własnym losem i uciekaniu (znowu), tym razem przed innymi adeptami magii. Nie dziw więc, że wieńczący trylogię tom dużo bardziej przypadł mi do gustu – odkrywanie tajemnej wiedzy, poznawanie przeszłości Gildii, a do tego efektowne walki magów.

Jednakże największą zaletą Wielkiego Mistrza jest… sam Wielki Mistrz. To, co autorka zasygnalizowała pod koniec części drugiej, w tym tomie nabiera rozpędu. Akkarin wychodzi na pierwszy plan, przyćmiewa innych bohaterów, w cień spycha nawet Soneę. Więcej mówi, więcej robi, ujawnia swoją przeszłość. I to się sprawdza. Nareszcie pojawia się (a raczej w pełni ukazuje się czytelnikowi) bohater intrygujący, dojrzały; ktoś, kogo losy można śledzić z zapartym tchem, a nie grymasem znudzenia (Sonea jest, według mnie, zbyt dziecinna).

Nie obyło się jednak bez wad. Przede wszystkim, jakkolwiek wspominałem o wyraźnym ukróceniu introspekcyjnych zapędów głównej bohaterki, nie oznacza to, iż owe rozwlekłe monologi wewnętrzne całkiem zniknęły. Nudzą one i drażnią – niektóre fragmenty powinny być po prostu wycięte. Postacie, bo do Sonei dołącza także Cery, Rothen i Dannyl, czasami zbytnio się wszystkim przejmują, powiedziałbym brutalniej – użalają się nad sobą. Chyba po prostu wolę ludzi czynu…

Pozostały jeszcze dwie, nieco irytujące mnie cechy tej powieści. Po pierwsze, uważam, że autorka zmarnowała potencjał magicznych pojedynków. Ten pomiędzy Soneą i Reginem, wieńczący tom drugi, dawał nadzieję, że w finałowych rozgrywkach będzie jeszcze lepiej. Niestety, częstokroć pisarka ograniczała się jedynie do opisywania, że jedna postać uderzała magicznymi pociskami w tarcze drugiej… i tak do znudzenia, aż moc któregoś z nich się wyczerpała. Wprawdzie niekonwencjonalne zakończenia niektórych potyczek (te z udziałem Sonei) niekiedy bywały pewnym urozmaiceniem, niemniej nie tego się spodziewałem.

Na koniec przyczepię się do jeszcze jednaj cechy, mianowicie wszelkiej maści dziwacznych zwierząt i roślin. Rozumiem, że autorka chciała zbudować aurę magiczności, utwierdzić czytelnika, że opisywane przez nią wydarzenia rozgrywają się w jakimś niezwykłym, nieistniejącym świecie, uważam jednak, że upychane sporadycznie to tu, to tam elementy flory i fauny nie spełniły swojego zadania. Wszystko to wyglądało sztucznie i absolutnie nie pasowało do powieści, nie miało żadnego uzasadnienia dla swojego istnienia. Ot, świat praktycznie taki jak nasz (z tym że są magowie), na co dzień niczym się nie różniący. Aż tu nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki autorka wyskakuje z jakimś zwierzakiem-cudakiem. Według mnie nie sprawdziło się to, podobnie jak slang slumsów – absolutnie niepotrzebny, miejscami denerwujący.

Wielki Mistrz nie jest powieścią pozbawioną wad, na szczęście nie brak mu rekompensujących je z nawiązką zalet. Szybka akcja, sporo intrygujących wątków, a przede wszystkim bardzo dobrze nakreślona postać Akkarina (i nie gorszy Takan, jego sługa). Wyraźnie widać, że autorka się uczy, rozwija, a zważywszy na zapowiadane sequele i prequele – dobrze wróży to wszystkim fanom cyklu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Wielki Mistrz (The High Lord)
Cykl: Trylogia Czarnego Maga
Tom: 3
Autor: Trudi Canavan
Tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
Wydawca: Galeria Książki
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 3 października 2008
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 195 × 125 mm
ISBN-13: 978-83-925796-2-5
Cena: 43,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Aravia
    Ooooooo....
Ocena:
0
I dopiero tu napisałeś coś mądrego. Nie ma co! Książka jest poprostu bezapelacyjnie GENIALNA !!!!!!!! Najlepsza z całej Trylogi...
25-03-2010 16:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.