» Recenzje » Wampy, wampiry... - Lucienne Diver

Wampy, wampiry... - Lucienne Diver


wersja do druku

Moda na wampira, odcinek 79...

Redakcja: Bartek 'Barneej' Szpojda

Wampy, wampiry... - Lucienne Diver
Maria Janion w eseju Demony, wampiry, potwory, opublikowanym dość dawno temu, bo w 1975 w lipcowym numerze magazynu Kino, napisała: "Komediowo-parodystyczny powrót do obydwu ulubionych mitów powieści i kina grozy [Draculi i potwora Frankensteina] mówi wiele o sytuacji gatunku. Parodie pojawiają się wtedy, gdy gatunek musi się bronić przed degradacją i śmiercią". W tym samym artykule jednak wybitna badaczka literatury wcale nie wróży gatunkowi upadku, przeciwnie – świetne parodie są szansą na przekształcenie i odnowienie obu tych motywów. To interesujące jak historia się powtarza. Nie można nie zauważyć, że ostatnimi czasy gatunek fantasy/horror jest przesycony tworami traktującymi o mrocznych krwiopijcach, a większość z tych hurtowo produkowanych dzieł jest pisanych według kilku dość słabych i powtarzanych do znudzenia schematów fabularnych.

Książka Lucienne Diver wcale nie odróżnia się na tym tle – jest to bardzo przeciętna powieść o wampirach skierowana przede wszystkim do nastoletnich czytelniczek. Wampy, wampiry... w założeniu miały być powieścią lekką i zabawną, ale ostatecznie niestety zarówno tematyka jak i poczucie humoru są dość nijakie. Trudno nawet stwierdzić, na ile to sparodiowanie gatunku było celowe, a na ile był to po prostu tak zwany wypadek przy pracy.

Akcja książki zaczyna się w momencie, gdy niezbyt zachwycona bohaterka Gina Covello, licealistka z Mozulla High School, gdzieś w stanie Ohio, budzi się w trumnie po trzech dniach od swojej śmierci. Już na samym wstępie jej największym problemem jest to, że rodzice pochowali ją w zupełnie nietwarzowej sukience, w której nie może się pokazać ludziom na oczy, bo pewnie umarła by po raz drugi – tym razem z zażenowania. Potem jest już w ten sam deseń – myśli bohaterki krążą przeważnie wokół dylematów okołourodowych, takich jak zaniedbany manicure, problemy z ułożeniem fryzury, gdy nie posiada się odbicia (a ponieważ jest to nie lada problem, desperacja popycha ją do usiłowania zwampiryzowania fryzjerki), ale również związana z tym, absolutnie fantastyczna możliwość niewykrywalnej kradzieży dizajnerskich ciuchów w centrach handlowych. Wampiryzm ogranicza się do wyżej wymienionych zewnętrznych przejawów, a zagadnienia egzystencjalne, które zazwyczaj dręczyły dzieci mroku, również te w wersji emo, wydają się być passe – Gina niezbyt przejmuje się tym, że bezpowrotnie utraciła człowieczeństwo, być może zatraciła swoją nieśmiertelną duszę i jest zmuszona do żerowania na ludziach. Zresztą dlaczego miała by się przejmować? Jej rodzice najwidoczniej niezbyt przejęli się śmiercią córki w wypadku samochodowym, a ona także nie wydawała się z nimi szczególnie związana. Za to chłopak i wampirzy stwórca dziewczyny, Bobby "Koszmar" Delvecchio, z nieatrakcyjnego mózgowca-szachisty zmienił się nagle w niezłe ciacho, a jak się wkrótce okazuje szkolni koledzy bohaterki również zostali zwampiryzowani, więc tej wyjątkowo towarzyskiej osóbce samotność raczej nie zagrozi.

Jej nowy stan miałby więc same plusy, gdyby nie nieco problematyczny fakt, że do miasta przybyła wraz ze świtą umięśnionych goryli wampirzyca Mellisande, która zamierza zostać królową i w tym celu formuje armię wampirów z nieletnich uczniów okolicznego liceum. Walka między dwoma damami jest nieunikniona, tym bardziej, że obie są zainteresowane Bobbym, wedle przepowiedni (bo przepowiednia wieszcząca przemianę świata jest niemal obowiązkowym elementem fabuły) obdarzonym niezwykłymi nadnaturalnymi mocami. Każda dziewczyna chciałaby się umawiać z superbohaterem, więc Gina nie tylko nie zamierza się poddawać i wyrzekać swojego chłopaka, lecz również czuje powinność uratowania współtowarzyszy niedoli, omotanych przez Mellisande i tresowanych na jej mięso armatnie w planowanej wojnie z tajemniczymi wrogami. W tym momencie następuje ciąg absolutnie przewidywalnych zdarzeń – pościgi, porwania, groźby tortur, niezbyt poważne okaleczenia, uwięzienie w piwnicy posiadłości wampirów, podsłuchiwanie tajemnic, knucie i podstępy. Wreszcie dzielna licealistka zachowuje się jak najbardziej stereotypowy twardziel z filmów akcji – rozwikłuje intrygi, praktycznie samodzielnie uwalnia zakładników i motywuje młodociane wampiry do bohaterskiej walki w obronie życia, wolności i godności. Oczywiście protagonistka okazała się charyzmatyczną przywódczynią powstania i mistrzem strategii. To by było właściwie wszystko, co można powiedzieć o akcji w Wampach, wampirach....

Powieść jest napisana prostym językiem naszpikowanym masą nazw własnych, które można znaleźć w kolorowych magazynach o modzie i kosmetykach, pełnych plotek o pięknych, sławnych i bogatych tego świata. Czytelnik rzeczywiście może odnieść wrażenie, że czyta najnowszy numer Avanti, w dodatku niezbyt zgrabnie zakamuflowany. Przeważają dialogi; opisy są ograniczone do minimum i dlatego też te nieco ponad dwieście stron naprawdę błyskawicznie się czyta.

Ogólne wrażenie z lektury, niestety jest negatywne. Jestem w stanie zrozumieć, że ostatnio wampiry jako gatunek literackich i filmowych potworów znacznie złagodniały, wypiękniały i ogólnie wydelikaciły się i, chociaż wielu jest niezadowolonych z takiego stanu rzeczy, to się podoba, jest modne i dobrze się sprzedaje Właśnie słowa modne, trendy, a przede wszystkim Cosmo są słowami-wytrychami w powieści Lucienne Diver. Kreacja protagonistki jest jak najbardziej schematyczna – jest nastolatką w typie stereotypowej szkolnej piękności, dobrze znanym z amerykańskich teenage movies, a mianowicie dziewczyną nienagannie wystylizowaną, z maniakalną obsesją na punkcie upiększania własnej osoby, lecz psychicznie nieskomplikowaną i płytką jak kałuża. Podobnie pozostałe postacie – wszyscy jak jeden mąż są nieznośnie sztampowi. Czytelnik nie jest w stanie przejąć się losem bohaterów, wydarzenie nie wzbudzają większych emocji, tętno nie skacze, gdy bohaterowie znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wampy, wampiry... są niezłą propozycją na jeden, nudny wieczór, a ponieważ książka kompletnie nie zapada w pamięć, przestałam o niej myśleć z chwilą przeczytania ostatniego zdania.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
3.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Wampy, wampiry...
Autor: Lucienne Diver
Tłumaczenie: Barbara Górecka
Wydawca: Egmont Polska
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 6 października 2010
Format: 140 x 210 mm
ISBN-13: 978-83-237-3509-0
Cena: 24,90 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.