» Recenzje » Umarłe dusze - Michael Laimo

Umarłe dusze - Michael Laimo

Umarłe dusze - Michael Laimo
Jak daleko można się posunąć w poszukiwaniu recepty na nieśmiertelność i jakie demoniczne potęgi należy wezwać, by ów cel osiągnąć? Czy cena, którą przyjdzie zapłacić za taki pakt nie okaże się zbyt wysoka? Najmroczniejsze sfery ludzkiej podświadomości eksploruje Michael Laimo w Umarłych Duszach.

List, który John Petrie otrzymuje w przeddzień swoich osiemnastych urodzin, wydaje się być dla niego wybawieniem. Chłopak wychowywany przez matkę – fanatyczkę religijną, która każdy przejaw jego niezależności traktuje jako grzech śmiertelny, lekceważony przez wiecznie pijanego ojca, pragnie uwolnić się z tego – jak sam twierdzi – koszmaru, a obietnica ogromnego spadku jest ziszczeniem nieosiągalnego do tej pory marzenia. I nawet fakt, iż nazwisko człowieka, który zapisał mu majątek nic mu nie mówi, nie mąci radości młodzieńca. Nie budzi jego niepokoju i to, iż adwokat, zajmujący się tą sprawą zobowiązuje go do zachowania tajemnicy i wymaga odbycia podróży do miasteczka, z którego owy ofiarodawca pochodził. Również seria nieszczęśliwych wypadków w jego rodzinie początkowo jedynie lekko go niepokoi, co jednak przeradza się w trwogę, gdy wydarzenia te dramatycznie się eskalują. Kiedy zaś okaże się, iż podczas wyprawy do małego miasteczka Wellfield zstąpi w najgłębsze otchłanie piekła, poznając prawdę o swej przeszłości i mocach, które mają wpływ na jego życie oraz będzie zmuszony się z nimi zmierzyć, by odwrócić klątwę, która na nim ciąży, przeżyje prawdziwe chwile grozy.

Fabuła Umarłych Dusz dzieli się na trzy wątki, które początkowo wydają się całkowicie od siebie niezależne. Pierwszy z nich, to historia pacjenta Zakładu Dla Umysłowo Chorych Pine Oak, Davida Mackaya, utrzymana w nieco surrealistycznym tonie, gdyż nie do końca jasne jest, które wydarzenia mają w istocie miejsce, a które są jedynie urojeniami chorego umysłu. Drugi opisuje wydarzenia dotyczące podróży Johnny'ego i odkrywania przez niego rodzinnych tajemnic. I wreszcie trzeci - relacja z toczących się kilkanaście lat wcześniej makabrycznych czynów pastora Benjamina Conroya, które wstrząsnęły mieszkańcami Wellfield. W miarę rozwoju fabuły te trzy opowieści zaczynają się ze sobą łączyć, nawzajem się uzupełniając.

Wedle słów umieszczonych na ostatniej stronie okładki, Laimo nazywany jest "poetą przewrotności, który maluje strony swoich powieści czerwienią krwi i czernią najgłębszych mroków". Zawsze podchodziłam z dużą dozą nieufności do tego typu opinii, zastanawiając się, do jakiego stopnia jest to chwyt marketingowy, mający na celu zachęcenie czytelnika do kupienia książki. Opinia ta bowiem w żadnym stopniu nie pokrywa się z moimi wrażeniami. Z każdą kolejną stroną czułam się przytłoczona ilością makabry serwowanej przez autora – przypominającymi raport patologa szczegółowymi opisami okaleczonych w najbardziej wymyślne sposoby zwłok, czy też scenami orgiastycznego seksu. Wszystko to ujęte jest w bardzo prostych, topornych wręcz słowach, zupełnie jakby Laimo nie potrafił zmierzyć się z bardziej wyrafinowanym sposobem narracji – zastanawiam się, czy to kwestia tłumaczenia, czy też pisarz nie dopracował warsztatu literackiego. Sam pomysł na fabułę nie jest odkrywczy, a sposób, w jaki autor go rozwija – dość przewidywalny. Po finaliście nagrody Bram Stoker Award spodziewałam się jednak – noblesse oblige – lepszego pióra. Nawet zastosowanie oryginalnego pomysłu, czyli połączenia chrześcijaństwa z wierzeniami starożytnych Egipcjan, nie zostało do końca wykorzystane. Osobie, która tak jak ja choćby pobieżnie (jeszcze ze szkolnej ławy) zna Księgę Umarłych, śmiesznym wyda się sposób, w jaki autor ukazuje postać Ozyrysa, bardziej przypominający babilońskie wizerunki bóstw, niż te znane z egipskiej sztuki. Również opis krwawych rytuałów, mających na celu jego przywołanie, wywołuje odczucie niesmaku i przeładowania niepotrzebnym okrucieństwem.

Sylwetki bohaterów są tylko pobieżnie naszkicowane, tak, jakby autor od samego początku przypisał im rolę drugoplanową − pionków przeznaczonych jedynie do likwidacji. Trudno tu mówić o psychologicznej głębi, skoro charaktery postaci można określić jednym słowem – i są to bardzo czarno-białe wizerunki. Dobrzy są szlachetni aż do przesady, negatywni źli do szpiku kości. Główny protagonista cechuje się irytującą wręcz bezwolnością, podatnością na manipulacje i nawet jego heroiczne poczynania w kulminacyjnym momencie książki nie potrafią zatrzeć wrażenia papierowości tej postaci. Kreowany na sprawcę całego zła i pierwszoplanowy czarny charakter, pastor Conroy, który zatracił się we własnym szaleństwie, budzi politowanie. Pozostali są jedynie "mięsem armatnim".

Umarłe Dusze to horror bardzo krwawy i wszyscy miłośnicy gore na pewno przeczytają go z dużą dozą zainteresowania. Natomiast osoby, które nie gustują w tym gatunku powinny tę książkę omijać szerokim łukiem, jeśli nie chcą narazić się na szokujące wrażenia estetyczne i emocjonalne.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 2
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Umarłe dusze (Dead Souls)
Autor: Michael Laimo
Wydawca: AMBER
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 19 stycznia 2010
Liczba stron: 280
Format: 148 × 210 mm
ISBN-13: 978-83-241-3580-6
Cena: 29,80 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.