» Opowiadania » Szaro-zielony koc

Szaro-zielony koc

Było mu zimno. Gazeta, którą się przykrył, już dawno przemokła i nawet gdzieniegdzie prześwitywał przez nią gruby, szaro-zielony koc. Leżał tak już jakąś godzinę. Wcześniej mógł swobodnie zmieniać pozycje. Teraz jednak nie chciał zwracać na siebie uwagi. Przyszło więcej ludzi niż się spodziewał. Jednak był na to przygotowany. To miejsce było idealne. Ciemny zaułek między sklepem odzieżowym a obuwniczym był zawalony kartonami i gazetami. Otoczony murem z trzech stron zapewniał mu ochronę przed wiatrem i wzrokiem większej ilości gapiów. Nie był zdenerwowany. Nie przeszkadzało mu ani zimno, ani padający deszcz.

Był przyzwyczajony do podobnej pogody. Nie pierwszy raz leżał pod śmietnikiem. Starał się przypomnieć sobie sytuacje, gdy było mu gorzej. Kilka nasunęło mu się na myśl. Miał jeszcze kilka minut, zanim facet, dla którego ci wszyscy ludzie tu przyszli, zacznie drzeć się przez mikrofony. Musiał się czymś zająć, żeby nie myśleć o bolącej już ręce, na której leżał. W pewnym momencie jego myśli zeszły na Marka. Stary Mareczek. Znał go i słyszał o nim wiele. Emerytowany wojskowy. Pomaga takim jak on. To pewny człowiek, który nie zawodzi. Chociaż to i tak nie miało dla niego znaczenia. Nie lubił korzystać z czyjejś pomocy. Zawsze radził sobie sam. I zawsze na tym dobrze wychodził. Jednakże tym razem musiał pójść na współpracę. No i w ten sposób znalazł się tutaj.

Deszcz padał gęsto, ale drobnymi kroplami. Cały plac pokryty był lasem czarnych parasoli. Wokół podwyższenia ustawili się policjanci, tworząc ludzki mur. Wszyscy w napięciu oczekiwali na przewodniczącego Sądu Najwyższego. Czekali na to, co powie ten wysoki, siwiejący staruszek, któremu przypadło rozprawić się z największą grupą przestępczą od czasów Pruszkowa. W pewnym momencie z barokowego budynku wyszła grupa ludzi, wśród których można było rozpoznać charakterystyczną sylwetkę sędziego. Miał na sobie idealnie skrojony garnitur i białą koszulę. Szedł pod parasolem trzymanym przez jakiegoś młodego policjanta. Szybkim krokiem przemierzył drogę od drzwi do podwyższenia. Stanął przed mikrofonem i z miejsca zaczął przemowę. Mężczyzna pod śmietnikiem poczekał jeszcze chwilę. Zdziwił się, że ten uważany za twardego człowiek rzuca wyświechtanymi sloganami typu: "Sprawiedliwość zwycięży", "Prawda wyjdzie na jaw" – robiło mu się mdło, ale nie mógł dłużej zwlekać. Ręka bolała go jak diabli. Powoli, tak aby nikt nie zwrócił na niego uwagi, zaczął zmieniać pozycję. Wolno podciągnął soczewkę do oka. Doskonale widział wszystkich stojących na podwyższeniu. Jeszcze raz pomyślał, że nie powinien ufać innym ludziom...

Najpierw sędzia zamilkł, a na jego śnieżnobiałej koszuli pojawiła się szkarłatna plama. Potem ten wysoki człowiek w kompletnej ciszy osunął się na ziemię. Mareczek jednak zasłużył na swoją reputacje. Tłumik przymocowany do karabinu schowanego pod szaro-zielonym kocem zdał egzamin. W czasie gdy tłum w przerażeniu obserwował wydarzenia na mównicy, on wstał z ziemi, zrzucając z siebie resztki przemokłych gazet, i spokojnie wmieszał się w tłum.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


assarhadon
   
Ocena:
0
Hmm....nie za krótkie to? Lakoniczne niczym strzał z karabinu i nawet nie ma czasu, żeby się spodobało. Jednak oszczędność w słowach nie zawsze się opłaca.
Nie wiem, co o tym sądzić.
04-03-2008 10:38
teaver
   
Ocena:
0
Koniec uciekł. :) Ech, te Końce...
04-03-2008 11:58
Ezechiel
    Nędza
Ocena:
0
Kiepsko. Nielogiczne i niedopracowane, autor za słabo poznał opisywaną materię. Czytelnikom znającym się na trygonometrii polecam zastanowić się w jakiej minimalnej odległości może znajdować się strzelec, w momencie, gdy głowa celu (wysokość 3 metry - zwykłe podwyższenie) jest przesłonięta tłumem (wysokość 1,8 m).

Polecam również próbę wizualizacji celowania długim karabinem (tłumik!) w momencie, gdy strzelec jest schowany w prześwicie rzędu 20 cm. Dodajmy do tego kartony i gazety walające się po alejce, na wysokości oczu strzelca.

Pominąwszy nielogiczności i zbytnią lakoniczność, kuleje język - stara się naśladować reporterski, ale mu nie wychodzi.
04-03-2008 13:04
Ysabell
   
Ocena:
0
Niespecjalnie mi się podoba. Pomijając problemy logiczne, które wytknął już Ezechiel (Ezi, mnie się wydaje, że on leżał "pod" tym śmietnikiem bardziej metaforycznie...? Chociaż cholera go wie... A poza tym - on nie strzelał w głowę, tylko w pierś. ;-)), z językiem też niespecjalnie.

Chyba opowiadaniu zabrakło "odleżenia się" w szufladzie przez jakiś czas.

Jest tu niby jakiś pomysł, jest potencjał, ale rezultat, niestety, marny.

04-03-2008 14:22
Szczur
    Bardzo kiepskie
Ocena:
0
sztywnie napisane, bez znajomości tematu i większego sensu.

@Ezechiel - dużo zależy od odległości między celem a tłumem ;)
04-03-2008 16:48
Ezechiel
   
Ocena:
0
@Szczur.

Idealnie by było, gdyby strzelec był pomiędzy tłumem a celem ;-)
04-03-2008 17:18
earl
   
Ocena:
0
A najlepiej by było gdyby tłumu nie było.

Tak wogóle to ten tekst miałby sens jako część większej całości. A tak wyszło "ni pies ni wydra, coś na kształt świdra", podsumowując słowami tow. Wiesława.
04-03-2008 20:28
Qball
   
Ocena:
0
Słabawo. Jedno z bardziej niedopracowanych i nieciekawych opowiadań jakie umieszczono na poltku ostatnimi czasy.
04-03-2008 23:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.