» Recenzje » Strzygonia. Dziedzictwo krwi - Sławomir Mrugowski

Strzygonia. Dziedzictwo krwi - Sławomir Mrugowski


wersja do druku

Postmodernistyczny, słowiański miszmasz

Redakcja: Patryk Cichy

Strzygonia. Dziedzictwo krwi - Sławomir Mrugowski
Legenda o Popielu, podobno zjedzonym przez myszy, to jakże wdzięczny temat, wokół którego można opleść fabułę powieści. Wystarczy dodać szczyptę słowiańskiego folkloru ze strzygami, utopcami i resztą podobnego tałatajstwa, okrasić nawiązaniami do tragedii Słowackiego, a otrzymamy… Strzygonię, debiutancką powieść Sławomira Mrugowskiego (a właściwie jej pierwszy tom). Jak się sprawdził ów miszmasz?

_______________________


Czytelnik już na początku zostaje rzucony na głęboką wodę. Liczba wątków i mnogość postaci, pomiędzy którymi lawirujemy, w pierwszej chwili przytłacza do tego stopnia, iż może zniechęcić do kontynuowania lektury. Chcąc odnaleźć się w tym postmodernistycznym narracyjnym korowodzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość, a do czytania siadać w pełnym skupieniu, gdyż w przeciwnym wypadku będziemy brnąć przez powieść niczym ślepiec przez zamglony labirynt. Jednak jeśli uda nam się powiązać osoby, fakty i wydarzenia, należycie je umiejscowić i utworzyć z nich logiczne ciągi, Strzygonia okaże się niełatwą, ale bardzo satysfakcjonującą lekturą.

Trudno wskazać głównych bohaterów w debiutanckiej powieści Mrugowskiego. Z okładkowego blurba dowiadujemy się, że takowym jest Nyjan, syn słowiańskiego kapłana wychowywany na ważną personę w społeczności swojego chramu. Niestety, nie spełnia pokładanych w nim nadziei; zamiast odkryć niezwykłe moce, chuderlawy, chorowity wyrostek staje się odludkiem, ofiarą szykan starszych chłopców. Nikt nie zauważa, że zainteresowała się nim okryta cieniem istota, która wybiera młodzika na swojego podopiecznego, zmieniając całe jego życie. Gdy już nabierzemy przekonania, że fabuła skupi się na Nyjanie, rozstajemy się z nim na długi czas, przeskakując w nowe miejsca, do jeszcze nieznanych postaci. Przez ten zabieg główny bohater traci ostrość, rozmywa się na tle pozostałych. Cierpi też na tym jego rozwój – przez większość książki chłopak tylko ucieka i płacze, co ulega diametralnej i raczej mało uzasadnionej zmianie w finałowych rozdziałach.

Równolegle do historii Nyjana toczy się kilka innych opowieści. Wątkiem, który zdaje się splatać wokół siebie pozostałe, jest wyprawa wojenna niemieckich możnowładców, mająca na celu odzyskanie tronu dla Pompiliusa (Popiela III). Choć autor przybliża nam sylwetki wszystkich władyków biorących udział w owej eskapadzie, zaledwie kilku z nich ma większe znaczenie dla całej powieści. Znacznie istotniejsi okazują się posłowie i rzezimieszki na usługach możnych panów. To z ich perspektywy śledzimy przebieg poszczególnych rozmów, tworzenie się i rozpadanie sojuszy oraz układów, w końcu prowadzących do zdrad – a tych jest bez liku. Pajęczyna intryg z czasem staje się tak gęsta i poplątana, iż łatwo się zgubić w tych wszystkich krętactwach. Do godnych uwagi szumowin należy zaliczyć Czerstę, oszpeconego ospą najemnika o elastycznej moralności, siejącego zamęt zarówno pośród popleczników Pompiliusa, jak i w łożach wszystkich napotkanych wdów. Równie interesująco prezentuje się Renard, niepozorny zmiennokształtny o lisiej aparycji, sługa jednego z niemieckich grafów. Nie tylko mąci on w polityce wokół gnieźnieńskiej rejzy, ale macza też palce w przedsięwzięciu mającym na celu przebudzenie pewnej potężnej wiedźmy.

Na jeden z najciekawszych wątków wyrasta również historia Balladyny, oparta na tragedii Juliusza Słowackiego. Wokół tej bohaterki – rozdartej między wyrzutami sumienia, dręczącymi ją po morderstwie siostry Aliny, a chorobliwym pragnieniem władzy – zbiera się cała plejada typków spod ciemnej gwiazdy. Pani na kruszwickim dworze, pod nieobecność swego męża Kirkora – niemieckiego rycerza, który wraz z towarzyszami ruszył na Gniezno – manipuluje wszystkimi wokół; bezwzględnie grabi okoliczne wioski; wdaje się także w dwa romanse, mające jej przynieść wymierne korzyści. Balladyna dosłownie dąży po trupach do celu; jest w stanie poświęcić wszystko, aby odnieść sukces. U jej boku przewija się cała gama mężczyzn, spośród których najciekawiej prezentuje się von Kostryn. Niemiecki graf miota się między pożądaniem ciągnącym go ku władczej, pewnej siebie Balladynie, tak odmiennej od jego chłodnej żony, a poczuciem obowiązku zarówno małżeńskiego, jak i wobec seniora. Znający oryginał bez trudu rozpoznają również inne postacie pożyczone od Słowackiego.

Lekturze nieustannie towarzyszy uczucie, że autor koniecznie chciał zawrzeć w książce wszystkie pomysły, jakie zrodziły się w jego wyobraźni – ale co za dużo to niezdrowo. Wielu bohaterów pojawia się zaledwie w jednej scenie, zaśmiecając pamięć czytelnika oraz dodatkowo nabijając i tak już pędzący na złamanie karku licznik postaci. Wskutek tego otrzymujemy cały legion statystów o nie wykorzystanym potencjale.

Kompozycja tekstu również nie ułatwia obcowania z powieścią, a tyczy się to w szczególności pierwszych stu stron. Bezustanne żonglowanie punktami widzenia, ciągłe przeskakiwanie z jednego miejsca akcji w inne – to już dość, by namieszać czytelnikowi w głowie. Dodając do tego nie dość wyraźnie sygnalizowane przeskoki w czasie, otrzymamy mieszankę wybuchową. Sposób, w jaki Mrugowski prowadzi fabułę, od razu budzi skojarzenia z ostatnimi tomami Sagi Wiedźmińskiej Andrzeja Sapkowskiego – kto czytał Panią Jeziora albo Wieżę Jaskółki, poczuje się jak w domu. Choć przy pierwszym kontakcie ze Strzygonią można odnieść wrażenie, iż autor nie panuje nad tym, co się dzieje w jego powieści, z każdą kolejną stroną wychodzi na jaw jego kunszt. Trzeba bowiem wyraźnie zaznaczyć, że choć w tę prozę wkradł się pierwiastek chaosu, to autorowi udało się przekazać treść w sposób niełatwy i niebanalny, za co należą mu się brawa.

Największymi atutami powieści są gawędziarski styl, a także znajomość epoki oraz erudycja, jakimi autor imponuje praktycznie na każdej stronie. Stylizacja językowa (w szczególności przeprowadzona z głową archaizacja, która na szczęście nie przeszkadza w lekturze: doskonale zgrywa się z kolokwializmami, słowami zaczerpniętymi z gwar oraz neologizmami, dając wiarygodny, a zarazem zabawny efekt), barwne opisy, konstrukcja scen oraz prowadzenie dialogów – i w tych aspektach tekst przypomina twórczość Sapkowskiego, choć debiutantowi jeszcze trochę brakuje do klasyka polskiej fantasy (mniej też u Mrugowskiego filozoficznych dywagacji). Zanurzenie się w świecie przedstawionym ułatwia średniowieczny sztafaż, na który składa się mnóstwo elementów idealnie wplecionych w opowieść – warunki życia w średniowiecznej osadzie, wyraźny podział na stany, zabobonność społeczeństwa, łacińskie wstawki, stroje z epoki, a za wisienkę na torcie może uchodzić "pojedynek na przyśpiewki" wędrujących rycerzy (szczególnie ciekawie prezentuje się odpowiedź na Pieśń o Rolandzie). Mrugowski, jako miłośnik historii, broni białej oraz człowiek związany z ruchem rycerskim, wie, o czym pisze, i robi to świetnie.

Strzygonia może budzić bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony sprawia wrażenie chaotycznej, niełatwej w odbiorze i miejscami przegadanej powieści, z drugiej zaś jest dopracowana językowo, kunsztownie skonstruowana, pełna subtelnych odwołań, których wyłapywanie sprawi czytelnikowi obytemu z tematem ogromną frajdę. To udany debiut, początek cyklu mogącego uzupełnić niedobór w podgatunku powieści fantasy osadzonych w początkach państwa polskiego.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Strzygonia. Dziedzictwo krwi
Cykl: Strzygonia
Tom: 1
Autor: Sławomir Mrugowski
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 21 września 2012
Liczba stron: 656
Oprawa: miękka
Format: 125x195mm
Seria wydawnicza: fantastyczna fabryka
ISBN-13: 978-83-7574-704-1
Cena: 40 zł



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.