Śmiertelne maski, Krwawe rytuały
Rycerski piroman ratuje ludzi i małe szczeniaczki
Harry Dresden, chicagowski mag-detektyw, zdaje się przeżywać kolejne lata, wpadając z jednych tarapatów w drugie. Przetrwał już starcia z czarownikami, wilkołakami, upiorami, wampirami i faerie, ale najwyraźniej wrogo wobec niego nastawiony los wciąż jest w stanie go zaskoczyć nowymi wyzwaniami. Tym razem podczas śledztwa w sprawie odzyskania skradzionej bezcennej relikwii Kościoła katolickiego zostaje zmuszony do walki z pragnącymi ją zdobyć członkami Zakonu Poczerniałego Denara: grzesznikami żyjącymi w symbiotycznym związku z upadłymi aniołami. Tyle przynajmniej dobrego, że może liczyć na sojuszników, jakimi są znany nam już Michael oraz dwaj pozostali Rycerze Krzyża – władający mieczami otrzymanymi wprost z anielskich rąk. Nie znaczy to jednak, że powstrzymanie Denarian przed osiągnięciem celu będzie proste, zwłaszcza, że uwagę Harry'ego zaprząta też inny problem – pojedynek z reprezentantem wampirzego Czerwonego Dworu, który może mieć istotny wpływ na przebieg toczącej się wojny między krwiopijcami a Białą Radą magów.
Śmiertelne maski, jak możemy wywnioskować po powyższym pobieżnym zarysowaniu intrygi, są różnorodne pod względem fabularnym: podobnie jak Rycerz Lata, powieść ta wprowadza wiele nowych wątków wpływających istotnie na fabułę całego cyklu oraz pomaga w rozwinięciu tych wcześniej zapoczątkowanych. Można jednak znaleźć pewną słabość książki w tym, że Butcher próbuje tu opowiedzieć dwie rozgrywające się równolegle historie, z czego oczywiście ta związana z Denarianami jest bardziej istotna. Problem w tym, że nie mają one ze sobą niemal nic wspólnego poza osobą zamieszanego w obie sprawy Dresdena, przez co wątek pojedynku sprawia wrażenie dolepionego na siłę, tylko po to, by usprawiedliwić wydarzenia mające miejsce w kolejnych tomach.
Lekko cierpi na tym wątek główny, który wprawdzie jest interesujący, ale powiedziałbym, że troszkę słabszy niż w poprzedniej powieści. Nie uświadczymy tu zbyt wielu tajemnic i niespodzianek – tym razem autor postawił na akcję, która wprawdzie nie jest zła, ale też niespecjalnie przekonuje, biorąc pod uwagę, że do tej pory cała seria była oparta na rozwiązywaniu zagadek natury kryminalnej. Dobrzej przynajmniej, że powieść broni się postaciami: pomijając Michaela, bardzo dobrze prezentują się niemal wszyscy nowi bohaterowie. Dwaj pozostali Rycerze Krzyża posiadają raczej mało złożone charaktery, lecz są przy tym na tyle barwni, że nie przeszkadza to zbytnio w ich odbiorze. W zasadzie to samo można powiedzieć też o pozostałych – Archiwum i Kincaid występują w raptem trzech scenkach, ale na tyle istotnych, że na pewno pozostaną w pamięci czytelników, a Nicodemus, główny czarny charakter, to pierwszy naprawdę poważny antagonista, z którym styka się Dresden. Budzi on zarówno respekt i nienawiść wśród innych postaci, jak też zainteresowanie czytelników.
Krwawe rytuały również zostały poświęcone konkretnej stronie uniwersum Akt Dresdena – ponownie też mamy do czynienia z dwoma wątkami, jednym głównym, drugim pobocznym, kręcącymi się wokół wampirów. Badając sprawę tajemniczych zgonów wśród kobiet z otoczenia pioniera rynku pornograficznego (przestańcie się śmiać!), Harry zostaje zmuszony do nawiązania bliższej niżby chciał znajomości z wampirzym Białym Dworem, którego przedstawiciele w przeciwieństwie do tych ze znanego nam już Czerwonego Dworu żywią się emocjami – a przede wszystkim pożądaniem, w związku z czym oczywisty jest ich istotny wpływ na ogólnodostępne materiały erotyczne. W powieści wspomniany jest również trzeci i ostatni z najważniejszych wampirzych Dworów – Czarny, w tym momencie podupadły i najmniej liczny, ale wciąż szalenie niebezpieczny. Mavra, którą czytelnicy powinni pamiętać jeszcze ze Śmiertelnej groźby, pojawia się w Chicago w nieznanym celu, a Harry bierze na swoje barki obowiązek zakończenia jej nieumarłego żywota raz na zawsze, czemu poświęcono drugi wątek powieści.
Tom szósty to, jak do tej pory, najlepiej napisana powieść Butchera. Wszystkie dotychczasowe wady serii zostały usunięte, a wszystkie zalety – uwypuklone. Mniej więcej od tego momentu sceny humorystyczne przestają umiarkowanie bawić, a stają się przezabawne. Żaden z dialogów nie sprawia wrażenia niezręcznego, każda z postaci przemawia charakterystycznym głosem. Dresdenowe uniwersum dalej jest rozwijane przez autora i nie przestaje intrygować, zwłaszcza, że na każdą odpowiedź przypadają dwa kolejne pytania. W porównaniu do Śmiertelnych masek jest tu nieco mniej scen akcji, a więcej rozbudowywania fabuły, co zdecydowanie wychodzi książce na dobre – nawet postacie trzecioplanowe wyróżniają się na tyle, że z łatwością zapadają w pamięć, co bezpośrednio prowadzi do większego emocjonalnego zaangażowania w lekturę. Momenty dramatyczne, gdy już występują, wywierają znacznie większe wrażenie i niosą za sobą istotne konsekwencje.
Fabuła opiera się na kliszy, którą widzieliśmy już setki razy, a mimo to nie wpływa ona w żaden sposób na wysoki poziom powieści – Butcher poradził sobie z kreacją bohaterów i świata przedstawionego tak dobrze, że tego typu drobnostki po prostu przestają mieć znaczenie. Pomimo ponownego skakania między dwoma wątkami nie przeszkadza to tak, jak w przypadku Śmiertelnych masek – po części dlatego, iż istotną rolę odgrywają w nim interesujący bohaterowie, a po części dzięki lepiej skonstruowanym scenom akcji z nim związanymi. Na zaciekawienie lekturą wpływa też postępujący rozwój Harry'ego jako bohatera: byliśmy już świadkami podejmowania przez niego trudnych decyzji, wszyscy przyzwyczailiśmy się do jego ciągłego sypania dowcipami, a determinacja równie dobrze mogłaby stać się kolejnym z jego imion – tym razem jednak Dresden staje przed zupełnie nowymi wyzwaniami, tym trudniejszymi, że związanymi z kontaktami międzyludzkimi, którego to problemu raczej nie może odgrodzić od siebie ścianą ognia. Do tej pory Harry był sympatycznym protagonistą, nawet jeśli nieco zbyt stereotypowym – ale od tego momentu staje się pełnoprawną osobą z krwi i kości, obdarzoną realistycznym zestawem wad i zalet oraz interesującymi relacjami z wieloma różnymi postaciami. Nie dziwi już dłużej fakt, że wiele osób czyta Akta Dresdena przede wszystkim ze względu na głównego bohatera – w Krwawych rytuałach jego charyzma staje się niezaprzeczalna.
Szkoda tylko, iż doszło do zmiany tłumacza i dotychczas pracującego nad cyklem Piotra W. Cholewę zastąpił w tomie szóstym Wojciech Szypuła. Podczas lektury Krwawych rytuałów rzucają się w oczy rozmaite błędy, a jeden z najważniejszych dialogów w powieści (dwa słowa: Czarny Kostur) został popsuty tak bardzo, iż tylko dzięki znajomości wersji anglojęzycznej zrozumiałem, o co w nim chodziło. Pozostaje mi tylko współczuć polskim czytelnikom, którzy zostali pozbawieni należytego wyjaśnienia istotnej fabularnie kwestii.
I to chyba wszystko. Śmiertelne maski to powieść dobra, a Krwawe rytuały – bardzo dobra. Dla fanów cyklu, niezrażonych długim oczekiwaniem na wydanie kolejnych tomów, są to pozycje obowiązkowe – rozwój umiejętności autora jest niezaprzeczalny, zatem jeśli już poprzednie książki przypadły wam do gustu, to tomy 5 i 6 spodobają się jeszcze bardziej. W przyszłym roku mają ukazać się co najmniej trzy kolejne części Akt Dresdena – i mam nadzieję, że cykl zdobędzie w naszym kraju popularność, na jaką zasługuje.
Oceny:
- Śmiertelne maski – 7.5
- Krwawe rytuały – 8.5