» Recenzje » Serce Cienia - Tad Williams

Serce Cienia - Tad Williams


wersja do druku

Finis coronat opus

Redakcja: lemon

Serce Cienia - Tad Williams
Od redakcji: recenzja może zawierać spoilery dotyczące poprzednich tomów cyklu Marchia Cienia.

Istnieją książki magiczne. I nie mam tu bynajmniej na myśli podręczników magii, lecz literaturę – najczęściej (choć niekoniecznie) spod znaku fantasy – która potrafi czytelnika poruszyć do głębi, przenieść w inny wymiar rzeczywistości, gdzie odkryje on nowe, nieznane dotąd sobie pokłady wrażliwości, przeżyje emocje na skalę znacznie większą niż te, których doświadcza w codziennym życiu. Opisuje ona światy, do których człowiek znużony szarą codziennością chętnie by się przeniósł, nawet jeśli nie są to idylliczne krainy mlekiem i miodem płynące, bohaterów tak wielowymiarowych i fascynujących, iż bez wahania obdarzamy ich sympatią (lub antypatią). Skłania do refleksji, snucia rozlicznych przypuszczeń odnośnie do tego, jak mogłaby się dalej potoczyć opowiedziana przez autora historia, swoistej z nim dyskusji kiedy tematy, które poruszył, rezonują w naszej głowie, momentami wybuchając istnym wulkanem wątpliwości. Do takich właśnie książek można zaliczyć wszystkie pozycje autorstwa Tada Williamsa – począwszy od jego debiutanckiego cyklu Pamięć, Smutek i Cierń, kończąc na najnowszym dziele – monumentalnej powieści w czterech tomach Marchia Cienia, której Serce Cienia jest uwieńczeniem. W tym tomie pisarz po latach doprowadził swą opowieść do końca, po raz kolejny udowadniając, iż jest mistrzem w tworzeniu epickich, przejmujących historii, pokazując zarazem, jak bardzo rozwinął się jego warsztat od czasu pierwszych opublikowanych powieści.

Autor już od pierwszej strony rzuca nas w wir wydarzeń, które rozgrywają się w ciągu kilkunastu zaledwie dni. Po zwodniczo niewinnym prologu, opisującym młode lata autarchy Sulepisa (gdzie jednak czuć już pazur Williamsa, który na kilku stronach potrafi zawrzeć analizę osobowości władcy godną wytrawnego psychologa), akcja przenosi się na terytorium Marchii Południowej, gdzie w rodowej siedzibie Eddonów krzyżują się drogi wszystkich bohaterów. Księżniczka Briony pragnie przede wszystkim rozprawić się ze zdrajcami, a jednocześnie wyzwolić rodzinne ziemie spod jarzma Qarów. Im bliżej jest swej ojczyzny, tym wyraźniej zaczyna rozumieć, kto jest prawdziwym wrogiem. W tym samym czasie jej bliźniaczy brat Barrick nie radzi sobie z własnym dziedzictwem. Na krótko wyzwolony z okowów szaleństwa, popada w nie ponownie, prześladowany rozbrzmiewającymi w głowie cudzymi myślami, kakofonią głosów, wizjami zamierzchłych bitew, całą ponurą wiedzą swych przodków. I gdyby nie pomoc królowej Saqri, młodzieniec straciłby zmysły na dobre. Ratuje go jedynie działanie – kiedy ze świadomością, że ważą się losy nie tylko jego rodziny, kraju, lecz całego znanego świata, staje do walki z Sulepisem.

Obok tych dwóch dominujących wątków prowadzonych jest także kilka pobocznych, a każdy z nich stanowi kolejny element skomplikowanej układanki, której dokładny obraz ujrzeć można dopiero w finalnej partii książki. Losy bliźniaków łączą się z przygodami kapitana Ferrasa Vansena, który wraz z Funderingami broni podziemnego labiryntu, ponadto uzupełniane są przez dzieje Qiunnan, wybranki autarchy, dziewczyny, w której żyłach płynie rozcieńczona krew boga. Równolegle poznajemy dokonania Qarów, oprócz tego wreszcie mamy możliwość oglądania wydarzeń z perspektywy doradcy Sulepisa, który obserwuje pogłębiający się obłęd u swego władcy. Wszyscy oni czekają na dzień przesilenia letniego, w którym mają rozstrzygnąć się losy świata.

Ten tom to tak naprawdę rozciągnięta na kilkaset stron bitwa, która toczy się na ziemiach otaczających Zamek Marchii Południowej, na terenie miasta leżącego u jego podnóży, wreszcie – w samych komnatach. Drobne potyczki, które przeradzają się w starcia na znacznie większą skalę. Na ziemi i pod jej powierzchnią. Walka zażarta, krwawa i okrutna. Williams ukazuje wojnę nie jako monumentalne zmagania bohaterów, które po latach będą opiewać poeci, lecz jako brutalne aż do granic, ohydne wzajemne zarzynanie się. To nie epos, lecz surowa rzeczywistość (o ile można o czymś takim mówić w przypadku fantasy) – śmierć w najbardziej przeraźliwej postaci – kwik koni, krzyki konających, urywane kończyny, zapach krwi i ekskrementów. Williams oddał to w sposób znakomity. Ponadto ukazał różne oblicza walki – nie tylko w czysto fizycznym jej aspekcie, lecz również jako wewnętrznej batalii z własnymi słabościami, uprzedzeniami i lękami.

Równie mistrzowsko udało mu się nakreślić sylwetki bohaterów. Ich portrety, przedstawione w poprzednich tomach, tutaj są uzupełniane niezwykle konsekwentnie, a niektóre w sposób zaskakujący. Najbardziej wyraziste jest to w wypadku bliźniąt. Od samego początku Barrick i Briony ukazani zostali niczym awers i rewers tej samej monety. Ona była siłą, działaniem, huraganem emocji okazywanych z ekstrawertycznym entuzjazmem, on zaś jawił się jako osoba bierna: niczym w najbardziej skrajnej odmianie introwertyzmu zamknięty w sobie i – zarówno z powodu fizycznego kalectwa, jak i psychicznej skazy – wycofujący się z życia publicznego w świat własnej oszalałej wyobraźni. Najsilniej ta różnica rysowała się w pierwszym tomie, w kolejnych zaczęła się nieco zacierać, w pewnym momencie doszło niemalże do odwrócenia ról, by w Sercu Cienia ponownie ostro się zaznaczyć – z innych co prawda przyczyn. Barrick, napiętnowany darem Qarów, znowu przekracza wąską granicę pomiędzy normalnością a szaleństwem. Wiedza daje mu siłę, pozwala przewidzieć poczynania bogów (a raczej – jednego konkretnego boga), lecz jednocześnie upośledza, odbierając to, na czym zależało młodzieńcowi najbardziej. Zaczyna się on zastanawiać, czy cena, jaką zapłacił, nie jest zbyt wielka, a dar – obusieczny. Natomiast Briony nareszcie może robić to, do czego dążyła – walczyć o swoje dziedzictwo. Przekonuje się jednak, iż rzeczywistość różni się od planów, a jej psychika z trudem potrafi udźwignąć ciężar wojny. Nie jest wojowniczką z legend, tylko zwykłą dziewczyną – może bardziej zawziętą od innych, odważną, pełną energii, ale jednocześnie w trakcie wojennej zawieruchy potrafi myśleć o sprawach sercowych, rozważać, który z jej potencjalnych wybranków okaże się tym właściwym. Kreując jej postać, Williams pozwolił sobie na liczne odniesienia do historycznych heroin – począwszy od Joanny D'Arc, na królowej Elżbiecie I kończąc – są one jednak na tyle dobrze zakamuflowane w fabule, że dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, czemu dziewczyna wydaje mi się znajoma.

Nie mniej interesująco przedstawiają się bohaterowie drugo- i trzecioplanowi, wśród których najwięcej miejsca poświęcono kapitanowi Ferrasowi Vansenowi, miotającemu się pomiędzy honorem a własnymi uczuciami. Zmuszony do aliansu z Funderlingami, początkowo wiąże się z nimi niezbyt chętnie, pełen uprzedzeń do "małych ludzików", lecz później, gdy przychodzi im walczyć ramię w ramię, jego ksenofobiczne nastroje ustępują. I nie dziwota, bo jakże nie obdarzać sympatią tych istot! Prym wśród nich wiedzie rozsądny, choć nieco safandułowaty Rogowiec i jego szacowna małżonka Opal, która pod maską herod-baby kryje złote serce. Obok nich Williams ukazuje całe panoptikum nieludzkich mieszkańców wykreowanego przez siebie świata, również uzupełniając ich dotychczasowe wizerunki: miniaturowych Dachowców ujeżdżających nietoperze (kapitalny zwiadowca Pędzik!), dzieci oceanu, czyli Muskających Wodę, oraz inspirowane mitami i podaniami ludowymi istoty zamieszkujące lasy, pustynie i podziemia. Wszyscy oni mają na kartach książki swoje bardzo znaczące pięć minut.

Najbardziej jednak rozbudowany jest opis istot mieszkających poza Granicą Cienia – czyli Qarów. Sposób ich przedstawienia znacząco wyewoluował. W pierwszym tomie cyklu byli jedynie odległym złem, na poły rzeczywistym, na poły zaś mitycznym, postaciami rodem z bajek, którymi straszono niegrzeczne dzieci, i dopiero w momencie, gdy wkroczyli na ziemie Marchii Cienia, okazali się realnym zagrożeniem. W kolejnych częściach kreowani byli najpierw jako ewidentni wrogowie pełni mrocznych intencji i pragnący zagłady ludzi, lecz w pewnym momencie ten negatywny wizerunek zaczął się rozmywać. W Rozgrywce Cienia stali się istotami o nastawieniu neutralnym – wciąż jednak kwintesencją obcości. Natomiast w Sercu Cienia – głównie dzięki wiedzy, jaką otrzymał Barrick – poznajemy ich znacznie lepiej. Nadal pewne zagubienie powoduje mnogość form oraz moce, jakimi każda z nich dysponuje, lecz stają się oni w jakiś sposób zrozumiali, choć na pewno nie bardziej ludzcy. Zaczynają budzić coraz większą sympatię, nacechowaną również współczuciem. To rasa żyjąca w fatalistycznym przekonaniu o nieuchronności losu, płacąca za grzechy swoich przodków i ich słabości.

Mocną przeciwwagą dla pozytywnych bohaterów jest autarcha Sulepis z Ys. Ta postać, wzorowana na krzyżówce orientalnego satrapy i egipskiego faraona, to przejmujące studium narastającego obłędu, spowodowanego zarówno wychowaniem na dworze pełnym intryg, jak i wciąż rosnącą żądzą władzy i pragnieniem nieśmiertelności. Autarcha jest tyranem, skrajnie bezwzględnym i okrutnym, który z uśmiechem poddaje ludzi najwymyślniejszym torturom, czy to zadawanym przez sługusów, czy też własnoręcznie – tylko dlatego, że mu wolno. Sulepis nie wierzy w nic prócz samego siebie, traktuje ludzi jak marionetki służące wyłącznie do osiągnięcia celu, a bogów niczym podwładnych. Jest tak ohydny w swej spaczonej psychice, że niemal pociągający.

Serce Cienia, będąc mistrzowsko poprowadzoną opowieścią, stanowi jednocześnie i przypowieść, na jej kartach poruszane są sprawy fundamentalne. Williams pisze o wąskiej granicy pomiędzy dobrem a złem, o sile ludzkich uprzedzeń, lecz przede wszystkim o uczuciach – nienawiści, pogardzie, fanatyzmie, a najdobitniej – o miłości. Ukazuje ją jako siłę sprawczą, przyczynę i konsekwencję wszystkich działań swych bohaterów. Pisze o tym w sposób naturalny i przekonujący – bez zbytniego i nachalnego umoralniania. Jedynie fragmenty fikcyjnej, apokryficznej Powiastki o Sierocie, jego życiu, śmierci i nagrodzie w niebie, będące mottem każdego z rozdziałów, wnoszą element moralizatorski – potraktowany jednak lekko i momentami z przymrużeniem oka. Zaś nieliczne i niespodziewane fragmenty humorystyczne (co prawda w najczarniejszej z odmian humoru), dawkowane z aptekarską precyzją, skontrastowane z dramatycznymi fragmentami książki, dają czytelnikowi chwile oddechu i rozładowują napięcie. Taki koktajl, doprawiony licznymi odniesieniami mitologicznymi (tym razem autor skupił się głównie na mitach greckich, parafrazując opowieść o Orfeuszu i Eurydyce), sprawia, że czytelnik delektować się będzie każdą stroną.

To książka, która trzyma w nieustannym napięciu od pierwszej do ostatniej strony, a jednocześnie zaskakuje nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Williams cały czas prowadzi z czytelnikiem grę, podsuwając mu kolejne tropy, mniej lub bardziej zawoalowane, piętrzy zagadki i tajemnice, by na koniec dokonać wolty, która w zupełnie nowym świetle ukaże wszystkie wydarzenia i zostawi nas – zauroczonych i wstrząśniętych, żądnych bardziej szczegółowych informacji – w niepewności. Lecz na tym polega czar jego pisarstwa: nic nie jest oczywiste, to wirtuozowsko poprowadzona partytura rozpisana na niezwykle przemyślnie skonstruowanych bohaterów, która nie pozostawia czytelnika obojętnym, a wręcz zmusza do analizowania każdego niemalże akapitu i wysnucia z niego własnych wniosków. Proza, która korzeniami głęboko tkwi w klasycznej, tolkienowskiej fantasy, lecz rozkwitła w sposób nadający jej zupełnie nową jakość. Williams potwierdził po raz kolejny, iż słusznie należy mu się miejsce w czołówce pisarzy spod znaku magii i miecza, zaś cykl Marchia Cienia powinien stać się lekturą obowiązkową dla każdego szanującego się miłośnika tego gatunku.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Serce Cienia
Cykl: Marchia Cienia
Tom: 4
Autor: Tad Williams
Wydawca: Rebis
Data wydania: 25 października 2011
Liczba stron: 768
Format: 132×202 mm
Cena: 49,90 zł



Czytaj również

Marchia Cienia - Tad Williams
Czyli kolejna cegła na biblioteczny mur
- recenzja
Zaspać na Sąd Ostateczny
Daj nam Boże eony wojny
- recenzja

Komentarze


Asthariel
   
Ocena:
0
Eh, chciałbym bardzo przeczytać cykl, ale tomu pierwszego już chyba nie da się znaleźć nigdzie poza Allegro.
07-02-2012 19:04
lemon
   
Ocena:
0
Pożycz od Vanth. ;)
08-02-2012 09:12
Asthariel
   
Ocena:
+1
To nie to samo. Jestem maniakalnym kolekcjonerem.
08-02-2012 10:42
Scobin
   
Ocena:
+3
Pożycz i nie oddawaj. ;)
08-02-2012 13:56
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Asthariel, teraz to i już pierwszego tomu nie znajdziesz, właśnie zamówiłme. :P
08-02-2012 14:17
lemon
   
Ocena:
0
Scobin +1 :D
08-02-2012 15:41
Vanth
   
Ocena:
0
Pożyczyć mogę - ale spróbuj tylko nie odddać!!! Oj, podpadłeś mi Scobinie - za takie niecne sugestie będziem kęsim!
09-02-2012 00:49
Scobin
   
Ocena:
0
To nie żadna niecna sugestia, tylko logiczna implikacja. :P
09-02-2012 01:12
earl
   
Ocena:
0
@ Vanth

Jest takie powiedzenie: Dobry zwyczaj - nie pożyczaj.
09-02-2012 12:56
Scobin
   
Ocena:
+1
Lepszy zwyczaj – nie oddawaj? ;)
09-02-2012 14:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.