» Recenzje » Science Fiction - antologia

Science Fiction - antologia


wersja do druku

Antologia twarda jak diament

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Science Fiction - antologia
Nie od dziś słyszy się narzekania, że science fiction – ta najtwardsza, najbardziej "unaukowiona" – jest w odwrocie. W czasach, w których ceni się dobrą zabawę i łatwą rozrywkę, wszelkie próby zaszczepienia w literaturze treści skomplikowanych, złożonych i (o zgrozo!) graniczących ze światem nauk ścisłych budzą u wielu czytelników odruch obronny. Nic więc dziwnego, że takie antologie jak Science Fiction przeznaczone są raczej dla bardzo konkretnej grupy odbiorców. Nie powinni się oni zawieść, a praca zbiorowa m. in. Jaworowskiego, Kosika, Przybyłka i Dukaja z całą pewnością na długo zapadnie im w pamięć.

Każde z opowiadań/mikropowieści zawartych w ponad ośmiusetstronicowym tomie jest perełką samą w sobie. Są one również na tyle długie, że każde zasługuje na osobne omówienie. Tym, co łączy je wszystkie, jest niewątpliwie twardość diamentu, nieustępliwość tytanu i połysk najczystszej stali – teksty zebrane w Science Fiction stanowią niemalże esencję tego, co odrzuca wiele osób od tytułowego gatunku. Sztuczna inteligencja, problematyka świadomości, relacja fizyki i matematyki, czas i jego upływ – wszystko to odnaleźć można na kolejnych kartach antologii. O specyfice lektury Science Fiction decyduje refleksyjna, pozbawiona taniego efekciarstwa i nadmiarowej akcji narracja – każdy utwór stanowi niezwykle uderzającą i wymagającą zastanowienia całość, nad którą warto pochylić się na dłużej.

Smutek parseków Cezarego Zbierzchowskiego otwiera zbiór historią statku kolonizacyjnego dryfującego samotnie w przestrzeni. Na jego pokładzie dochodzi do specyficznego eksperymentu społecznego – przyszli koloniści podzieleni zostają na trzy grupy, a podstawowym kryterium zaszeregowania jest posiadanie przez nich dość stereotypowych cech. Mamy więc hulaszczych, beztroskich i energicznych mieszkańców statkowej strefy "ciepłej"; zasadniczych, zdecydowanych i konsekwentnych załogantów strefy górnej; a także łatwo uciekających w mistyczne rozważania i równie łatwo popadających w depresję "pośrednich". Nad wszystkim czuwać ma (przynajmniej teoretycznie) Rada złożona z przedstawicieli różnych nauk. Oczami jednego z nich mamy okazję obserwować jak na pokładzie "Dieu Le Veut" dochodzi do eskalacji przemocy i (nieświadomego) odtwarzania najtragiczniejszych wydarzeń z historii XX wieku. Sytuacja komplikuje się, gdy główny bohater odkrywa, że gra toczy się na jeszcze wyższym poziomie, a rzeczywistość, która go otacza, nie jest dokładnie tym, czego można by się spodziewać.

Smutek... stanowi dowód doskonałej formy socjologicznego SF, a także spopularyzowanego swego czasu (głównie za sprawą serii filmów "Matrix") wątku zagnieżdżonych w sobie, rekurencyjnych rzeczywistości oraz światów cyfrowych i świadomości zamieszkujących je istot. Całość utrzymana jest w ciężkim, depresyjnym nastroju, a przesłanie raczej nie napawa optymizmem.

A pierwsi będą ostatnimi stanowi ciąg dalszy rozważań nad eksperymentami społecznymi w nieprzyjaznym środowisku. Tym razem jesteśmy świadkami desperackiej próby wyrwania się grupy najbogatszych członków korporacji z przeludnionej Ziemi. Na własną rękę – bez profesjonalnego przygotowania socjopsychologicznego, za to doskonale wyposażeni – wyruszają na podbój odkrytego świata. Autor tekstu, Rafał Kosik, boleśnie obnaża skutki braku wdrażania kompleksowych rozwiązań w tego rodzaju przedsięwzięciach i niekompetencji osób w nich uczestniczących. Lansowany przez wielu pisarzy SF wątek zakładania społeczeństwa od zera na nowej planecie zostaje skonfrontowany z brutalną rzeczywistością. Jest to kolejna przestroga przed zbyt lekkim traktowaniem problemów społecznych, nawet w futurystycznym świecie nadludzkich możliwości.

Pseudaki Pawła Majki to jeden z najbardziej pozytywnych pod względem przesłania punktów całej antologii. Jest to stylizowana na gawędę opowieść drogi, snuta z perspektywy pobiologicznych istot pozostawionych przez ludzi, by strzegły i doglądały pozostałości ich cywilizacji. A gdzie podziali się Homo sapiens? Czy byli dobrymi, kochającymi stwórcami, którzy pewnego dnia powrócą, by podziękować wiernym sługom? Śledzenie poczynań sympatycznych członków grupy tytułowych pseudaków potrafi nieraz szczerze wzruszyć i wywołać uśmiech na twarzy. Nie zmienia to jednak faktu, że opowiadanie stanowi wspaniałą metaforę kształtowania się istotnych społecznie postaw i światopoglądów (jak choćby wszelkiej maści religie i mitologie). Skłania także do refleksji nad dyskryminacją gatunkową i odpowiedzialnością człowieka, zarówno za siebie samego, jak i słabsze stworzenia, a nawet otaczający go świat.

Michał Protasiuk w Trzecim Adamie przedstawia czytelnikowi historię bardzo zbliżoną do swoich dotychczasowych dokonań. Podobnie jak w Strukturze oraz Święcie rewolucji, zostajemy zabrani w niedaleką przyszłość, do Warszawy, w której wdrożone zostaje zarządzanie sygnalizacją świetlną oparte na sztucznej inteligencji. Nieprzewidziane okoliczności sprawiają, że zaczyna się dochodzenie mające na celu ustalić, czy przypadkiem system z – co prawda – bardzo złożonego, ale mieszczącego się w granicach ludzkiej wiedzy oprogramowania, nie zmienił się w coś więcej. Nikogo nie zaskoczy chyba fakt, że Protasiuk po raz kolejny po mistrzowsku odwołuje się do matematyki, logiki, zagadnień z pogranicza kognitywistyki, neuronauk oraz informatyki. Dodatkowo, utrzymanie całości w konwencji thrillera korporacyjno-prawniczego sprawia, że przesycony naukowymi dygresjami tekst czyta się w ciągłym napięciu.

Ciśnienie ewolucyjne autorstwa Alexandra Gütschego przywodzi na myśl cyberpunkowe wizje Williama Gibsona z początków jego twórczości, zaktualizowane jednak o najnowsze zdobycze techniki, a co ważniejsze – zjawiska społeczne, jakie za sobą pociągają. Czytelnikowi przychodzi bowiem śledzić poczynania niezależnych medialistów – doskonale wyposażonych dziennikarzy jutra. W dobie sieci społecznościowych, portali informacyjnych uniezależnionych od godzin nadawania oraz powszechności dostępu do Sieci, obecność zawodu żurnalisty w tradycyjnej formie straciła rację bytu. Rynek ten został zdominowany przez samodzielne osoby lub niewielkie grupy, które – w zamian za kontrakty od korporacji – tworzą odpowiednie materiały oraz relacje i udostępniają je szerokiemu gronu odbiorców. Pomysł ciekawy i najprawdopodobniej nie całkiem niemożliwy do zrealizowania.

Dodatkowym atutem opowiadania jest fakt, że (podobnie jak w przypadku tekstu Michała Protasiuka) rozgrywa się ono na naszym rodzimym poletku. W trakcie lektury przyszedł mi na myśl komiks Status 7 autorstwa Tobiasza Piątkowskiego i rysownika Roberta Adlera – także i tutaj mamy do czynienia z cyberpunkową Polską oraz licznymi prześmiewczymi nawiązaniami do obecnych na naszym rynku podmiotów gospodarczych (połączone z bezlitosnym punktowaniem ich upadków i porażek) i rzeczywistości prawnej.

Impneurium Andrzeja Miszczaka przez wiele osób może zostać odebrane jako utwór niezwykle kontrowersyjny. Główny bohater – prekursor w dziedzinie nanochirurgii – zostaje bowiem wplątany w intrygę, której celem jest odkrycie i zneutralizowanie prawdziwej przyczyny terroryzmu na świecie, a jest nią tu tajemnicza, pasożytnicza struktura zagnieżdżająca się w mózgach wyznawców islamu. Rozpoczyna się dochodzenie, mające doprowadzić do ujawnienia dziwacznej prawidłowości historycznej. Pod fasadą opowieści sensacyjnej kryje się bardzo ciekawe rozważanie na temat zjawiska tzw. culture gap, czyli zderzenia i wzajemnego braku zrozumienia przedstawicieli poszczególnych kręgów kulturowych. Ponadto spieszę uspokoić wszystkich (potencjalnie) oburzonych, iż wymowa całości nie jest wcale jednoznaczna, jak mogłoby się z początku wydawać. Pod względem merytorycznym i kunsztu literackiego Impneurium nie prezentuje może aż tak wielkiej złożoności, jak teksty Dukaja czy Protasiuka, ale samo zagadnienie w nim poruszone jest niebagatelne.

Pierwszą książką, która stanęła mi przed oczyma podczas lektury Otchłani ptaków Błażeja Jaworowskiego, był Kwantowy złodziej Hannu Rajaniemiego. Światy, do których zabierają nas obaj pisarze, są bardzo podobne – niesamowity postęp w ludzkiej ewolucji otworzył przed Homo sapiens możliwość integracji z cyberprzestrzenią. Na tej bazie powstały społeczności nadludzi – Ekstendów – którzy, prowadząc swoją egzystencję na kilku polach percepcji jednocześnie, wznieśli się na wyżyny nieosiągalne dla "płaszczaków" odcinających się od takiej formy samorozwoju. I oto okazuje się, że nawet przed postludźmi staje problem nie do rozwiązania – Teoria Wszystkiego opracowywana przez superkomputer kwantowy. Jak rozszyfrować tajemniczy komunikat wysłany przez niego w postaci wiersza? Jak głęboko sięga możliwość semantycznej analizy świata? Czym różni się (na pewnym poziomie abstrakcji i teorii) religia od nauki niemożliwej do pojęcia rozumem? Podobnie jak w przypadku Kwantowego złodzieja, także i w Otchłani... otrzymujemy bardzo ciekawą, poruszającą historię, opowiedzianą w sposób przystępny i żywy.

Wymiar wewnętrzny Marcina Przybyłka utrzymany jest, z kolei, w tonacji Bajek robotów Stanisława Lema czy Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia Rafała Orkana, z antologii będącej hołdem dla polskiego mistrza SF. Narracja ma formę futurystycznej baśni we wzniosłym tonie opowiadającej o fundamentalnym dążeniu każdego człowieka – chęci poznania natury rzeczywistości. I, jak na przypowieść przystało, kończy się ona jasnym morałem i przesłaniem – powinno ono dodać otuchy wszystkim wątpiącym w wartość własnego życia. Czytelnicy zaznajomieni z cyklem Przybyłka odnajdą w tekście kilka dyskretnych nawiązań do uniwersum Torkila Aymore'a.

Królestwo myśli Wojciecha Szydy ma formę reportażu lub filmu dokumentalnego, które mamy możliwość oglądać na kanałach edukacyjnych – "Wywiady" z ekspertami i specjalistami z poszczególnych dziedzin przerywane są krótkimi wypowiedziami bezpośrednich uczestników opisanych wydarzeń. A sprawa jest poważna. Zespolenie ludzkiego układu nerwowego z interfejsem komputerowym dało możliwość mapowania aktywności kory mózgowej i – tym samym – odczytywania myśli na najpłytszym, dosłownym poziomie. Twórcy gier komputerowych wykorzystali okazję i stworzyli tytułowe Królestwo myśli – uniwersum, w którym każde drgnienie jaźni manifestuje się w postaci odkrytej przed innymi. Bardzo szybko prowadzi to do manifestacji najgorszych ludzkich instynktów, redukując całą "zabawę" do bezmyślnej rzezi i gwałtów.

Tekst ma mocną wymowę. Ustami fikcyjnych psychologów, terapeutów, socjologów i prawników, autor snuje rozważania na temat tego, czy samoograniczenie wszechmocy myśli jest w ogóle możliwe. Czy jesteśmy w stanie na tyle opanować swoje prymitywne odruchy (złość, zawiść, pożądanie), aby móc sprawnie funkcjonować w absolutnie transparentnym pod tym względem, postludzkim społeczeństwie? Choć początkowe wnioski nie napawają optymizmem, to jednak po głębszym zastanowieniu można dojść do odmiennych konstatacji.

O ile o Pseudakach można powiedzieć, że pod względem nastroju stanowią najjaśniejszy punkt antologii, o tyle Godzina nadawania Michała Cetnarowskiego stanowi jej punkt najciemniejszy. Jest to historia astronauty uwięzionego na stacji orbitalnej, człowieka całkowicie samego, nie licząc nawiązywanego z rzadka kontaktu z grupką naukowców. Tym, co wybija się w Godzinie... na pierwszy plan, jest narracja – snuta pieczołowicie i z dbałością o najmniejsze detale. Autor doskonale operuje słowem – począwszy od opisów codziennych czynności, na (kluczowym z punktu widzenia fabularnego) przechodzeniu od narracji pierwszoosobowej do trzecioosobowej kończąc. Włos się jeży na głowie, gdy próbujemy wczuć się w sytuację bohatera. Godzina nadawania przypomina najbardziej klaustrofobiczne, przesycone beznadzieją obrazy filmowe o załogach łodzi podwodnych, statków kosmicznych czy podwodnych baz.

Amnezjak Jakuba Nowaka otwiera Wielką Dwójkę antologii Science Fiction – o ile bowiem wszystkie poprzednie teksty były bardzo dobre lub bardzo, bardzo dobre, o tyle dwa ostatnie stanowią w mojej ocenie najwyższy kunszt prozatorski, tak pod względem formy, jak i treści. Jeśli ktoś lubi książki Dicka, oniryczne wizje VandeerMeera lub (sięgając na nasz rodzimy rynek) Sebastiana Uznańskiego, powinien się rozsmakować w Amnezjaku. Dziwaczny, zapętlony świat wyłaniający się z gęstej, mroźnej mgły w ściśle wyznaczonych interwałach. Samotny posterunek na linii przesyłowej w informacyjnej wojnie – wiemy o niej tylko tyle, że jest, i że ktoś z jakiegoś powodu stworzył przyczółek, na którym rozgrywa się akcja. A miejsce to naprawdę niezwykłe – z jednej strony, jego rezydenci mają dostęp do najnowocześniejszych technologii informacyjnych, przetwarzają i zmieniają terabajty kodu, snując Sagę; z drugiej zaś – są postaciami historycznymi z naszej przeszłości, uwięzionymi na Wawelu strzeżonym przez mechaniczną Bestię-Niemca. Do tego poplątania dochodzi cała sfera językowa – wiele wyrażeń uważanych dziś za niecenzuralne jest tam normalnością, a odkrywanie ich prawdziwego znaczenia stanowi wielkie wyzwanie.

Amnezjak jest wielowarstwowy i niejednoznaczny. Całość jest snuta stopniowo i misternie, tak aby czytelnik nie pogrążył się (do reszty) w szaleństwie i niezrozumieniu razem z bohaterami. A zakończenie... Zakończenie wprost zachęca do ponownej lektury w nadziei, że odnajdziemy przy drugim podejściu (i następnych) coś, co stanowi klucz do tego niezwykłego uniwersum.

Ostatni z utworów w antologii to minipowieść Jacka Dukaja pt. Science Fiction. Każdy, kto choć trochę zna literaturę tworzoną przez tego autora wie, że potrafi on wyczyniać rzeczy niesamowite ze słowem. Tak jest i tym razem, jednakże modelowaniu i fraktalnemu zaginaniu podlegają w tekście nie tylko elementy języka, ale i samej fabuły. Jest ona bowiem swoistą wielopoziomową grą, w którą Dukaj bawi się z czytelnikiem.

Śledzimy losy Caldwella – pisarza SF w nieodległej przyszłości. Jego przemyślenia i wydarzenia, których jest świadkiem, to swoisty namysł nad rolą literatury tytułowego gatunku w dobie rozpędzonej techniki zaczynającej wymykać się poznaniu. Jacek Dukaj wielokrotnie wspominał w wywiadach, esejach oraz wypowiedziach swoich bohaterów, że formuła SF przestaje być odkrywcza w sytuacji, gdy istnieje perspektywa wystąpienia Technologicznej Osobliwości, kiedy to złamane zostaną ograniczenia postępu. Space opery, cyberpunk, opowieści o pierwszym kontakcie – wszystko to jest tylko powtarzaniem nierealnych już dzisiaj schematów. Pojawia się nowy problem – jak człowiek, z wszystkimi swoimi ograniczeniami, może przekonująco opisywać świat postludzi? Albo postosobliwościowy świat w ogóle? Na te i inne pytania Caldwell stara się znaleźć odpowiedź, borykając się przy okazji z licznymi nieprzyjemnymi dla pisarza splotami wypadków, jak na przykład uczestnictwo w nudnym konwencie.

Równolegle mamy okazję przeczytać roboczą wersję pisanej przez niego powieści, w której usiłuje zrealizować ostatni z przytaczanych w odniesieniu do SF postulatów – opisanie świata wymykającego się poznaniu standardowego Homo sapiens i wolnego od stereotypowych wątków - nie ma tu oklepanej sztucznej inteligencji, cyborgów, robotów, a Matematyka staje się siłą natury wyzwoloną przez postęp. W obliczu takiego zagrożenia ludzkość ewoluuje w nową formę społeczeństwa – Marsjanie stanowią grupę w pełni niepodległych jednostek, broniących się własnym skrajnym indywidualizmem przed naporem nieubłaganych okoliczności zewnętrznych.

Odnieść można wrażenie, że powieść Dukaja jest przykładem tekstu o budowie szkatułkowej, gdzie autor stara się rozważyć pewne kwestie na kilku poziomach. Problem komplikuje się, gdy w książce Caldwella dochodzimy do momentu zaistnienia światów zagnieżdżonych. Jest to kolejny wątek, do którego Dukaj odwoływał się już nie raz. Tutaj stanowi zmienną historię, wprowadzającą jedynie dodatkowe zamieszanie. Co bowiem jest prawdą, a co symulacją świata wewnętrznego? Co jest niższym poziomem rzeczywistości symulującym jeszcze niższy poziom i jeszcze niższy? Historia Marsjan wcale nie musi być "wewnętrzna" w stosunku do losów Caldwella – może to właśnie ów artysta żyje w uniwersum wykreowanym przez wszechobecną Matematykę?

Powyższy opis jest jednak tylko zachwytem nad złożonością i formą opowiedzianej historii. Dużo ważniejsza jest warstwa merytoryczna, a ta zasługiwałaby na osobny artykuł. Kwestie poznania, rozwoju nauki, dylemat: czy prawa matematyki są tylko ODKRYWANE czy TWORZONE przez badaczy, czy fizyka jest wytworem matematycznej abstrakcji, czy na odwrót, jak wyglądałoby społeczeństwo w warunkach diametralnie odmiennych od dzisiejszych... Te i inne pytania mnożą się na każdej stronie. Science fiction Dukaja to powieść otwarta na interpretacje jak żadna inna w zbiorze. Naprawdę warto się nad nią pochylić dłużej, gdyż także i tym razem, podobnie jak w Królu bólu, otrzymujemy mini-powieść o maksi-sprawach.

Cały ośmiusetstronicowy tom zamyka posłowie Tomasza Kołodziejczaka – również niezwykle zasłużonego dla polskiego SF. Omawia on główne trendy i zjawiska dominujące w gatunku, a także wpływ nauki na jego kształt. Warto zapoznać się z tym wywodem, gdyż autor wymienia w nim ciekawe problemy i wyzwania, przed którymi stają współcześni fantaści.

Czy antologia Science Fiction jest książką dobrą? Ośmielę się powiedzieć, że jedną z najlepszych, jakie się ostatnio ukazały. Praktycznie każde z opowiadań jest wizytówką tytułowego gatunku, posiadając inny zestaw jego najlepszych cech. Eksploracja kosmosu, eksploracja natury ludzkiej, społeczeństwo w dobie przemian technologicznych szybszych niż możliwość ich absorpcji, problematyka rzeczywistości obiektywnej i subiektywnej, rola człowieka jako stworzyciela… Jeśli szukasz, Czytelniku, odpowiedzi na podobne pytania – nie wahaj się i sięgnij po ten zbiór.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
8.71
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Science Fiction
Autor: Antologia
Autor okładki: Rafał Kosik
Wydawca: Powegraph
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 18 listopada 2011
Liczba stron: 832
Oprawa: twarda
Format: 135x205 mm
Seria wydawnicza: Science Fiction z plusem
ISBN-13: 978-83-61187-22-6
Cena: 49,00 zł



Czytaj również

Pisarze recenzujący dzieła innych pisarzy
Poszukiwacze z Drzewoświata
Niepełny obraz świata
- recenzja

Komentarze


gelaZz
   
Ocena:
+1
Dzięki za recke. Pozycja obowiązkowa do kupienia i przeczytania :D
23-12-2011 12:02
Dark One
   
Ocena:
+1
Też tak uważam, jak widać :)

Zwijałem się jak w ukropie, żeby przeczytać- tomiszcze niebagatelne pod względem ciężaru (dosłownie i w przenośni) =)

Naprawdę warto - wg. mnie jedna z najmocniejszych pozycji spod znaku SF w ostatnich latach.
23-12-2011 13:02
Dawidek
   
Ocena:
0
Jak nie lubię mieszanych antologii, tak na tę czekam (wieść gminna niesie, że pod drzewem można książkę znaleźć).
23-12-2011 13:34
sanatok
   
Ocena:
0
I kolejna pozycja na wishliste.
Bestia ma tendencję do nadmiernego niespodziewanego tycia.
23-12-2011 14:12
Dawidek
   
Ocena:
0
Pochłania (?;)) bardziej niż przy Świątecznym stole ^^
23-12-2011 17:00
niuklik
   
Ocena:
0
Damn! Zrobiliście mi smaka na to tomiszcze...must have!
25-12-2011 13:00
Salantor
   
Ocena:
0
I taka kniga za pięć dych? To trzeba koniecznie przemyśleć.
25-12-2011 13:39
KFC
   
Ocena:
0
nawet za 4 jak dobrze poszukasz.. oj chyba trzeba będzie zupodatować prezenty pod choinką ;)
25-12-2011 13:55
Salantor
   
Ocena:
0
Weź pan nie kuś, bo portfel się na mnie krzywo patrzy :X
25-12-2011 17:17
Asthariel
   
Ocena:
0
Książka będzie moja! Kiedyś.
26-12-2011 17:23
Qball
   
Ocena:
0
Znalazłem ja pod choinką. Czeka na swoją kolej do przeczytania :)
27-12-2011 09:40
baczko
   
Ocena:
0
Reading in progress. Trzy pierwsze opka za mną - bardzo dobre, choć, co dla mi przeszkadza w czytaniu, napakowane technoslangiem aż do przesady, brrr.

I mam na nie nieco inny pogląd niż Dark One ;)
27-12-2011 14:36
Wiedźma
   
Ocena:
0
Absolutnie znakomita - dobrze dobrana, ze zróżnicowanymi tematycznie tekstami, z których jednak wszystkie trzymają wysoki poziom (co nie znaczy, że taki sam). Dla fanów s-f: zdecydowanie warto :).
03-01-2012 19:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.