» Recenzje » Samozwaniec. Tom 1 - Jacek Komuda

Samozwaniec. Tom 1 - Jacek Komuda


wersja do druku

Czyli jak nasi przodkowie podbijali, gwałcili i rabowali

Redakcja: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Samozwaniec. Tom 1 - Jacek Komuda
Po zakończeniu rejsów na bliskich i dalekich wodach oraz po francuskim epizodzie z Franciszkiem Villonem, Jacek Komuda wraca na znajome, kresowe grunty. Na początku lipca miała miejsce premiera (ze stosunkowo szeroko jak na polską fantastykę zakrojoną kampanią reklamową) jego najnowszej powieści – pierwszego tomu Samozwańca, czyli pierwszej odsłony cyklu Orły na Kremlu (tak, polityka wydawnicza Fabryki Słów nie ma w sobie równych). Za prozą "pierwszej szabli [czy raczej pióra] Rzeczypospolitej", przyznam szczerze, specjalnie nie przepadam, niemniej nie mogłem sobie pozwolić na przegapienie tego tworzonego z wielkim rozmachem projektu, jakim jest przedstawienie przez Komudę własnej wizji (bo że ta książka mogła być czymkolwiek innym, mam nadzieję, nikt nie żywił nadziei) Dymitriad.

W powieści po raz pierwszy zetknąłem się z najsłynniejszym chyba bohaterem wykreowanym przez Komudę – Jackiem Dydyńskim, towarzyszem husarskim i awanturnikiem, przemierzającym Rzeczypospolitą na początku XVII stulecia. Jest to postać wyrazista i zapadająca w pamięć, ale płytka i niespecjalnie porywająca czytelnika. To samo tyczy się reszty komudowej plejady z Samozwańca. Siła powieści, a także wielu pozostałych tegoż autora, zdecydowanie musi kryć się gdzieś indziej.

Szukać jej należy przede wszystkim w stylu, charakterystycznym dla twórczości Komudy. Jego proza cechuje się dużą brutalnością i dosadnością w opisach czy – jak to jest teraz nazywane – realizmem. Spragnieni "mocnej, męskiej lektury" młodzi czytelnicy chętnie nurzają się w światach pełnych wszelkiej maści awanturników oraz warchołów, na których co prawda czekają liczne niebezpieczeństwa, ale za to nic nich ich nie krępuje poza własną wolą. I to jest właśnie nęcące w książkach Komudy, który konsekwentnie gloryfikuje realia dawnej Rzeczypospolitej. Samozwaniec – opowieść o z trudem wypłakanym, a do tego wątpliwym triumfie naszych przodków – jest jak dotąd najważniejszym elementem tej kampanii.

Jest w nim właściwie wszystko, czego dobra powieść awanturnicza potrzebuje: bitwy, pościgi, walki, wyraziste charaktery, konflikty i intryga. Akcja toczy się w 1604 roku. Z Ukrainy wyrusza ekspedycja kierowana przez wojewodę Jerzego Mniszcha oraz Dymitra Samozwańca (rzekomego syna cara Iwana IV). Jej celem jest zdobycie tronu dla "prawowitego następcy". Tymczasem wspomniany już Jacek Dydyński próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej sekty, dybiącej na życie samozwańczego carewicza. Ma w tym osobisty cel, bowiem tylko przychylność Dymitra rokuje nadzieję na rozwikłanie pewnej rodzinnej tajemnicy.

To właśnie w stworzonym przez Komudę obrazie szlacheckiej Rzeczypospolitej tkwi tajemnica jego sukcesu, czemu zaprzeczać nie będę. Co bardziej bystrzy czytelnicy zauważą jednak, że w kwestii przekonań autora mam pobłażliwe mniemanie, a jego stosunek do Rosji i naszych stosunków z nią dodatkowo zniechęca mnie do jego prozy. To są jednak niesnaski czysto poglądowe, jako że warsztatowo trudno mi powiedzieć cokolwiek złego o Komudzie. Widać, że fascynuje się w każdym calu dawną Polską, co dowodzi jego drobiazgowa znajomość wszelkich szczegółów i szczególików, od rzędu końskiego poczynając, na drobiazgowej topografii kończąc, które naprawdę trudno mi zweryfikować. Pozostaje tylko pogratulować włożonej weń pracy i ukłonu w stronę czytelników w postaci licznych przypisów, bardzo pomocnych dla osób nie interesujących się specjalnie tamtą epoką.

Wydanie oceniam bardzo wysoko. Książka jest estetyczna, strona edytorska znośna, a czcionka jak zwykle u Fabryki nieprzeciętnie sporych rozmiarów, przez co powieść sprawia wrażenie dużo obszerniejszej niż jest w rzeczywistości, co sprawiło, że pojawi się w przynajmniej dwóch tomach. Ale do tego klienci wiadomego lubelskiego wydawnictwa zapewne są przyzwyczajeni.

Podsumowując, Samozwaniec to porządna powieść awanturnicza, która z pewnością umili jesienne wieczory niejednemu miłośnikowi gatunku. Ponadto przyda się każdemu, kto chce się przekonać, że nie tylko Brytyjczycy i Hiszpanie mają sobie coś do zarzucenia u progu epoki kolonialnej.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
8.26
Ocena użytkowników
Średnia z 31 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Samozwaniec
Cykl: Orły na Kremlu
Tom: 1
Autor: Jacek Komuda
Autor okładki: Dark Crayon, Mariusz Kozik
Autor ilustracji: Krzysztof Brojek
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 1 lipca 2009
Liczba stron: 488
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-7574-039-4
Cena: 34,90 zł



Czytaj również

Komentarze


CE2AR
   
Ocena:
0
"wątpliwym triumfie naszych przodków"

Czyżby niewątpliwe były tylko klęski naszych przodków?
25-11-2009 02:37
Chamade
   
Ocena:
0
" wątpliwym triumfie..."
Wojsko polskie jako jedyne zdobyło Moskwę, nie wnikam w szczegóły, za długo by mówić...
Ponadto wymieniony wojewoda nosił nazwisko Mniszech, nie zaś Mniszek, jak to autor recenzji podaje. Mam nadzieję że to jedynie literówka, a nie błąd innej maści. Bo jeśli byłby to ten drugi błąd, to nie najlepiej świadczy o wiedzy historycznej autora, oraz o jego znajomości recenzowanej pozycji.
Każdy foruje własne poglądy, w takiej czy innej formie. Jednym udaje się je zakamuflować lepiej, innym gorzej. Jeszcze inni nie czynią tego wcale. Komuda, moim zdaniem, plasuje się pośrodku. I kiedy przywołam swoja znajomość epoki, mam wrażenie, że wpasowuje się nimi w ducha tamtych czasów całkiem nieźle.
25-11-2009 12:04
M.S.
   
Ocena:
0
Moskwę zdobyła też armia napoleońska, mimo że miała za przeciwnika imperium w stanie rozkwitu, a nie - jak Samozwaniec - państwo w stanie maksymalnego rozkładu.

Naprawdę nie wiem, czym się podniecać, jeżeli chodzi o wyprawę moskiewską. Wdarliśmy się, korzystając z chaosu w Rosji, po czym szybko zostaliśmy z niej słusznie wyrzuceni, po drodze odkrywając kulinarne zastosowanie człowieka. Jedna wielka awantura, z której nic dobrego nie przyszło, a ponadto zostaliśmy agresorami. Chwalimy się zaś nią, jakbyśmy dokonali nie wiadomo czego. Polacy naprawdę mają kompleksy.

PS: Z Mniszkiem rzeczywiście mój błąd. Już poprawione.
25-11-2009 12:56
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Typowe Lachy. Pamiętają jak zdobyli słabą Moskwę, ale nie pamiętają jak dostali od Szwedów w Warszawie, aż z husarii pierz leciał.

Ostatnio leciał w TV Pan Tadeusz. Jedyny normalny człowiek tam przedstawiony, nie pieniacz, nie sprzedawczyk, nie gorący łeb, to Rosyjski (nie ten zrusyfikowany, ale oryginalny) oficer. Aż się dziwię, że się jeszcze prezes nie spostrzegł i nie wywalił książki ze szkolnego kanonu ;)
25-11-2009 13:14
Chamade
   
Ocena:
0
Napoleon Moskwy nie zdobył, zajął ją. Siły rosyjskie miasto opuściły, zniszczono to, co mogłoby przydać się napoleońskiej armii. Miasta nie broniono. Działanie taktyczne.
Polacy Moskwę zdobyli, o ile dobrze pamiętam, po bitwie pod Kłuszynem w 1610. Podaję fakty późniejsze, bo o takich wspomniał też autor recenzji w swoim komentarzu ( vide konsumpcja martwych). W 1605 też Moskwę zdobyto, także po bitwie. I wpływy polskie trwały do 1606 roku, do śmierci Dymitra Samozwańca I. A później działo się znów na froncie polsko-rosyjskim.
I nie ma się czym podniecać, rzeczywiście. Ale o faktach należy pamiętać, aby w kompleksy się nie wpędzać i nie nadymać nadto także.
A poprawa chyba będzie znów konieczna, bo odmiana nazwiska nie jest prawidłowa.
25-11-2009 14:31
M.S.
   
Ocena:
0
Wiedziałem, że przyczepisz się znaczeń słów "zajął-zdobył" ;). Tak czy siak Moskwa trafiła w ręce Napoleona w wyniku działań wojennych - tak jak Polaków. Przecież Rosjanie wycofali się, ponieważ nie chcieli ryzykować kolejnej klęski, a nie by zrobić Napoleonowi frajdę. Właściwie to plus dla Korsykanina.

O faktach jak najbardziej pamiętam, więc nie próbuj się wywyższać :). A odmiana jest jak najbardziej poprawna. Chyba że masz na myśli komentarz.
25-11-2009 14:52
CE2AR
   
Ocena:
0
M.S. mnie niezbyt interesują Twoje poglądy (jakiekolwiek by one nie były) i nie po to czytam recenzję, by parokrotnie napotykać jakieś manifesty światopoglądowe.
25-11-2009 15:13
Chamade
   
Ocena:
0
Daleka jestem od wywyższania się, gdzie Ty to dojrzałeś... Wielce zastanawiające.

Sprawdziłam, nazwisko ma dwie możliwości odmiany, obie poprawne, więc zwracam honor.

Jestem bliższa stwierdzeniu, ze cofali się mając świadomość ,że Napoleon miasta utrzymać nie zdoła. A plusem stan opuszczonej Moskwy i okolic nie był w żadnym razie, sądząc po tym, jak armia napoleońska zapłaciła za "zdobycz". Podobnie do tego, co spotkało Polaków około 200 lat wcześniej.


25-11-2009 15:22
E_elear
   
Ocena:
+1
"wątpliwym triumfie..."
Pokonanie liczniejszych wojsk przeciwnika, opanowanie większości ziem Rosji, zdobycie Moskwy, wybór na cara królewicza polskiego. To wszystko nie jest wątpliwym triumfem. Nawet jeśli ustosunkować się tylko do zakończenia tej wojny, to rozejm w Dywilnie był dla polski bardzo korzystny.
"szybko zostaliśmy z niej słusznie wyrzuceni.."
Nie wiem czy chodzi tu o państwo Moskiewskie czy tylko ich stolice, ale w każdym razie nie nastąpiło to szybko.
"nie pamiętają jak dostali od Szwedów w Warszawie, aż z husarii pierz leciał"
Akurat do husarii i jej szarży w tej bitwie nie można mieć zastrzeżeń, w pełni wykonała swoje zadanie (gdyby tylko w odpowiednim momencie wsparto jej wysiłek bitwa zakończyć mogłaby się inaczej).
"słaba Moskwa"
Warto zobaczyć jakimi siłami dysponowała w czasie walk m.in. porównać stosunek sił pod Kłuszynem.
Na zakończenie dodam, że Polacy w historii nie ponosili tylko klęsk, czasem i zwycięstwa były udziałem naszych przodków. Warto o tym pamiętać, za co chwała Komudzie.
25-11-2009 18:45
M.S.
   
Ocena:
0
Pokonanie liczniejszych wojsk przeciwnika, opanowanie większości ziem Rosji, zdobycie Moskwy, wybór na cara królewicza polskiego. To wszystko nie jest wątpliwym triumfem. Nawet jeśli ustosunkować się tylko do zakończenia tej wojny, to rozejm w Dywilnie był dla polski bardzo korzystny.

Dlatego właśnie nie lubię Komudy. Bo mydli ludziom oczy.

Proszę, obudźcie się. Prawda jest taka, że po wielu latach ciężkich wojen, naznaczonych co prawda zwycięstwami, zostaliśmy wyrzuceni. Odparci. Żaden podstawowy cel Dymitraid nie został zrealizowany, a co gorsza (z polskiego punktu widzenia) doprowadził do wzmocnienia Rosji. Triumf jak cholera. Do wyboru królewicza polskiego na cara już nawet nie będę się odnosił, bo używanie tego jako argumentu o zwycięstwie jest po prostu śmieszne.

Nawet nie bardzo jest być z czego dumnym jeśli chodzi o samą ideę Dymitriad, bowiem występowaliśmy w nich w roli zawszonych agresorów. I teraz niektórzy próbują nam wmówić, że jest się czym chwalić. Niesteyty, dla mnie to wygląda równie żałośnie, jakby Niemcy próbowali się chwalić, ile osiągnęli w czasie II wojny światowej, tylko pod koniec coś nie poszło. Nie, nie przejaskrawiam.

Tyle mam do powiedzenia. I proszę się nie raczyć mnie kolejnymi faktami, bo ja to naprawdę wszystko wiem. Zamiast tego proszę na moment popatrzeć na ogół. Potem ewentualnie przechodzić do szczegółu.

"nie pamiętają jak dostali od Szwedów w Warszawie, aż z husarii pierz leciał"
Akurat do husarii i jej szarży w tej bitwie nie można mieć zastrzeżeń, w pełni wykonała swoje zadanie (gdyby tylko w odpowiednim momencie wsparto jej wysiłek bitwa zakończyć mogłaby się inaczej).


Naprawdę nie zrozumiałeś, o co faktycznie chodziło w tej wypowiedzi?
26-11-2009 20:15
E_elear
   
Ocena:
0
"żaden podstawowy cel Dymitriad nie został zrealizowany"
Nie ma czegoś takiego jak jeden, podstawowy cel dymitriad. Inny cel miał Dymitr, inny Zygmunt, inny Rzeczpospolita, jeszcze inne mieli poszczególni dowódcy czy kozacy. Każda strona miała własne, liczne i do tego często wzajemnie się wykluczające. Ja tylko uparcie powtarzam, że dla Rzeczp. wojna ta zakończyła się zwycięstwem (nie w takim wymiarze jaki niektórzy na początku wymarzyli i w dość dramatycznej końcówce, ale jednak). Bezdyskusyjnie potwierdzają to warunki rozejmu w Dywilnie.

"zostaliśmy wyrzuceni"
Nie wszędzie np. ze Smoleńska nie.

"doprowadził do wzmocnienia Rosji"
Nie wmówisz mi, że okres wielkiej smuty (czas wojen, głodu, zarazy, powstań itd. itp. trwający do tego tak długo) wzmocnił państwo moskiewskie.

"nie zrozumiałeś, o co faktycznie chodziło w tej wypowiedzi"
Myślałem, że o to co jest napisane.

"bo ja to naprawdę wszystko wiem"
Nic tylko pogratulować, skromności też :)
27-11-2009 23:48
M.S.
   
Ocena:
0
"żaden podstawowy cel Dymitriad nie został zrealizowany"
Nie ma czegoś takiego jak jeden, podstawowy cel dymitriad. Inny cel miał Dymitr, inny Zygmunt, inny Rzeczpospolita, jeszcze inne mieli poszczególni dowódcy czy kozacy. Każda strona miała własne, liczne i do tego często wzajemnie się wykluczające.


Zwróć uwagę na liczbę mnogą w cytowanej wypowiedzi.

Ja tylko uparcie powtarzam, że dla Rzeczp. wojna ta zakończyła się zwycięstwem

Zwycięstwo to nie to samo co triumf. Koniec.

"zostaliśmy wyrzuceni"
Nie wszędzie np. ze Smoleńska nie.


Ale z Rosji tak. Że coś chapnęliśmy przy okazji, to co innego.

"doprowadził do wzmocnienia Rosji"
Nie wmówisz mi, że okres wielkiej smuty (czas wojen, głodu, zarazy, powstań itd. itp. trwający do tego tak długo) wzmocnił państwo moskiewskie.


Smuta zaczęła się dużo wcześniej, a koniec Dymitraid (wstąpinie na tron Michala I) to zarazem jej finał.

"nie zrozumiałeś, o co faktycznie chodziło w tej wypowiedzi"
Myślałem, że o to co jest napisane.


Myślałem, myślałem...
28-11-2009 00:09
E_elear
   
Ocena:
0
Jednym z podstawowych celów Rzeczpospolitej było zdobycie Smoleńska (został więc osiągnięty przynajmniej jeden).

Dla mnie zwycięstwo to, to samo co triumf.

Dla ówczesnych (zarówno polaków czy moskwicinów) szczególnie Smoleńsk nie był tylko mało istotnym czymś. Posiadał ogromne znaczenie. Do tego dochodziła ziemia smoleńska, siewierska i czernichowska w sumie niemało terytorium.

Właśnie o tym pisze, że czas wielkiej smuty trwał w Rosji bardzo długo. I dopiero po jego zakończeniu, Rosja zaczęła się powoli odbudowywać i wzmacniać.
28-11-2009 23:21
M.S.
   
Ocena:
0
Jednym z podstawowych celów Rzeczpospolitej było zdobycie Smoleńska (został więc osiągnięty przynajmniej jeden).

Jak na ambicje najeźdźców - całkiem skromny ten cel. Nagroda pocieszenia, rzekłbym.

Dla mnie zwycięstwo to, to samo co triumf.

Super. Ja jednak wolę trzymać się definicji słownikowej.

Właśnie o tym pisze, że czas wielkiej smuty trwał w Rosji bardzo długo. I dopiero po jego zakończeniu, Rosja zaczęła się powoli odbudowywać i wzmacniać.

Nie ma to jak zabłysnąć jakąś błyskotliwą myślą. Masz jeszcze jakieś w podorędziu?
29-11-2009 01:39
E_elear
   
Ocena:
0
Widzę, że autorowi brakło już argumentów więc dyskusję uznaje za zakończoną (ogłaszając się samozwańczo zwycięzcą lub triumfatorem).
29-11-2009 22:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.