» Recenzje » Saga o Rubieżach. Tom I - Liliana Bodoc

Saga o Rubieżach. Tom I - Liliana Bodoc


wersja do druku

Zło zza morza… znowu

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Saga o Rubieżach. Tom I - Liliana Bodoc
Miłośnicy zagranicznej fantastyki doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w naszym kraju najwięcej ukazuje się tekstów brytyjskich, amerykańskich i rosyjskich. Wydawnictwo Prószyński i S-ka uznało, iż pora dać czytelnikom okazję do zapoznania się z czymś nowym, czego efektem jest wydanie Sagi o Rubieżach Lilliany Bodoc – ponoć najlepszej fantasy napisanej w języku hiszpańskim.

________________________


Żyzne Ziemie od lat nie mają kontaktu ze Starymi Ziemiami. Tylko raz Boreaszowie przybyli na statkach, aby przynieść braciom wieść o rodzącym się w głębi kontynentu złu. Któregoś dnia, kiedy wszyscy już zapomnieli o ostrzeżeniu, magia budzi się, bo wyczuwa coś niezwykłego: na morzu ponownie pojawiły się rozłożyste żagle. Czy to Boreaszowie wracają z nowymi informacjami? A może to Misaianes, Wcielona Nienawiść i syn Śmierci, urósł w siłę na tyle, żeby zaatakować Żyzne Ziemie? Tego nie wiedzą nawet najstarsi i najmądrzejsi Astronomowie.

Pierwszy tom Sagi o Rubieżach składa się z dwóch powieści podzielonych na trzy części każda. Obszerna lektura opisuje dwa pierwsze starcia między broniącymi swych pól wojownikami i nadchodzącym ze Starych Ziem przeciwnikiem. Tym, co mocno zaskakuje, są duże różnice jakościowe między Dniami Jelenia i Dniami Pomroki. Pierwszy jest zdecydowanie słabszy. Dlaczego? Jednym z najważniejszych powodów są poważne bolączki związane z konstrukcją powieści. Zawiązanie akcji następuje jak w tysiącach innych fantastycznych tomiszczy: do skromnego wojownika przybywa posłaniec, aby poinformować go, że został wybrańcem W połączeniu ze słabym stopniowaniem napięcia (Bodoc nie angażuje czytelnika w przeżycia bohaterów) daje to mierny wynik. Fabuła opiera się na prostym do bólu schemacie (zło zza morza – zażegnanie dawnych konfliktów – walka ze wspólnym wrogiem), co sprawia, że cały tekst staje się przewidywalny. Brakuje zaskoczenia, niespodziewanych zwrotów akcji, świeżości.

Dni Pomroki wydają się powieścią stworzoną przez zupełnie innego twórcę. W tekście pojawiają się ciekawe wątki poboczne (jak chociażby genialna historia spotkania Śmierci i młodej dziewczyny), konfliktom między poszczególnymi władcami Żyznych Ziem nadana zostaje dynamika, mają one większy wpływ na fabułę, a wojna ze złem mocno się komplikuje – wszystko to sprawia, że pojawia się nieobecna wcześniej niepewność dotycząca losów bohaterów. Bodoc wprowadza też obecne w śladowych ilościach w pierwszej powieści elementy (jak wątek romantyczny czy konflikt o władzę) dzięki czemu czytelnik może przejąć się losem Żyznych Ziem. Mimo to, pierwszy tom Sagi o Rubieżach pod względem fabularnym jest przeciętny: składa się z jednego słabego i jednego dobrego tekstu.

Mieszane uczucia budzi kreacja bohaterów. Choć w większości są bardzo sympatyczni i można się z nimi błyskawicznie zżyć, to szkoda, że autorka nie pokusiła się o pogłębienie ich rysu psychologicznego. Dunkancellin to nieustraszony wojownik, który w każdej sytuacji reaguje dokładnie tak samo (unosi się honorem); Molitzmos od początku ukazany jest jako zdrajca, a Cucub jako nieznośny, ale czarujący trefniś. Tak jednostronne przedstawienie postaci sprawia, że czytelnik szybko traci nimi zainteresowanie. W dodatku Bodoc nie ma najmniejszych oporów przed wyraźnym podzieleniem świata na "tych złych" (którzy są źli w każdym calu) oraz "tych dobrych" (co najczęściej znaczy: nieskazitelnych). Prócz naprawdę zapadającej w pamięć Śmierci, jedynym bohaterem, którego postępowanie budzi zainteresowanie, jest Bor. To zamiłowanie do prostej, pobieżnej kreacji nie byłoby tak widoczne, gdyby nie fakt, że tak samo wygląda kwestia zamieszkujących Żyzne Ziemie ludów. Morscy Zwiadowcy to żyjący na wybrzeżu potomkowie Boreaszów, Władcy Słońca są skłóconymi mieszkańcami potężnych miast, a Pasterze Pustyni prostymi koczownikami – to prawie wszystko, czego dowiadujemy się o konkretnych plemionach. Chlubnym wyjątkiem są Husihuilkowie, o których kulturze autorka pisze szerzej.

Czy to oznacza, że w Sadze o Rubieżach nie ma nic wartościowego poza kilkoma intrygującymi wątkami (powtarzam: Śmierć!) z Dni Pomroki? Nie, w tych powieściach rzeczywiście jest coś, dzięki czemu można ulec czarowi Żyznych Ziem. To niezwykły klimat, który autorka konsekwentnie kreuje poprzez podkreślanie związku tych dobrych z naturą. Misaianes, przypominający nieco tytułową Rudą Sforę z powieści Mai Lidii Kossakowskiej, jest piewcą zniszczenia, który nie może znieść rozmiłowanych w czczeniu natury Husihuilków. Można by zarzucić Sadze o Rubieżach, że podobny kontrast (szalony nekromanta – przywiązani do swoich ziem wojownicy) napędza setki innych cykli fantastycznych, gdyby nie olbrzymi wpływ, jaki ekologizm ma na artystyczną warstwę tekstów Bodoc. Poetycki język, pełno opisów przyrody, fragmenty, w których odmalowano ludowe rytuały czy sławiące matkę naturę pieśni – to zdecydowanie największe perełki porozrzucane po całej Sadze.

Złośliwy czytelnik na podstawie pierwszego tomu Sagi o Rubieżach stwierdziłby zapewne, że hiszpańska fantastyka nie ma się najlepiej. Nie da się ukryć, że dwie powieści nie robią wielkiego wrażenia, ale nie można uznać ich za bezwartościowe. Jeśli jesteście spragnieni prostego i przyjemnego fantasy, a przy tym zwracacie dużą uwagę na styl, to książka może okazać się całkiem niezłym wyborem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
9.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Saga o Rubieżach. Tom I (Los días del Venado. Los días de la Sombra)
Cykl: Saga o Rubieżach
Tom: 1
Autor: Liliana Bodoc
Tłumaczenie: Iwona Michałowska-Gabrych
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 16 sierpnia 2012
Liczba stron: 736
Oprawa: miękka
Format: 125x195 mm
Cena: 45 zł



Czytaj również

Komentarze


~hmmm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Złośliwy czytelnik na podstawie pierwszego tomu Sagi o Rubieżach stwierdziłby zapewne, że hiszpańska fantastyka nie ma się najlepiej."

Że co - hiszpańska? Szanowny recenzencie, chyba nie zauwazyłeś, że Argentyna od dawna nie jest hiszpańską kolonią, a Ameryka Łacińska ma już swoje i to niemałe tradycje literackie. Hiszpańskojęzyczne nie jest tożsame z hiszpańskim. Tak samo jak łacińskie nie jest tożsame z rzymskie.
23-08-2012 11:42
~f.

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@ hmmm racja, ale po co ta napinka ; )
02-09-2012 12:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.