» » Ruda Sfora

Ruda Sfora

Ruda Sfora
Dyraj Bogoj lazł przez las niezgrabnie, niczym wielka, na wpół ślepa krowa. Hałas, który czynił, wybijał ze snu duchy i irytował ziemię. Nawet bagno burzyło się nieprzyjaźnie, słysząc odgłos stąpania nowego szamana.
- Dojdu Iczczite nic nie przesadziła - pomyślał Ergis. - Więcej mocy można znaleźć w końskim łajnie. Może nie mam się czego bać.
W duszy chłopca ocknęła się i zatliła słabym płomykiem odrobina nadziei.
Ale zgasła, gdy tylko ujrzał przemykający między drzewami, drobny, skulony cień. Pachniał złem tak silnie, aż Ergis zachłysnął się oddechem. Mroczny, ciężki zapach okrucieństwa ciągnął się za wspólnikiem Bogoja na kształt całunu otulającego ożywionego nieboszczyka. Wasyl szedł śmiało, cicho i spokojnie, jakby posiadł umiejętność widzenia w ciemności. Znalazłszy się na wysokości Ergisowego modrzewia zatrzymał się nagle, nasłuchując. Obrócił ku niemu bladą plamę twarzy, wąską niczym klinga noża.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.