Przedksiężycowi - Anna Kańtoch

Powiew świeżości

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Przedksiężycowi - Anna Kańtoch
Anna Kańtoch debiutowała pięć lat temu opowiadaniem Diabeł na wieży. W tym samym roku wydana została także jej pierwsza powieść, Miasto w zieleni i błękicie. Od tego czasu, mimo iż wydawała kolejne książki, nie udało jej się awansować do pierwszej ligi rodzimych twórców literatury fantastycznej. Jednakże jej najnowsza powieść, pierwszy tom Przedksiężycowych, może to zmienić, bo pozycja ta nosi wszelkie znamiona świetności.

Chociaż na pierwszy plan wysuwają się dwie postacie: średnio utalentowany artysta, Finnen i dręczona przez ojca Kaira, tak naprawdę głównym bohaterem tej książki jest miasto Lunapolis. Nad niemalże opustoszałą metropolią wciąż wisi cień tytułowych Przedksiężycowych – tajemniczych istot, wręcz bogów, narzucających mieszkańcom swoje prawa, za których przestrzeganie podlegający im ludzie dostąpić mają Przebudzenia, czyli łaski niewyobrażalnego szczęścia. Szkopuł jednak w tym, że nie wszystkim będzie to dane. Końca doczekają tylko najlepsi, najbardziej doskonali w oczach Przedksiężycowych; reszta będzie stopniowo usuwana wraz ze śmieciami i trafi do niższych światów. Bo Lunapolis nie jest zwykłym miastem. To drabina rzeczywistości, na szczycie której znajduje się świat idealny, pełen śmiechu i muzyki, a im niżej, tym bardziej widoczny jest proces rozkładu, tym większe żniwo zbiera śmierć. Selekcja następuje podczas tak zwanych Skoków, kiedy to część mieszkańców zostaje odrzucona, by wraz z całym brudem trafić do niższej rzeczywistości, gdzie czekać ma ich rychły, pełen cierpienia koniec. Pod pozorami szczęścia i beztroskiego życia, wciąż rozgrywa się bezwzględna rywalizacja o uznanie w oczach władających życiem i śmiercią Przedksiężycowych. Dzieci zamawia się u mieszkających w wieżach, głównie w Principium i Ekwilibrium, duszoinżynierów, którzy, za odpowiednią opłatą, projektują nowych mieszkańców Lunapolis, dając im tym samym szanse na Przebudzenie.

Właśnie ci ludzie, wyhodowani w laboratoriach inżynierii genetycznej, wychowani w świecie, gdzie granica między techniką a magią jest czymś płynnym, w równym stopniu jak będące dziełami sztuki budynki, budują niesamowitą atmosferę Lunapolis. Przez powieść przewija się cała parada niezwykłych bohaterów, od latającego za pomocą Skrzydeł artysty-wirofotografa, Magrita, przez oszpeconą animatorkę, Jainę, do na poły zwierzęcego stróża prawa, Mahamiego. W nich samych odbija się dusza miasta, na pierwszy rzut oka miejsca kultu sztuki, świata pełnego ludzi doskonałych; gdzieś w środku jednak czai się porywczość i brutalność. Obok niezwykle bogatej kreacji Lunapolis, pełnego miejsc niezwykłych, owianych aurą tajemniczości i niebezpieczeństwa, oprócz oryginalnej, na poły przerażającej, na poły fascynującej wizji odrzuconych rzeczywistości, również świetnie nakreśleni bohaterowie stanowią ogromny atut powieści Anny Kańtoch. Autorka zadbała nie tylko o różnorodność charakterów, ale przede wszystkim o ich złożoność. Ogromną przyjemność sprawiało mi przede wszystkim wyłapywanie małych smaczków, odcisków, jakie miasto zostawiło na swoich mieszkańcach, co szczególnie łatwo dostrzec u Finnena.

Również styl Ani Kańtoch stał się jednym z filarów podtrzymujących przebogatą wizję, jaką jest Lunapolis. Miasto urzeka, a jednocześnie przytłacza, miejscami przeraża. Rodzi się w czytelniku chora ciekawość, fascynacja rozgrywającymi się w metropolii dramatami. W pamięć zapadają obrazy odrzuconych rzeczywistości, niemalże poczuć można smród gnijących ciał i rozkładających się trupów, zalegających w przeszłości. Kolejne opisy krok po kroku wprowadzają nas w ten niezwykły świat, rozbudzają apetyt na więcej.

Przedksiężycowi, tom I to powieść niemalże idealna. Prawie, bo brakuje w niej tego tajemniczego składnika, tego czegoś, co działa na podświadomość i mówi czytelnikowi, że oto trzyma w rękach arcydzieło, książkę, którą zapamięta do końca życia. Nie zmienia to jednak faktu, że na każdym innym polu Anna Kańtoch spisała się rewelacyjnie. Urzeka świat, urzekają bohaterowie, urzeka także styl. Jeżeli więc ktoś ma ochotę na coś świeżego, z czystym sumieniem mogę polecić mu najnowsze dzieło Katowiczanki. I jakkolwiek nie czuję się żadnym specjalistą na tym polu, ośmieliłbym się zakwalifikować tę powieść jako New Weird – dzieło umykające wszelkim klasyfikacjom, łączące w sobie elementy SF i fantasy, przyprawione odrobiną kryminału i horroru. Dajcie się porwać temu surrealistycznemu miastu.