» Recenzje » Przedksiężycowi - Anna Kańtoch

Przedksiężycowi - Anna Kańtoch


wersja do druku

Powiew świeżości

Redakcja: Michał 'oddtail' Sporzyński

Przedksiężycowi - Anna Kańtoch
Anna Kańtoch debiutowała pięć lat temu opowiadaniem Diabeł na wieży. W tym samym roku wydana została także jej pierwsza powieść, Miasto w zieleni i błękicie. Od tego czasu, mimo iż wydawała kolejne książki, nie udało jej się awansować do pierwszej ligi rodzimych twórców literatury fantastycznej. Jednakże jej najnowsza powieść, pierwszy tom Przedksiężycowych, może to zmienić, bo pozycja ta nosi wszelkie znamiona świetności.

Chociaż na pierwszy plan wysuwają się dwie postacie: średnio utalentowany artysta, Finnen i dręczona przez ojca Kaira, tak naprawdę głównym bohaterem tej książki jest miasto Lunapolis. Nad niemalże opustoszałą metropolią wciąż wisi cień tytułowych Przedksiężycowych – tajemniczych istot, wręcz bogów, narzucających mieszkańcom swoje prawa, za których przestrzeganie podlegający im ludzie dostąpić mają Przebudzenia, czyli łaski niewyobrażalnego szczęścia. Szkopuł jednak w tym, że nie wszystkim będzie to dane. Końca doczekają tylko najlepsi, najbardziej doskonali w oczach Przedksiężycowych; reszta będzie stopniowo usuwana wraz ze śmieciami i trafi do niższych światów. Bo Lunapolis nie jest zwykłym miastem. To drabina rzeczywistości, na szczycie której znajduje się świat idealny, pełen śmiechu i muzyki, a im niżej, tym bardziej widoczny jest proces rozkładu, tym większe żniwo zbiera śmierć. Selekcja następuje podczas tak zwanych Skoków, kiedy to część mieszkańców zostaje odrzucona, by wraz z całym brudem trafić do niższej rzeczywistości, gdzie czekać ma ich rychły, pełen cierpienia koniec. Pod pozorami szczęścia i beztroskiego życia, wciąż rozgrywa się bezwzględna rywalizacja o uznanie w oczach władających życiem i śmiercią Przedksiężycowych. Dzieci zamawia się u mieszkających w wieżach, głównie w Principium i Ekwilibrium, duszoinżynierów, którzy, za odpowiednią opłatą, projektują nowych mieszkańców Lunapolis, dając im tym samym szanse na Przebudzenie.

Właśnie ci ludzie, wyhodowani w laboratoriach inżynierii genetycznej, wychowani w świecie, gdzie granica między techniką a magią jest czymś płynnym, w równym stopniu jak będące dziełami sztuki budynki, budują niesamowitą atmosferę Lunapolis. Przez powieść przewija się cała parada niezwykłych bohaterów, od latającego za pomocą Skrzydeł artysty-wirofotografa, Magrita, przez oszpeconą animatorkę, Jainę, do na poły zwierzęcego stróża prawa, Mahamiego. W nich samych odbija się dusza miasta, na pierwszy rzut oka miejsca kultu sztuki, świata pełnego ludzi doskonałych; gdzieś w środku jednak czai się porywczość i brutalność. Obok niezwykle bogatej kreacji Lunapolis, pełnego miejsc niezwykłych, owianych aurą tajemniczości i niebezpieczeństwa, oprócz oryginalnej, na poły przerażającej, na poły fascynującej wizji odrzuconych rzeczywistości, również świetnie nakreśleni bohaterowie stanowią ogromny atut powieści Anny Kańtoch. Autorka zadbała nie tylko o różnorodność charakterów, ale przede wszystkim o ich złożoność. Ogromną przyjemność sprawiało mi przede wszystkim wyłapywanie małych smaczków, odcisków, jakie miasto zostawiło na swoich mieszkańcach, co szczególnie łatwo dostrzec u Finnena.

Również styl Ani Kańtoch stał się jednym z filarów podtrzymujących przebogatą wizję, jaką jest Lunapolis. Miasto urzeka, a jednocześnie przytłacza, miejscami przeraża. Rodzi się w czytelniku chora ciekawość, fascynacja rozgrywającymi się w metropolii dramatami. W pamięć zapadają obrazy odrzuconych rzeczywistości, niemalże poczuć można smród gnijących ciał i rozkładających się trupów, zalegających w przeszłości. Kolejne opisy krok po kroku wprowadzają nas w ten niezwykły świat, rozbudzają apetyt na więcej.

Przedksiężycowi, tom I to powieść niemalże idealna. Prawie, bo brakuje w niej tego tajemniczego składnika, tego czegoś, co działa na podświadomość i mówi czytelnikowi, że oto trzyma w rękach arcydzieło, książkę, którą zapamięta do końca życia. Nie zmienia to jednak faktu, że na każdym innym polu Anna Kańtoch spisała się rewelacyjnie. Urzeka świat, urzekają bohaterowie, urzeka także styl. Jeżeli więc ktoś ma ochotę na coś świeżego, z czystym sumieniem mogę polecić mu najnowsze dzieło Katowiczanki. I jakkolwiek nie czuję się żadnym specjalistą na tym polu, ośmieliłbym się zakwalifikować tę powieść jako New Weird – dzieło umykające wszelkim klasyfikacjom, łączące w sobie elementy SF i fantasy, przyprawione odrobiną kryminału i horroru. Dajcie się porwać temu surrealistycznemu miastu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
8.03
Ocena użytkowników
Średnia z 17 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Przedksiężycowi
Cykl: Przedksiężycowi
Tom: 1
Autor: Anna Kańtoch
Autor okładki: Jan Rudnicki
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 13 marca 2009
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Asy polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-7574-019-6
Cena: 29,99 zł



Czytaj również

Przedksiężycowi. Tomy I i II - Anna Kańtoch
Fantastyka z księżyca
- recenzja
Diabeł w maszynie
Niepewności Domenica Jordana
- recenzja
Zabawki diabła
Wczesna Kańtoch, dobra Kańtoch
- recenzja
Inne światy
Dukaj, Małecki, Orbitowski i reszta
- recenzja
Diabeł na wieży
Powrót Domenica Jordana
- recenzja

Komentarze


Vermiliona
   
Ocena:
0
Dobra książka, dobra recenzja;

Obyśmy się doczekali wydania tomu 2
19-04-2009 01:00
malakh
   
Ocena:
0
Wydadzą na pewno. A że młodzi jesteśmy, na bank będzie to miało miejsce jeszcze za naszego żywota;P
19-04-2009 01:07
Vermiliona
   
Ocena:
0
ja tak czekałam na Węża Marlo t2, bo mi się pierwszy podobał... trochę minęło i jak nie było, tak nie ma :>
Pana Lodowego Ogrodu 3 też bym chciała zobaczyć...

jesteśmy młodzi ?:P
19-04-2009 01:58
teaver
   
Ocena:
0
Vermiliona - trzeba spojrzeć na srawę pozytywnie i póki możesz biegać po empiku bez pomocy wnuków, to jeszcze się doczekasz kilku tomów. ;)

A na tę książkę ostrzę ząbki odkąd zobaczyłam zapowiedzi. Dzięki za solidny kawałek tekstu, malakh. ;)
19-04-2009 20:17
Vermiliona
   
Ocena:
0
dobra. :)
19-04-2009 20:34
SkeezaPhrenyak
   
Ocena:
0
Dobra książka. Kojarzy mi się z "Fizjonomiką" Jeffreya Forda.
19-04-2009 21:40
Siman
   
Ocena:
0
OK, przekonałeś mnie do tej książki.
19-04-2009 21:59
malakh
   
Ocena:
0
Powiem wam, że bardzo zdziwiła mnie negatywna recenzja na Esensji (tylko 30%!). Nie trafiają do mnie argumenty Michała Foerstera - zupełnie, jakbyśmy czytali dwie zupełnie różne książki.

Na przykład:
Często człowiekowi wystarczy śmierć jednej bliskiej osoby, żeby stracić grunt pod nogami. W „Przedksiężycowych” mówi się o całych dzielnicach, w których żyją dzieci chowające się bez rodziców. W pierwszym rozdziale w trakcie Skoku ginie dziewczyna głównego bohatera. I co? No właśnie, nic.
Oczywiście wytłumaczenie można znaleźć bardzo proste. Bohaterowie Kańtoch ulepieni są z papieru, nie mogą więc przeżywać jakichś wyrafinowanych rozterek psychologicznych.


Wystarczy spojrzeć na to z innej strony: ci "papierowi" bohaterowie to któreś już z kolei pokolenie, żyjące w cieniu Przedksiężycowych. Nie załamują się, gdy znika ktoś z ich rodziny, bo dla nich jest to coś naturalnego. Nie mówię, że się cieszą, ale trudno, aby się załamywali, skoro Skoki to element ich życia, wiary, coś co towarzyszy im od urodzenia. Uważam, iż mierze ich nasz miarą jest błędem.

pod tym względem „Przedksiężycowi” kojarzą mi się z „Rycerzem kielichów” Jacka Piekary. Tam mieliśmy singla bawiącego się w rycerza, tutaj zaś grupkę młodych ludzi, którzy też starają się bawić, ale chyba nie bardzo wiedzą, czego chcą.

Tutaj też inaczej to odebrałem. To nie jest negatyw. Ci młodzi ludzie rzeczywiście nie wiedzą, czego chcą - tak jest natura mieszkańców Lunapolis. Nie trzeba zarabiać na jedzenie, nie trzeba płacić czynszu - pozostaje tylko nadmiar wolnego czasu.

W fabule sprowadza się to do niezbyt sensownego biegania z miejsca w miejsce, latania jakimiś mechanicznymi ptakami nad miastem albo odwiedzania zmarłych za pomocą wind czasoprzestrzennych.

Owe bieganie ma sens - Kańtoch "pokazuje" nam Lunapolis i zapoznaje z jego mieszkańcami. Jak inaczej miałaby to robić? Dla mnie było to fascynujące.
19-04-2009 23:32
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
malakh:
Wystarczy spojrzeć na to z innej strony: ci "papierowi" bohaterowie to któreś już z kolei pokolenie, żyjące w cieniu Przedksiężycowych. Nie załamują się, gdy znika ktoś z ich rodziny, bo dla nich jest to coś naturalnego. Nie mówię, że się cieszą, ale trudno, aby się załamywali, skoro Skoki to element ich życia, wiary, coś co towarzyszy im od urodzenia. Uważam, iż mierze ich nasz miarą jest błędem.

Pytane tylko co było po pierwszych Skokach. Czy wtedy nie zapanowała anarchia? A ja zapanowała to jak ją, hm, opanowali?
Jak to tym mieście jest? Ktoś ma jakieś role? Ktoś jest piekarzem, a ktoś pracuje w elektrowni? Czy to wszystko zautomatyzowane, ale ludzię sobie po prostu żyją/
Nie czytałem książki więc po prostu pytam.
20-04-2009 01:29
Vermiliona
   
Ocena:
0
Skoki były zawsze :)

Ludzie doskonalą się w sztuce. Oprócz malarzy, aktorów i muzyków, są art-zbrodniarze, wynalazcy i mnóstwo innych.
Niektórzy dorabiają sobie w Archiwum (tu tworzy się wynalazki, dzięki którym przybliża się termin Skoku), inni knują, czy pracują dla straży.
Ludzi interesuje głównie rozrywka - Lunapolis jest pięknym, a zarazem tajemniczym miastem zabawy - jeśli ma cię pochłonąć Skok, to lepiej, byś wykorzystał swój czas. Póki możesz.
20-04-2009 01:53
~Nick

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dziękuję za odpowiedź, Vermilliona, chociaż trochę się po niej prześlizgnęłaś ;)
No tak, sztuka, ale co jedzą ;) Kto konserwuje środki transportu ;) Kto ich wszystkiego uczy(skoro co jakiś czas w społeczeństwie powstaje dziura) ;) Tylko pytam:P
20-04-2009 10:15
malakh
   
Ocena:
0
Jedzenie jest im dostarczane do Hal, gdzie trafia ze zautomatyzowanych upraw. Jeżeli chodzi o elektryczność, w Lunapolis do oświetlania używa się lamp świetlikowych lub innych pierdół, które z prądem wiele wspólnego nie mają. Pełen relaks - nic tylko sztukę tworzyć. Co do szkół, nauczyciele byli wspominani, ale tylko w wątku sierot, do których od czasu do czasu ktoś przychodził, by je uczyć. Co do innych mieszkańców, nie wiem. Ci bogatsi uczyli się w domu...

Pytane tylko co było po pierwszych Skokach.

Nie wiemy. My "trafiamy" do powieści, gdy społeczeństwo Lunapolis jest już bliskie Przebudzenia - populacja zmalała z kilku milionów do kilkunastu tysięcy (z tego, co pamiętam). Argument Foerstera trafiałby do mnie, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdyby to rzeczywiście byłyby pierwsze Skoki. Szkopuł w tym, że to już n-te pokolenie - oni nie znają świata bez Skoków, dlatego nie histeryzują, gdy ktoś znika.
Zresztą, wspomniany Finnen, którego dziewczyna (a dokładnie - piękność, z którą chciał się tylko przespać) znika podczas Skoku nie pozostaje taki znowuż obojętny. Na swój sposób to przeżywa, ba!, w pewnym momencie sam głowi się nad swoją obojętnością.
20-04-2009 10:52
inatheblue
   
Ocena:
0
Skeeza: To chyba dla mnie zła reklama, bo mnie się Fizjonomika nie spodobała.
20-04-2009 20:43
E_elear
   
Ocena:
0
Udało wam się mnie przekonać do zakupu tej książki. Zapowiada się naprawdę obiecująco.
24-04-2009 09:48
~Jola

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przeczytałam książkę jestem pod wrażeniem i czekam na następny tom, który wyjaśniłby parę wątków. Widzę, że zastanawiacie sie nad szczegółami jak dla mnie mało istotnymi. Skąd mają jedzenie, skąd się wzięli nauczyciele. Może tak dla odmiany ktoś odpowie dlaczego jest tak ważne zabicie Daniela? Dlaczego ojciec Kairy ma z tym coś wspólnego? Tam sztuka i zabawa jest przedkładana nad rozumem. Np. dlaczego Przedksięzycowi nie pozwolili użyć koło jako wynalazku do transportu. Jest tam sporo tajemnic np dziewczyna która nie ma żadnego konkretnego talentu a przeżywa Skok?????? I najważniejsze pytanie dlaczego ludzie na górze tak szybko zapominają o tych bliskich na dole i nie starają się im pomóc. Dlaczego tak bardzo się boją? Może to jakaś kolejna fikcja a za tym stoi jakaś intryga ludzi którzy mają kasę.
18-08-2009 17:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.