Prawem wilka - Szczepan Twardoch
Nikt na nią jakoś specjalnie nie czekał, nikt się nie ekscytował. Nie jest to ani Król Bólu Dukaja, ani Głowa Kasandry, czyli wielki powrót Baranieckiego. Do mnie trafiła przypadkiem, nieoczekiwana. W niczym nie przeszkodziło to jednak, bym przekonał się do talentu śląskiego pisarza. Prawem wilka to zbiór niemalże doskonały, a za jedyną wadę poczytać mu można tylko objętość. Cztery opowiadania mieszczące się na niecałych trzystu stronach tekstu to zdecydowanie za mało, aby w pełni nasycić się twórczością Szczepana Twardocha.
Jako że wcześniej nie miałem okazji zapoznać się z twórczością tego autora, zbiór stanowił dla mnie sposobność do wyrobienia sobie własnego zdania na jego temat. Moją uwagę zwróciła jego umiejętność dostosowania formy do treści. Styl Grzędowicza poznam na milę, podobnie rzecz ma się z Sapkowskim, Ćwiekiem, czy Eddingsem. W przeciwieństwie do nich, Twardoch jest jak kameleon. Porównując otwierającego zbiór Bodhisattwę z zamykającym książkę opowiadaniem, Rondo na maszynę do pisania, papier i ołówek, widać wyraźną zmianę stylu, przejawiającą się chociażby w ilości dygresji, repertuarze metafor i w samym doborze słownictwa.
Pierwszy z tekstów, podobnie jak i następujący po nim Żywot i śmierć św. Felicjana, pełny jest potocznych zwrotów, jak chociażby "rąsia", czy "americano"; autor nie stroni także od wulgaryzmów (w szczególności w tym drugim), a opisy - choć bardzo dobrze budują klimat, zwłaszcza w Bodhisattwie i świetnie odzwierciedlają atmosferę poszczególnych scen - trudno nazwać poetyckimi.
W Rondzie… natomiast, tak jak i w Manierze tenebrosa, Twardoch wyraźnie bawi się językiem, zrzuca z siebie wszelkie ograniczenia. Wplata mnóstwo dygresji, jak chociażby dziewięciostronicowe przedstawienie postaci Gäbel’a, odwołuje się do pojęć z zakresu architektury, muzyki i filozofii, cytuje łacińskie sentencje i nie waha się spowalniać akcji licznymi przestojami w postaci długich opisów. W Rondzie… odchodzi także od liniowego prowadzenia fabuły, przeplatające ze sobą różne sceny, tworząc z nich coś na kształt fabularnego witrażu, w którym przeszłość miesza się z teraźniejszością, będąc uzupełnieniem lub rozwinięciem niektórych wątków.
Również prowadzenie fabuły, tempo akcji w Bodhisattwie i Żywocie… jest różne od tego, co znajdziemy w opowiadaniach opisujących losy dwóch literatów. W pierwszych dwóch tekstach zbioru więcej się dzieje, są one bardziej emocjonujące. Czy to historia polującego na Sowietów i kolaborantów mściciela, czy też oficera SB, Bartula, czyta się je bardzo szybko, pędząc od jednego wydarzenia do drugiego. Tymczasem w trzecim i czwartym opowiadaniu ważniejsza od treści zdaje się być forma, a czytelnik, zamiast zwrotów akcji, delektować się może stylem Twardocha.
Jedynym aspektem zawartych w Prawem wilka utworów, na który mógłbym narzekać jest ich oryginalność. Do ideału zabrakło im powiewu świeżości, elementu zaskoczenia, które tak naprawdę pojawiły się jedynie w Rondzie… – najlepszym tekście tej antologii. Tymczasem Bodhisattwa nieco przypominał Szkarłatną falę Mai Lidii Kossakowskiej, tyle że ze zmienioną scenerią. Maniera tenebrosa budziła skojarzenia z Karą większą Huberatha, a Żywot… sam w sobie pod względem fabularnym nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Niemniej, zbiór opowiadań autorstwa Szczepana Twardocha to niezwykle ciekawa pozycja. Dwa ostatnie teksty prezentują się nadzwyczaj dobrze, a już zdobywca Nautilusa, Rondo na maszynę do pisania, papier i ołówek, to prawdziwy majstersztyk. Jak wspominałem na samym początku, szkoda tylko, że na tę antologię składają się zaledwie cztery teksty, które na pewno zdołają pobudzić czytelniczy apetyt, ale raczej go nie zaspokoją. Mimo to, pozycja warta jest polecenia.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Jako że wcześniej nie miałem okazji zapoznać się z twórczością tego autora, zbiór stanowił dla mnie sposobność do wyrobienia sobie własnego zdania na jego temat. Moją uwagę zwróciła jego umiejętność dostosowania formy do treści. Styl Grzędowicza poznam na milę, podobnie rzecz ma się z Sapkowskim, Ćwiekiem, czy Eddingsem. W przeciwieństwie do nich, Twardoch jest jak kameleon. Porównując otwierającego zbiór Bodhisattwę z zamykającym książkę opowiadaniem, Rondo na maszynę do pisania, papier i ołówek, widać wyraźną zmianę stylu, przejawiającą się chociażby w ilości dygresji, repertuarze metafor i w samym doborze słownictwa.
Pierwszy z tekstów, podobnie jak i następujący po nim Żywot i śmierć św. Felicjana, pełny jest potocznych zwrotów, jak chociażby "rąsia", czy "americano"; autor nie stroni także od wulgaryzmów (w szczególności w tym drugim), a opisy - choć bardzo dobrze budują klimat, zwłaszcza w Bodhisattwie i świetnie odzwierciedlają atmosferę poszczególnych scen - trudno nazwać poetyckimi.
W Rondzie… natomiast, tak jak i w Manierze tenebrosa, Twardoch wyraźnie bawi się językiem, zrzuca z siebie wszelkie ograniczenia. Wplata mnóstwo dygresji, jak chociażby dziewięciostronicowe przedstawienie postaci Gäbel’a, odwołuje się do pojęć z zakresu architektury, muzyki i filozofii, cytuje łacińskie sentencje i nie waha się spowalniać akcji licznymi przestojami w postaci długich opisów. W Rondzie… odchodzi także od liniowego prowadzenia fabuły, przeplatające ze sobą różne sceny, tworząc z nich coś na kształt fabularnego witrażu, w którym przeszłość miesza się z teraźniejszością, będąc uzupełnieniem lub rozwinięciem niektórych wątków.
Również prowadzenie fabuły, tempo akcji w Bodhisattwie i Żywocie… jest różne od tego, co znajdziemy w opowiadaniach opisujących losy dwóch literatów. W pierwszych dwóch tekstach zbioru więcej się dzieje, są one bardziej emocjonujące. Czy to historia polującego na Sowietów i kolaborantów mściciela, czy też oficera SB, Bartula, czyta się je bardzo szybko, pędząc od jednego wydarzenia do drugiego. Tymczasem w trzecim i czwartym opowiadaniu ważniejsza od treści zdaje się być forma, a czytelnik, zamiast zwrotów akcji, delektować się może stylem Twardocha.
Jedynym aspektem zawartych w Prawem wilka utworów, na który mógłbym narzekać jest ich oryginalność. Do ideału zabrakło im powiewu świeżości, elementu zaskoczenia, które tak naprawdę pojawiły się jedynie w Rondzie… – najlepszym tekście tej antologii. Tymczasem Bodhisattwa nieco przypominał Szkarłatną falę Mai Lidii Kossakowskiej, tyle że ze zmienioną scenerią. Maniera tenebrosa budziła skojarzenia z Karą większą Huberatha, a Żywot… sam w sobie pod względem fabularnym nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Niemniej, zbiór opowiadań autorstwa Szczepana Twardocha to niezwykle ciekawa pozycja. Dwa ostatnie teksty prezentują się nadzwyczaj dobrze, a już zdobywca Nautilusa, Rondo na maszynę do pisania, papier i ołówek, to prawdziwy majstersztyk. Jak wspominałem na samym początku, szkoda tylko, że na tę antologię składają się zaledwie cztery teksty, które na pewno zdołają pobudzić czytelniczy apetyt, ale raczej go nie zaspokoją. Mimo to, pozycja warta jest polecenia.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Prawem wilka
Autor: Szczepan Twardoch
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 27 października 2008
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN-13: 978-83-7578-012-3
Cena: 28,00 zł
Autor: Szczepan Twardoch
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 27 października 2008
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN-13: 978-83-7578-012-3
Cena: 28,00 zł
Tagi:
Prawem wilka | Szczepan Twardoch