Poza galaktykę – Timothy Zahn
W świecie Gwiezdnych wojen mają miejsce wydarzenia, które w danym czasie nabierają rangi legendarnych. Tak właśnie było z Wojnami Klonów, Starą Republiką i Rycerzami Jedi w okresie szesnastu lat, które dzieliły zakończenie produkcji Starej Trylogii i rozpoczęcie kręcenia prequeli. Z czasem statusu tego nabrała potyczka Obi-Wana z Anakinem i końcowe przekształcenie się tego ostatniego w mrocznego Lorda Vadera. Expanded Universe miało również swoje niedopowiedzenia i legendy i do największych z nich zaliczał się właśnie Lot Zewnętrzny zwany również Pozagalaktycznym.
Zakon Jedi i senat Republiki przygotowywali ten projekt od lat. Na ich przestrzeni start Lotu Zewnętrznego niejednokrotnie nabierał opóźnień, a jego realizacja wiele razy stawała pod znakiem zapytania. Lecz gdy sześć okrętów wojennych klasy Dreadnaught sprzężonych wokół potężnego jądra z pięćdziesięciotysięczną załogą na pokładzie było gotowych do lotu, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Pod przywództwem mistrza Jedi Jorusa C’baotha Lot Zewnętrzny wyruszył do sąsiedniej galaktyki, by tam znaleźć nadające się do zasiedlenia planety i przygotować grunt pod ekspansję Republiki. Nie wszystko jednak miało pójść zgodnie z planem. Na odkrywców czekała potyczka z nieznanym przeciwnikiem, która miała okazać się sprawdzianem nie tylko zdolności militarnych, lecz także siły charakteru i wierności ideałom, w które wierzyli.
Timothy Zahn przez długi czas (bo przecież już od lat 90-tych ubiegłego stulecia) we wszystkich swoich książkach mozolnie budował poczucie mrocznej tajemnicy wokół kilku zagadnień, które rozwiązanie swoje miały znaleźć w powieści Outbound Flight. Właśnie ta książka miała pokazać pierwszy kontakt Republiki z rasą Chissów i wyciągnąć na światło dzienne niewiadomą, jaką była wspaniała katastrofa Lotu Zewnętrznego. Wszystko to umiejscowił autor w stosunkowo ciekawym, bo w zasadzie niewykorzystywanym okresie po bitwie o Naboo, a przed Wojnami Klonów, co, moim zdaniem, doskonale wypełnia lukę, jaka znajdowała się w tym miejscu na osi chronologicznej Gwiezdnych wojen.
Jednak to nie tytułowy Lot Zewnętrzny jest głównym tematem powieści. Ku mojemu (i zapewne nie tylko mojemu) zaskoczeniu pozostaje on w cieniu historii Jorusa C’baotha – mistrza Jedi, twórcy i głównego koordynatora projektu wyprawy poza galaktykę. Z postacią tą po raz pierwszy spotykamy się w Trylogii Thrawna, gdzie szalony klon C’baotha na spółkę z wielkim admirałem sieje spustoszenie w galaktyce. Postawny, robiący wrażenie mężczyzna, o potężnej sile charakteru, będący urodzonym przywódcą. Mimo wielkich możliwości i mistrzowskiego opanowania sztuk Jedi, nie pozbawiony jednak wad – często przejawiający zachowania aroganckie i ignoranckie. Jednak Outbound Flight miał odpowiedzieć na pytanie: jaki był jego obraz przed klonowaniem i przejściem na Ciemną Stronę Mocy? Cóż, poza drobnym szczegółem nie używania błyskawic Ciemnej Strony – taki sam. Tu właśnie wychodzi tzw. "syndrom Zahna", który to znany jest z tego, że nie sugeruje się zbytnio tym, co napisano w EU wcześniej. Teraz jednak przekroczył pewną granicę paradoksu – przeczy sam sobie. Joruus C’baoth winien był przecież być szalonym klonem potężnego mistrza Jedi i przez ów fakt sklonowania utracić stabilność emocjonalną, stając się dążącym do władzy megalomanem, przekonanym o wyższości Rycerzy Jedi nad pozostałymi jednostkami i przekonanym o misji, jaką władający Mocą mają tym samym wypełnić. Tymczasem okazało się, że owo szaleństwo rozmyło się gdzieś w głowie Zahna, zanikając niemal całkowicie.
Pisząc o mistrzu C’baothu, nie sposób nie wspomnieć o nierozłącznej z nim postaci – jego padawance Loranie Jinzler. Jest ona przykładem bohatera, który rozwija się na oczach czytelnika. Podobnie jak Luke Skywalker w ciągu trzech filmów klasycznej trylogii przeszedł metamorfozę z wiejskiego chłopaka do rycerza Jedi, tak i Lorana zmienia się i rozwija na przestrzeni Outbound Flight. Czytelnik poznaje ją jako dwudziestodwuletnią uczennicę niemal stłamszoną przez potężną osobowość jej mistrza. Lecz wraz z kolejnymi przewracanymi stronicami powieści Jinzler nabiera doświadczenia i ewoluuje, by ostatecznie stać się w pełni rycerzem Jedi – heroiczną obrończynią sprawiedliwości, gotową poświęcić życie za tych, którym służy. Postać jest barwna oraz przemyślana (w przeciwieństwie chociażby do C’baotha, o którym pisałem wyżej), a sceny z nią są bogate nie tylko w akcję, lecz także w ciekawe przemyślenia.
Mieszane uczucia wzbudziła we mnie informacja, że w powieści dość znaczną rolę odgrywają Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker. Cóż, na pierwszy rzut oka motyw ten faktycznie nie wygląda zachęcająco – wciśnięci na siłę do projektu, a później na pokład Lotu Zewnętrznego w zasadzie tylko po to, by mógł uratować ich Palpatine. W rzeczywistości jednak Zahnowi udało się ich bardzo ładnie wpleść w fabułę i klimat powieści, nadając jej tym samym nieco smaczku i urozmaicając akcję. Aczkolwiek można mieć tutaj lekkie obiekcje co do kreacji postaci, gdyż autor widocznie nie mógł się do końca zdecydować na stosunek Obi-Wana do całego przedsięwzięcia, a w szczególności do Jorusa C’baotha, przez co mistrz Kenobi sprawia wrażenie nieco "rozmytego". W powieści nie brakuje oczywiście czarnych charakterów. Mamy mrocznego lorda Sithów, Neimoidian próbujących podnieść się po klęsce na Naboo i dość absurdalną postać Kinmana Doriany. Absurdalną, gdyż Zahn usnuł misterną intrygę umieszczając agenta Sidiousa w… biurze Palpatine’a. Widocznie wyszedł z założenia, że ostrożności nigdy za wiele.
Bardzo istotną dla powieści jest rasa Chissów, ze wskazaniem na jednego jej przedstawiciela – komandora Mitth'raw'nuruodo, znanego również jako Thrawn. Jest to niemal dokładnie ten sam Thrawn jakiego znamy z poświęconej mu Trylogii – genialny strateg i przywódca, chętnie korzystający z oryginalnych rozwiązań i skutecznie odczytujący ludzkie zachowania. Jedyne różnica to wiek dowódcy i Zahn niejednokrotnie to podkreśla. Mitth'raw'nuruodo jest ambitny, lecz młody i pozbawiony potężnego doświadczenia jakie posiadał w Dziedzicu Imperium i kolejnych powieściach. Niestety, jeśli chodzi o całą rasę, sprawy mają się dużo gorzej. Outbound Flight miał być powieścią, w której Timothy Zahn wreszcie będzie miał okazję dokładnie opisać i dopracować swoją ukochaną rasę, którą przez tyle lat tak mozolnie przecież tworzył. Nic z tego jednak. Czytelnikowi dane jest poznać bliżej raptem cztery wyżej postawione postacie z tej jakże interesującej nacji (w tym Thrassa, brata Thrawna, co akurat jest smaczkiem liczonym do plusów), a także wyłowić kilka dialogów traktujących o strukturze państwa Chissów, tworzących niestety bardzo rozmyty i niewyraźny jego obraz. Możliwe, że autor zostawił sobie po prostu lukę do wypełnienia w następnej powieści, co szczerze powiedziawszy robi się powoli irytujące. Ponadto, bardzo ciekawym motywem są tu przemytnicy, którzy chcąc nie chcąc nawiązują kontakt z Chissami, różniącymi się od mieszkańców znanej nam części galaktyki zarówno pod względem językowym (co nieczęsto widzimy w uniwersum Gwiezdnych wojen), jak i kulturowym (choć ten motyw nie jest przesadnie rozwinięty). Co ciekawe, perypetie Jorjego Car'dasa, Maris Ferasi i Dubraka Qennto mogą się często wydawać o wiele ciekawsze od akcji dotyczącej samego Lotu Zewnętrznego.
Na podstawie dotychczasowej twórczości Timothy’ego Zahna osadzonej w świecie Gwiezdnych wojen można było wysnuć wniosek, że jest on "długodystansowcem". Także Outbound Flight potwierdza tę tezę. Nie da się ukryć, że powieść rozpoczyna się w sposób dość prostolinijny, bez zbytnich fanaberii, a jeden z wątków pobocznych rozgrywający się na planecie Barlok w dziwny sposób przywodził mi na myśl Nadchodzącą burzę, powieść również cechującą się raczej prostotą fabuły (nadrabiającą jednak ten fakt z nawiązką, głównie za sprawą zawartego w niej humoru). Jednak z czasem akcja nabiera rozpędu, autor zwodzi czytelnika, by zbyt szybko nie odkrył tajemnic, które Zahn dość zmyślnie opracował, by ostatecznie postawić go przed dynamicznym i, co ważniejsze, dramatycznym końcem przygody.
Podobnie jak podczas czytania poprzednich powieściach tego autora, również podczas lektury Outbound Flight czytelnik raczej nie będzie miał okazji do narzekania na warsztat pisarski. Zahn nie gubi się w dość skomplikowanej fabule, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, które tak lubi wplatać do swoich powieści. Wszystko jest spójne i bardzo dobrze ze sobą współdziała, tym bardziej, że występujące w powieści opisy są ciekawe, a dialogi niebanalne. Zahn zadbał także o głębię postaci, i to nie tylko tych z pierwszego planu, lecz także tych z planów dalszych – wszyscy mają w przedstawionym świecie swoje miejsce, a każda postać ma swoją własną historię określającą jej cele i zachowania.
Outbound Flight był jedną z najbardziej oczekiwanych powieści roku 2005. Wszyscy fani ze zniecierpliwieniem oczekiwali powrotu Timothy’ego Zahna do uniwersum Gwiezdnych wojen, szczególnie, że miał on okazję wreszcie dokładnie opisać stworzoną przez siebie rasę, do której należy tak ważna dla Expanded Universe i tak lubiana przez fanów postać imperialnego admirała Thrawna. Outbound Flight miał też rzucić więcej światła na projekt Lotu Zewnętrznego, który to do tej pory skryty był w mroku tajemnicy. Należy uczciwie przyznać, że autor sprostał tym oczekiwaniom jedynie połowicznie – o Chissach dowiedzieliśmy się de facto niewiele, a sama wyprawa poza krańce znanej galaktyki Gwiezdnych wojen zeszła wyraźnie na drugi plan. Jednakże nie da się ukryć, że mimo kilku niedociągnięć i nie całkiem spełnionych oczekiwać jest to powieść wciągająca i bardzo dobra pod względem pisarskim. Powieść, która zainteresuje chyba każdego fana sagi Star Wars. Wydawnictwo Amber zapowiedziało, że polska premiera tej pozycji powinna nastąpić w okolicach kwietnia tego roku i tak jak w przypadku Darth Bane: Path of Destruction uważam, że polscy fani zdecydowanie mają na co czekać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Zakon Jedi i senat Republiki przygotowywali ten projekt od lat. Na ich przestrzeni start Lotu Zewnętrznego niejednokrotnie nabierał opóźnień, a jego realizacja wiele razy stawała pod znakiem zapytania. Lecz gdy sześć okrętów wojennych klasy Dreadnaught sprzężonych wokół potężnego jądra z pięćdziesięciotysięczną załogą na pokładzie było gotowych do lotu, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Pod przywództwem mistrza Jedi Jorusa C’baotha Lot Zewnętrzny wyruszył do sąsiedniej galaktyki, by tam znaleźć nadające się do zasiedlenia planety i przygotować grunt pod ekspansję Republiki. Nie wszystko jednak miało pójść zgodnie z planem. Na odkrywców czekała potyczka z nieznanym przeciwnikiem, która miała okazać się sprawdzianem nie tylko zdolności militarnych, lecz także siły charakteru i wierności ideałom, w które wierzyli.
Timothy Zahn przez długi czas (bo przecież już od lat 90-tych ubiegłego stulecia) we wszystkich swoich książkach mozolnie budował poczucie mrocznej tajemnicy wokół kilku zagadnień, które rozwiązanie swoje miały znaleźć w powieści Outbound Flight. Właśnie ta książka miała pokazać pierwszy kontakt Republiki z rasą Chissów i wyciągnąć na światło dzienne niewiadomą, jaką była wspaniała katastrofa Lotu Zewnętrznego. Wszystko to umiejscowił autor w stosunkowo ciekawym, bo w zasadzie niewykorzystywanym okresie po bitwie o Naboo, a przed Wojnami Klonów, co, moim zdaniem, doskonale wypełnia lukę, jaka znajdowała się w tym miejscu na osi chronologicznej Gwiezdnych wojen.
Jednak to nie tytułowy Lot Zewnętrzny jest głównym tematem powieści. Ku mojemu (i zapewne nie tylko mojemu) zaskoczeniu pozostaje on w cieniu historii Jorusa C’baotha – mistrza Jedi, twórcy i głównego koordynatora projektu wyprawy poza galaktykę. Z postacią tą po raz pierwszy spotykamy się w Trylogii Thrawna, gdzie szalony klon C’baotha na spółkę z wielkim admirałem sieje spustoszenie w galaktyce. Postawny, robiący wrażenie mężczyzna, o potężnej sile charakteru, będący urodzonym przywódcą. Mimo wielkich możliwości i mistrzowskiego opanowania sztuk Jedi, nie pozbawiony jednak wad – często przejawiający zachowania aroganckie i ignoranckie. Jednak Outbound Flight miał odpowiedzieć na pytanie: jaki był jego obraz przed klonowaniem i przejściem na Ciemną Stronę Mocy? Cóż, poza drobnym szczegółem nie używania błyskawic Ciemnej Strony – taki sam. Tu właśnie wychodzi tzw. "syndrom Zahna", który to znany jest z tego, że nie sugeruje się zbytnio tym, co napisano w EU wcześniej. Teraz jednak przekroczył pewną granicę paradoksu – przeczy sam sobie. Joruus C’baoth winien był przecież być szalonym klonem potężnego mistrza Jedi i przez ów fakt sklonowania utracić stabilność emocjonalną, stając się dążącym do władzy megalomanem, przekonanym o wyższości Rycerzy Jedi nad pozostałymi jednostkami i przekonanym o misji, jaką władający Mocą mają tym samym wypełnić. Tymczasem okazało się, że owo szaleństwo rozmyło się gdzieś w głowie Zahna, zanikając niemal całkowicie.
Pisząc o mistrzu C’baothu, nie sposób nie wspomnieć o nierozłącznej z nim postaci – jego padawance Loranie Jinzler. Jest ona przykładem bohatera, który rozwija się na oczach czytelnika. Podobnie jak Luke Skywalker w ciągu trzech filmów klasycznej trylogii przeszedł metamorfozę z wiejskiego chłopaka do rycerza Jedi, tak i Lorana zmienia się i rozwija na przestrzeni Outbound Flight. Czytelnik poznaje ją jako dwudziestodwuletnią uczennicę niemal stłamszoną przez potężną osobowość jej mistrza. Lecz wraz z kolejnymi przewracanymi stronicami powieści Jinzler nabiera doświadczenia i ewoluuje, by ostatecznie stać się w pełni rycerzem Jedi – heroiczną obrończynią sprawiedliwości, gotową poświęcić życie za tych, którym służy. Postać jest barwna oraz przemyślana (w przeciwieństwie chociażby do C’baotha, o którym pisałem wyżej), a sceny z nią są bogate nie tylko w akcję, lecz także w ciekawe przemyślenia.
Mieszane uczucia wzbudziła we mnie informacja, że w powieści dość znaczną rolę odgrywają Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker. Cóż, na pierwszy rzut oka motyw ten faktycznie nie wygląda zachęcająco – wciśnięci na siłę do projektu, a później na pokład Lotu Zewnętrznego w zasadzie tylko po to, by mógł uratować ich Palpatine. W rzeczywistości jednak Zahnowi udało się ich bardzo ładnie wpleść w fabułę i klimat powieści, nadając jej tym samym nieco smaczku i urozmaicając akcję. Aczkolwiek można mieć tutaj lekkie obiekcje co do kreacji postaci, gdyż autor widocznie nie mógł się do końca zdecydować na stosunek Obi-Wana do całego przedsięwzięcia, a w szczególności do Jorusa C’baotha, przez co mistrz Kenobi sprawia wrażenie nieco "rozmytego". W powieści nie brakuje oczywiście czarnych charakterów. Mamy mrocznego lorda Sithów, Neimoidian próbujących podnieść się po klęsce na Naboo i dość absurdalną postać Kinmana Doriany. Absurdalną, gdyż Zahn usnuł misterną intrygę umieszczając agenta Sidiousa w… biurze Palpatine’a. Widocznie wyszedł z założenia, że ostrożności nigdy za wiele.
Bardzo istotną dla powieści jest rasa Chissów, ze wskazaniem na jednego jej przedstawiciela – komandora Mitth'raw'nuruodo, znanego również jako Thrawn. Jest to niemal dokładnie ten sam Thrawn jakiego znamy z poświęconej mu Trylogii – genialny strateg i przywódca, chętnie korzystający z oryginalnych rozwiązań i skutecznie odczytujący ludzkie zachowania. Jedyne różnica to wiek dowódcy i Zahn niejednokrotnie to podkreśla. Mitth'raw'nuruodo jest ambitny, lecz młody i pozbawiony potężnego doświadczenia jakie posiadał w Dziedzicu Imperium i kolejnych powieściach. Niestety, jeśli chodzi o całą rasę, sprawy mają się dużo gorzej. Outbound Flight miał być powieścią, w której Timothy Zahn wreszcie będzie miał okazję dokładnie opisać i dopracować swoją ukochaną rasę, którą przez tyle lat tak mozolnie przecież tworzył. Nic z tego jednak. Czytelnikowi dane jest poznać bliżej raptem cztery wyżej postawione postacie z tej jakże interesującej nacji (w tym Thrassa, brata Thrawna, co akurat jest smaczkiem liczonym do plusów), a także wyłowić kilka dialogów traktujących o strukturze państwa Chissów, tworzących niestety bardzo rozmyty i niewyraźny jego obraz. Możliwe, że autor zostawił sobie po prostu lukę do wypełnienia w następnej powieści, co szczerze powiedziawszy robi się powoli irytujące. Ponadto, bardzo ciekawym motywem są tu przemytnicy, którzy chcąc nie chcąc nawiązują kontakt z Chissami, różniącymi się od mieszkańców znanej nam części galaktyki zarówno pod względem językowym (co nieczęsto widzimy w uniwersum Gwiezdnych wojen), jak i kulturowym (choć ten motyw nie jest przesadnie rozwinięty). Co ciekawe, perypetie Jorjego Car'dasa, Maris Ferasi i Dubraka Qennto mogą się często wydawać o wiele ciekawsze od akcji dotyczącej samego Lotu Zewnętrznego.
Na podstawie dotychczasowej twórczości Timothy’ego Zahna osadzonej w świecie Gwiezdnych wojen można było wysnuć wniosek, że jest on "długodystansowcem". Także Outbound Flight potwierdza tę tezę. Nie da się ukryć, że powieść rozpoczyna się w sposób dość prostolinijny, bez zbytnich fanaberii, a jeden z wątków pobocznych rozgrywający się na planecie Barlok w dziwny sposób przywodził mi na myśl Nadchodzącą burzę, powieść również cechującą się raczej prostotą fabuły (nadrabiającą jednak ten fakt z nawiązką, głównie za sprawą zawartego w niej humoru). Jednak z czasem akcja nabiera rozpędu, autor zwodzi czytelnika, by zbyt szybko nie odkrył tajemnic, które Zahn dość zmyślnie opracował, by ostatecznie postawić go przed dynamicznym i, co ważniejsze, dramatycznym końcem przygody.
Podobnie jak podczas czytania poprzednich powieściach tego autora, również podczas lektury Outbound Flight czytelnik raczej nie będzie miał okazji do narzekania na warsztat pisarski. Zahn nie gubi się w dość skomplikowanej fabule, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, które tak lubi wplatać do swoich powieści. Wszystko jest spójne i bardzo dobrze ze sobą współdziała, tym bardziej, że występujące w powieści opisy są ciekawe, a dialogi niebanalne. Zahn zadbał także o głębię postaci, i to nie tylko tych z pierwszego planu, lecz także tych z planów dalszych – wszyscy mają w przedstawionym świecie swoje miejsce, a każda postać ma swoją własną historię określającą jej cele i zachowania.
Outbound Flight był jedną z najbardziej oczekiwanych powieści roku 2005. Wszyscy fani ze zniecierpliwieniem oczekiwali powrotu Timothy’ego Zahna do uniwersum Gwiezdnych wojen, szczególnie, że miał on okazję wreszcie dokładnie opisać stworzoną przez siebie rasę, do której należy tak ważna dla Expanded Universe i tak lubiana przez fanów postać imperialnego admirała Thrawna. Outbound Flight miał też rzucić więcej światła na projekt Lotu Zewnętrznego, który to do tej pory skryty był w mroku tajemnicy. Należy uczciwie przyznać, że autor sprostał tym oczekiwaniom jedynie połowicznie – o Chissach dowiedzieliśmy się de facto niewiele, a sama wyprawa poza krańce znanej galaktyki Gwiezdnych wojen zeszła wyraźnie na drugi plan. Jednakże nie da się ukryć, że mimo kilku niedociągnięć i nie całkiem spełnionych oczekiwać jest to powieść wciągająca i bardzo dobra pod względem pisarskim. Powieść, która zainteresuje chyba każdego fana sagi Star Wars. Wydawnictwo Amber zapowiedziało, że polska premiera tej pozycji powinna nastąpić w okolicach kwietnia tego roku i tak jak w przypadku Darth Bane: Path of Destruction uważam, że polscy fani zdecydowanie mają na co czekać.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Poza galaktykę (Outbound flight)
Autor: Timothy Zahn
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: kwiecień 2007
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
Cena: 39,80 zł
Autor: Timothy Zahn
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: kwiecień 2007
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
Cena: 39,80 zł
Tagi:
Poza galaktykę | Timothy Zahn