Po pierwsze, Stara Ziemia Jerzego Żuławskiego, trzeci tom Trylogii księżycowej, drukowany w Głosie Narodu w latach 1910–1911. Można go czytać jako dokument epoki (zwracając uwagę na konflikty klas, romansującą z głównym bohaterem femme fatale, stylistyczny nalot młodopolszczyzny), ale można też w nim widzieć prekursorskie względem późniejszej science fiction tematy i rozwiązania fabularne (opresywne państwo, próba naprawy świata, motywy genialnego naukowca i cudownego wynalazku, wątek przybywających na naszą planetę obcych, wątek walk frakcji pragnących uzyskać dostęp do potężnej broni). Cudze chwalimy, swego nie znamy, a przecież przyznawana na Falkonie nagroda literacka nie otrzymała swojej nazwy bez powodu.
Po drugie, Głos Pana Stanisława Lema z roku 1968, pesymistyczna opowieść o nauce, ale przede wszystkim o naukowcach. Na temat Piotra Hogartha, Yvora Baloyne'a albo Saula Rappaporta – współtwórców tytułowego projektu – można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że zawsze działają roztropnie i bezstronnie. Rosnące zainteresowanie socjologią każe mi zaznaczyć, iż utwór Lema nie zestarzał się zarówno jako powieść, jak i fabularyzowane wprowadzenie do współczesnych badań nad nauką.
Po trzecie, Opowieść podręcznej Margaret Atwood z 1985 roku, napisana podobno dla ukazania logicznych skutków poglądu, że kobiety powinny znać swoje miejsce (ulokowane w kuchni i sypialni). Podobnie jak w wielu utworach z nurtu dystopijnego, fabuła rozwija się tu wraz z bohaterką, dojrzewającą do stawienia czoła nieludzkiemu systemowi. Rzadkością jest wszakże kobieca perspektywa, w dodatku pogłębiona: wewnętrzne życie narratorki poznajemy znacznie lepiej niż posępne realia Republiki Gileadzkiej. Niejednoznaczne zakończenie oraz ironiczny komentarz dopełniają obrazu jednej z ciekawszych literackich dystopii.