» Recenzje » Ostatni testament - Sam Bourne

Ostatni testament - Sam Bourne


wersja do druku

Ostatnia wola Abrahama

Redakcja: Marigold

Ostatni testament - Sam Bourne
Rok 2003. Korzystając z zamieszania, jakie powstało w wyniku obalenia rządu Saddama Husajna oraz toczącej się wojny, mieszkańcy Bagdadu przeprowadzają szturm na Muzeum Narodowe i wynoszą wszystko, co wydaje się być bądź jest wartościowe. W tłumie jest też chłopiec, Salam, w którego ręce przypadkowo wpada tylko jeden przedmiot – pozornie bezwartościowa gliniana tabliczka z pismem klinowym.

Kilka lat później Maggie Costello, uzdolniony dyplomata irlandzkiego pochodzenia, odsunięta przed paroma laty na boczny tor z powodu poważnego błędu podczas negocjacji, dostaje propozycję powrotu do czynnej służby. Jej zadaniem jest nie dopuścić, by rozmowy pokojowe izraelsko-palestyńskie, wchodzące w decydującą fazę, zostały zerwane. A wiele wskazuje na to, że może do tego dojść.

W szczytowym okresie negocjacji, w czasie publicznego wystąpienia izraelskiego premiera, jeden z ochroniarzy dygnitarza zabija znanego archeologa i nacjonalistę Szimona Guttmana. Niedługo później okazuje się, że stojąc przed premierem, Guttman nie sięgał po pistolet, lecz chciał się podzielić ważnym znaleziskiem ze starym druhem z czasów wojny sześciodniowej. Tak ważnym, iż może diametralnie zmienić sytuację na Bliskim Wschodzie. Śledztwo w sprawie jego śmierci, z pomocą syna zmarłego, poprowadzi Maggie, która dopiero po pewnym czasie zorientuje się, o jak wysoką stawkę toczy się gra.

Pierwszy był Kod Leonarda da Vinci, modelowy już thriller detektywistyczny z wielkim spiskiem, wszechwładną, istniejącą setki lat i tajną organizacją oraz motywem religijnym, mogącym wywrócić do góry nogami naukę kościoła. Może się wydawać, że Ostatni Testament jest bardzo podobny do książki Browna, szczególnie biorąc pod uwagę skrót fabuły na okładce, lecz w rzeczywistości Sam Bourne nieco inaczej podszedł do sprawy.

Przede wszystkim inaczej ujął aspekt religii. Motyw ostatniej woli Abrahama zostaje nieśmiało nakreślony na początku, potem równie nieśmiało przewija się przez kolejne rozdziały, by dopiero w drugiej połowie ujawnić się w pełnej krasie. Żadna tajna i święta organizacja nie stoi na jego straży, nikt również nie próbuje pisać historii na nowo bądź ujawniać rzekomych sekretów. Antagoniści owszem są, nawet kilku, każdy jednak ma dobry powód, by przeszkadzać lub pomagać Maggie w jej działaniach.

Akcja prowadzona jest na zasadzie nitki i kłębka. Costello otrzymuje na początku tylko strzępki informacji - z gazet, serwisów internetowych, raportów ministerialnych – po czym sama, kojarząc fakty, wędrując po Jerozolimie i okolicach oraz napotykając kolejne postacie – opisane nieco zbyt skrótowo, jedynie na bazie głównych cech charakteru i kilku informacji z życia - powoli dochodzi do prawdy. Konstrukcja fabuły oraz spisku jest na tyle prosta, by nie padło oskarżenie o przesadyzm, a zarazem na tyle przemyślana, by nie razić sztucznością.

Pisarze mają wokół siebie ludzi, którzy gotowi są służyć im swoim czasem i wiedzą, pisze Sam Bourne na końcu książki, wymieniając całkiem liczne grono konsultantów oraz zwracając uwagę na to, że przez ponad dwadzieścia lat pracował na terenie Bliskiego Wschodu. Znać więc winien to miejsce od podszewki. Czytając opisy Świętego Miasta, ściany płaczu czy też analizy stosunków izraelsko-arabskich trzeba przyznać, że tak rzeczywiście jest. Widać, że autor wszystko to wie z własnego doświadczenia, a nie artykułów prasowych czy książkowych analiz politycznych. W dodatku przekazuje wiedzę językiem prostym i barwnym, bez zbędnego opisywania każdej, nawet prostej czynności, sypiąc jak z rękawa dowcipnymi dialogami i nie pozwalając czytelnikowi się nudzić.

Bourne popełnia jednak również błędy. Przede wszystkim z góry wiadomo, o czym będzie opowiadał. Kilka pierwszych rozdziałów wystarcza, by streścić fabułę, zaś momenty kulminacyjne są na tyle oczywiste, że można bez pudła przewidzieć, co stanie się za chwilę i na czym polega główna intryga. Nie jest to jednak wina wyłącznie autora, lecz także polskiego wydawcy, który w streszczeniu na okładce zdradza zbyt wiele informacji. Zakończenie należy do banalnych i oczywistych, możliwych do rozgryzienia już w połowie lektury. Część postaci nie odgrywa w pełni swej roli - pojawiają się, wygłaszają kwestię i znikają, chociaż w teorii powinny jeszcze coś zrobić. Razić mogą również dosadne opisy niektórych scen, co jest o tyle dziwne, że momenty erotyczne autor potrafi oddać ze zdecydowanie większym smakiem.

Jeśli ktoś lubi detektywistyczne zagadki oblane politycznym sosem i nie będzie miał nic przeciwko nawiązaniom do religii czy historii i przymknie oko na prostotę fabuły, Ostatni testament wart będzie jego czasu. Skorzystają na jego przeczytaniu również ci, których odrzuciła mistyczna i spiskowa historia z Kodu Leonarda da Vinci.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
3.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Ostatni testament
Autor: Sam Bourne
Tłumaczenie: Lech Z. Żołędziowski
Wydawca: Albatros
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 27 sierpnia 2010
Liczba stron: 464
ISBN-13: 978-83-7359-883-6



Czytaj również

Polecanki 2010 - część 2
Redaktorzy prezentują najciekawsze książki 2010 roku

Komentarze


mr_mond
   
Ocena:
0
"(...) jeden z ochroniarzy dygnitarza zabija znanego archeologa i nacjonalistę Szimona Guttmana. Niedługo później okazuje się, że stojąc przed premierem, nie sięgał po pistolet, lecz chciał się podzielić ważnym znaleziskiem (...)"

Domyślam się, że to Szimon Guttman nie sięgał po pistolet, ale jednak ze składni wynika, że ochroniarz.
25-03-2011 10:32
Scobin
   
Ocena:
0
Poprawione.
27-03-2011 21:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.