» Recenzje » Na psa urok - Kevin Hearne

Na psa urok - Kevin Hearne


wersja do druku

Dziś prawdziwych śmiertelników już nie ma

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Na psa urok - Kevin Hearne
Ze wstydem przyznaję, że dotychczas Arizona wydawała mi się niezbyt ciekawym miejscem – takim, w którym nie ma nic do zobaczenia, poza Wielkim Kanionem. Pierwszy tom cyklu Kroniki żelaznego druida, Na psa urok, sprawił, że zmieniłam zdanie. Okazało się bowiem, że stan ów przyciąga nieprawdopodobne ilości rozmaitego magicznego tałatajstwa. Nie sposób przecież nudzić się, mając za sąsiadów potężnego wampira, watahę wilkołaków, sabat polskich wiedźm oraz starożytnego druida.

Druid ów, mieszkańcom miasteczka Tempe znany jako Atticus O'Sullivan, już jakiś czas temu obchodził dwutysięczne urodziny, a ponadto jest ostatnim przedstawicielem swojego gatunku. W niczym jednak nie przypomina zgrzybiałego, niezadowolonego z życia staruszka. Przeciwnie – poza dwudziestojednoletniego młodzieńca, właściciela ezoterycznej księgarni "Trzecie oko", świetnie do niego pasuje, choćby ze względu na niezdrowe zainteresowanie różnymi dobrami popkultury. Atticus ma niezwykłą słabość do takich wynalazków XX wieku jak anime i Gwiezdne wojny. Poza tym, jest również fanem baseballu. Krótko mówiąc, bardzo z niego sympatyczny facet. Pod maską beztroskiego nerda kryje się jednak prawdziwy celebryta magicznego świata – postać na tyle potężna, by wzbudzać zabójcze (dosłownie!) zainteresowanie ze strony niektórych bóstw celtyckiego panteonu. Oto Aenghus Óg, pragnący śmierci druida od niepamiętnych (a przynajmniej przedchrześcijańskich) czasów, dochodzi do wniosku, że wreszcie nadeszła pora na ostateczną konfrontację.

Sytuacja początkowo może wydawać się dramatyczna, jednak szybko okazuje się, że możliwości Attucisa są właściwie niezmierzone – to prawdziwy Gary Stu druidyzmu, więc czytelnikowi trudno jest potraktować poważnie spadającą na niego lawinę kłopotów. Szczególnie, że tam, gdzie moc ziemi okazuje się być niewystarczająca, sprawę przejmują jego przyjaciele. Tych zaś jest całkiem sporo, a każdy z nich dysponuje niemałymi magicznymi talentami. W zasadzie, trudno oprzeć się wrażeniu, że Tempe zostało całkowicie opanowane przez różne nadnaturalne kreatury, które całkowicie wyparły z miasta zwyczajnych, szarych obywateli. Jedynymi ludźmi, którzy pojawią się na kartach książki, są pewna starsza pani i grupka anonimowych policjantów. Powieści rozpaczliwie brakuje zwyczajnej codzienności w tle, szczególnie, że Atticus niejednokrotnie podkreśla, iż sprowadził się do Arizony, aby być możliwie jak najdalej od magicznych przepychanek.

Z drugiej strony, taki natłok niezwykłych postaci sprawia, że czytelnik ani przez chwilę nie ma prawa się nudzić – akcja nieustannie pędzi naprzód, bo przecież każdy ma jakieś cele, które za wszelką cenę chce osiągnąć, jakichś wrogów, których bardzo pragnie się pozbyć, oraz przyjaciół, których trzeba ochronić. Wszystko zaś doprawione jest sporą dozą humoru typowego dla urban fantasy, a więc opierającego się na odmiennym spojrzeniu pochodzących z magicznego świata bohaterów na naszą współczesną rzeczywistość. Trudno się nie uśmiechać, czytając o dziewczynie wyzywającej starożytnego druida od "freakin' cylonów".

Mimo tego, szkoda, że Na pas urok to typowo rozrywkowa opowieść. Po bohaterze żyjącym ponad dwa tysiące lat można by spodziewać się znacznie bogatszej psychiki i nieco mniej niefrasobliwego podejścia do rozgrywających się wokół niego wydarzeń. Niestety, autor zmarnował szansę nadania swojej historii nieco głębszego wymiaru. W efekcie, czytelnik otrzymuje powieść wprawdzie zabawną i lekką, jednak płytką, a przez to niezapadającą na dłużej w pamięć.

Na koniec muszę wyznać, że Hearne podbił moje serce, zamieszczając na początku książki krótką notkę dotyczącą fonetyki i słowniczek wymowy irlandzkich słówek, których z wiadomych względów pojawia się w powieści niemało. Odwieczny problem fantasy dotyczący wymowy długaśnych imion bohaterów został rozwiązany dzięki dwóm dodatkowym stronom tekstu. Razi natomiast nieco absurdalne tłumaczenie tytułu – wydaje się, że tłumaczka starała się raczej nawiązać do popularnych powieści Charlaine Harris, niż oddać jego sens.

Na psa urok to typowe urban fantasy – powieść powinna spodobać się przede wszystkim fanom tego podgatunku, jednak pozostali miłośnicy fantastyki nie znajdą w niej nic wyjątkowo interesującego.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
7.81
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Na psa urok
Cykl: Kroniki żelaznego druida
Tom: 1
Autor: Kevin Hearne
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 28 czerwca 2011
Liczba stron: 296
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7510-496-7
Cena: 35,90 zł



Czytaj również

Kijem i mieczem
W oczekiwaniu na… cokolwiek
- recenzja
Zbrodnia i kojot - Kevin Hearne
Niekończąca się opowieść
- recenzja
Między młotem a piorunem - Kevin Hearne
Nic nie jednoczy lepiej niż wspólny wróg
- recenzja
Raz wiedźmie śmierć - Kevin Hearne
Wszystkie wiedźmy prowadzą do Thora
- recenzja

Komentarze


Malaggar
   
Ocena:
+3
Ze wstydem przyznaję, że dotychczas Arizona wydawała mi się niezbyt ciekawym miejscem – takim, w którym nie ma nic do zobaczenia, poza Wielkim Kanionem

A Monument Valley?
A Saguaro National Park?
A Krater Barringera?
A Mogollon Rim?
A Montezuma Castle?
A Tombstone?

Każda z tych rzeczy ma 10 pyt we "wpytę" skali :P
09-02-2012 21:13
Blanche
   
Ocena:
0
No dobrze, wcale nie jest tak biednie, jak sugeruję to w recenzji, niemniej, druid i spółka dodają okolicy kolorów :P
09-02-2012 21:29
Malaggar
   
Ocena:
0
A wiesz, że na terenie dzisiejszego Tempe mieszkali Hohokamowie?;)
09-02-2012 21:31
nimdil
   
Ocena:
0
Z tego co mówiła Blanche czytając, pies to spora zaleta tej książki
09-02-2012 23:40
Salantor
   
Ocena:
0
True, true.
10-02-2012 00:18
Blanche
   
Ocena:
0
@Malaggar:
Nie, nie wiedziałam o tym.


PS. Pies, jak by nie był, jest zawsze zaletą :P
10-02-2012 08:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.