» Recenzje » Kwantowy złodziej - Hannu Rajaniemi

Kwantowy złodziej - Hannu Rajaniemi


wersja do druku

Świat, gdzie czas to pieniądz, a ludzie są bogami

Redakcja: lemon

Kwantowy złodziej - Hannu Rajaniemi
Jean le Flambeur jest genialnym złodziejem, którego czyny przeszły już do legendy – wybitny intelekt nie uratował go jednak przed wtrąceniem do międzyplanetarnego zakładu karnego, gdzie zostaje skazany na ciągłe rozważanie wariantów tzw. dylematu więźnia. Przed monotonią ratuje go Mielli, agentka wpływowej organizacji Sbornosti, wysłana specjalnie w celu wyciągnięcia go z tarapatów. Na tym jednak kłopoty oszusta się nie kończą, bowiem szybko okazuje się, że Jean zamienił jedno więzienie na inne i został zmuszony do wykonania niebezpiecznego zlecenia. Pierwszym jego etapem ma być odzyskanie własnych wspomnień, ukrytych gdzieś w Kazamatach, marsjańskim ruchomym mieście. Jednym z jego mieszkańców jest Isidore Beautrelet, detektyw-amator, współpracujący z Cadykami – kontrolującymi metropolię zamaskowanymi stróżami prawa. Po zakończeniu ostatniego śledztwa, z miejsca zostaje on wciągnięty w kolejną sprawę, dotyczącą tajemniczego listu, na którym widnieje podpis Jeana le Flambeura.

Czego jak czego, ale Hannu Rajaniemiemu z całą pewnością nie sposób zarzucić braku ciekawych pomysłów, od których aż kipi w Kwantowym złodzieju, jego debiucie powieściowym. Można wręcz dojść do wniosku, że intrygujących konceptów jest tutaj za dużo jak na stosunkowo niewielką liczbę stron, przez co większości z nich nie została poświęcona taka ilość miejsca, na jakie zasługują. Już sama sceneria pierwszego rozdziału, więzienie rządzone przez uwielbiających gry psychologiczne archontów, nadawałaby się na temat całej książki, a przecież później jest jeszcze ciekawiej: pojawiają się gevuloty, twory pozwalające na dzielenie się wspomnieniami i komunikację telepatyczną. Mieszkańcy Marsa są właściwie nieśmiertelni dzięki gogolom, kopiom zapasowym swoich umysłów, ale płacą za to cenę – po upływie ściśle określonej ilości czasu gogole zostają na pewien okres (choć bywa, że już na zawsze) przeniesione do Wyciszonych, insektopodobnych maszyn wykonujących rozmaite ciężkie prace. Czas jest walutą, każdy nosi na ręku zegarek odmierzający megasekundy pozostałe do "śmierci" właściciela, a po ulicach kręcą się żebracy, błagając o ofiarowanie im chociaż kilku minut. Kwitnie piractwo gogolowe, czyli kradzież osobowości, modyfikowanie własnej pamięci nie jest niczym nadzwyczajnym, jedną z najbardziej wpływowych grup w Kazamatach są zoku, czyli postludzcy fanatycy gier sieciowych, a bardzo ważną rolę w powieści odgrywa kwestia utraty własnej tożsamości i próby jej odzyskania.

Jak wynika z powyższego, świat przedstawiony Kwantowego złodzieja jest oryginalny nawet jak na standardy science fiction. Jednak ze względu na mnogość tematów, które przewijają się w opowiadanej historii, czytelnik jest bezustannie bombardowany neologizmami i naukowym żargonem, co moim zdaniem nie wpływa korzystnie na przyjemność płynącą z lektury. Wydaje mi się też, że autor chciał podzielić się z nami zbyt wieloma pomysłami na raz, na czym cierpi nieco fabuła, enigmatyczna i miejscami trudna do ogarnięcia. To zdecydowanie nie jest książka dla każdego – przez długi czas niełatwo się zorientować w wydarzeniach i wygłaszanych przez postacie tajemniczych uwagach. Wątpliwości są rozwiewane wraz z postępem fabuły, ale nie zmienia to faktu, że trzeba bardzo uważnie czytać każde zdanie, aby nie zgubić wątku. Sama historia złodzieja i detektywa jest naprawdę interesująca i śledziłem kolejne zwroty akcji z autentycznym zainteresowaniem. Dobre wrażenie psuje jednak chaotyczne zakończenie, które rodzi więcej nowych pytań, niż udziela odpowiedzi, a epilog służy tylko i wyłącznie zaostrzeniu apetytu na kontynuację.

Mocną stroną książki są też bohaterowie: Jean, typowy "uroczy łotrzyk", mocno przypominający Locke'a Lamorę oraz Isidore, spokojny i zrównoważony śledczy. Obaj niemal od razu wzbudzają sympatię, choć ich osobowości nie są szczególnie głębokie, ponieważ autor bardziej skupia się na akcji niż opisach przeżyć wewnętrznych. Równie dobre wrażenie wywołują też postaci drugoplanowe, takie jak Pixil, dziewczyna naszego detektywa, czy też Perhonen, obdarzony inteligencją statek kosmiczny Mielli. Ta jest za to chyba najmniej ciekawą personą występującą w powieści, a jej nienaturalna zmiana zdania w pewnym momencie historii wydała mi się być wymuszona potrzebami fabuły.

Kwantowy złodziej okazał się być wciągającym, intrygującym dziełem, opowiadającym nie tylko o kolejnych machinacjach głównego bohatera, ale też podejmującym tematykę poszukiwań własnej tożsamości. Utwór stawia również pytania o granice prywatności i o to, jak wiele powinniśmy poświęcić, by ją zachować. Wprawdzie książka Rajaniemiego nie jest pozbawiona drobnych wad, ale jeśli lubicie trochę pogłówkować i nie boicie się wielowątkowości, to polecam debiut Fina.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Kwantowy złodziej
Cykl: Jean le Flambeur
Tom: 1
Autor: Hannu Rajaniemi
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Wydawca: MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 11 lutego 2011
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Format: 135x202 mm
Cena: 35 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.