» Recenzje » Krwawa kampania

Krwawa kampania


wersja do druku

Bóg nie żyje – niech żyje bóg!

Redakcja: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler, Matylda 'Melanto' Zatorska

Krwawa kampania
Wielka polityka i skrajna prywata, wojna globalna skontrastowana z potyczkami miejskich szumowin, hasła narodowowyzwoleńcze odbijające się w krzywym zwierciadle prawdziwych intencji tych, którzy je wygłaszają, prawda ukryta w gąszczu kłamstw, fałsz przywdziewający przyjazną maskę i wreszcie pradawne moce o niewysłowionej potędze – Brian McClellan w Krwawej kampanii po raz kolejny otwiera portal prowadzący do uniwersum Magów Prochowych, rzucając czytelnika w szaleńczy wir wydarzeń.

Wielka Południowa Turnia została zniszczona po eksplozji towarzyszącej Kresimiromachii. Taniel Dwa Strzały, który się na ów czyn odważył, cudem ocalał, w Adopeście, po odkryciu zakrojonego na szeroką skalę spisku mającego obalić dopiero co ustanowioną władzę marszałka Tamasa panuje chaos, zaś na granicy gromadzą się nieprzeliczone armie Kezu planujące inwazję na Adro… Zaiste sytuacja, jaką zastajemy na początku drugiego tomu cyklu daleka jest od sielanki, lecz patrząc na dalszy rozwój akcji, można ją określić mianem w miarę stabilnej, gdyż szybko okazuje się, że może być znacznie gorzej. Ardańska armia ponosi druzgocącą klęskę pod murami Borbadoru, a jej doborowe brygady, w których skład wchodzą oddziały magów prochowych, giną bez wieści, hydra rojalistycznego przewrotu podnosi łeb, zaś cesarz Kezu Ipille wciela sukcesywnie w życie swój plan podboju, coraz bardziej przypominający koncepcję zrodzoną w dotkniętym szaleństwem umyśle. I takie wytłumaczenie okazuje się w pełni słuszne, gdyż to nie władca dowodzi armią, lecz steruje nią znacznie potężniejszy i mroczniejszy byt. O tak – trudno zabić boga.

Wedle konwencji, do której autor przyzwyczaił nas w Obietnicy krwi, jego opowieść dzieli się na kilka wątków, a każdy z nich utrzymany jest w odmiennym klimacie. Narratorami pozostają znajome postaci – Tamas, Taniel, detektyw Adamat i praczka Nila, lecz charakterystyczna dla każdego z protagonistów literacka stylizacja ulega znaczącym modyfikacjom, wciąż jednak utrzymując się w ramach konkretnego powieściowego gatunku. Mądry to zabieg, gdyż nawet najciekawsza historia ciągnąca się nazbyt długo niesie za sobą ryzyko zbytniej eksploatacji tematu, a co za tym idzie – znużenia czytelnika, poza tym owe zmiany doskonale współgrają z ewolucją charakterologiczną protagonistów. Marszałek polny nadal prowadzi swą kampanię (oczywiście plotki o jego śmierci były przesadzone, o czym przekonujemy się na samym początku książki), lecz całkowicie zmieniły się jej realia – nie jest już zwycięskim dowódcą tylko uciekinierem na wrogim terenie. Żałosne resztki siódmej i dziewiątej brygady próbują wrócić do ojczyzny, a ich wędrówka przypomina ksenofontową Anabazę – nie brakuje w niej momentów heroicznych, które kontrapunktowane są ironią, a nawet iście żołnierskim humorem, albowiem Tamas i jego władający prochem towarzysze zdecydowanie nie nadają się na męczenników.

Najbardziej dobitne zmiany zaszły w opowieści Taniela, któremu przez krótką chwilę dane było obcowanie z boską jaźnią i ów fakt stał się dlań przekleństwem, naznaczającym Dwa Strzały piętnem odmienności. To już nie awanturniczo-przygodowy opis przygód cudownego dziecka armii, lecz przede wszystkim wiwisekcja narastającego szaleństwa, kiedy zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością a krwawą maligną, zaś sensem życia staje się walka i pragnienie uśmiercenia Kresimira, w umyśle młodego bohatera uosabiającego kwintesencję zła. Co prawda zdarzają się chwile, gdy jego zachowanie przypomina to znane z Obietnicy krwi – kieruje się logiką i rozsądkiem, potwierdza umiejętność zarówno zjednywania, jak i zrażania do siebie ludzi (ewidentnie odziedziczył to po ojcu) oraz cięty dowcip, lecz te cechy blakną coraz bardziej. Również kryminalny wątek dotyczący dokonań Adamasa przybiera znacznie ciemniejsze barwy. I choć pewne elementy rodem z powieści Conana Doyle'a wciąż się przez niego przewijają, prywatny detektyw w wieku zdecydowanie emerytalnym bardziej teraz przypomina Brudnego Harry’ego niźli Sherlocka, stosując w swych śledztwach coraz to brutalniejsze metody. A nowe dochodzenie zaprowadzi go w znacznie mroczniejsze rejony niźli to prowadzone na zlecenie Tamasa, zmusi również eksinspektora do zanurzenia się w bagno politycznych rozgrywek, gdy z obserwatora zmieni się w aż nazbyt chętnego ich uczestnika. Natomiast Nila – przypadkowa opiekunka potencjalnego następcy tronu, zaczyna działać w sposób mniej chaotyczny, przypisane jej partie tekstu wciąż nie są obszerne, ale jakże istotne dla fabuły.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Tym narracyjno-fabularnym zmianom towarzyszy wolta koncepcyjna. Do tej pory czyny bohaterów tłumaczone były górnolotnymi hasłami o ratowaniu ojczyzny, wyzwoleniu jej spod jarzma tyrana, tudzież zaprowadzeniu ładu społecznego. Te argumenty brzmiały nieco fałszywie – zwłaszcza włożone w usta Tamasa, którego charakter kłócił się z obrazem wybawcy-ideowca. W Krwawej kampanii McClellan odsłania prawdziwe intencje swych protagonistów (pytanie – czy jest to już ostateczna ich wersja, czy też poznamy ją dopiero w zwieńczeniu trylogii). Te skrajnie subiektywne motywacje, gdy siłą napędową okazuje się pojmowana na wiele sposobów pierwotna, brutalna, krwawa i usprawiedliwiająca każdy czyn zemsta, paradoksalnie czynią ich w moim mniemaniu postaciami znacznie bardziej przekonywującymi, a jednocześnie bliższymi odbiorcy. Albowiem łatwiej zrozumieć i obdarzyć sympatią ludzi, z którymi dzielimy konkretne emocje (konia z rzędem temu, kto choćby w imaginacji nie planował vendetty na swych wrogach), niż wielbić z dystansu herosów (mocno co prawda zszarganych) postępujących wedle nieprzystającego do naszej rzeczywistości kodeksu honorowego, który co prawda zdecydowanie odbiega od kanonu, lecz wciąż pozostaje hermetyczny.

Próbując ocenić wykreowane przez autora postacie, zdecydowanie nie należy sięgać po probierz opierający się na prostej zasadzie dobra i zła. Żaden z bohaterów, co dało się już zaobserwować w pierwszym tomie, nie wpisuje się w schemat nieskalanego rycerza czy szlachetnego zbawiciela świata, natomiast nadzwyczaj łatwo odszukać na kartach powieści multum skrajnie zdeprawowanych szwarccharakterów, w istocie nieróżniących się zbytnio od postaci, którym teoretycznie powinniśmy kibicować. Gnębiciel Adamata, lord Ventas posługuje się podobnymi jak detektyw metodami, nemezis Tamasa, diuk Nikslaus, który uważa, iż fakt bycia Uprzywilejowanym usprawiedliwia każdy jego czyn, jest psychopatą, lecz i samemu marszałkowi zdarza się postępować w sposób kwalifikujący go do identycznej diagnozy. Ta moralna ambiwalencja dotyczy również postaci kobiecych, odgrywających w fabule coraz bardziej znaczącą rolę – chociażby towarzyszka Taniela, szamanka Ka-Poel stosująca magię bardzo zbliżoną do voodoo, bawi się swoimi wcielonymi w laleczki ofiarami, jednocześnie szlachetnie chroniąc swego ukochanego. Nieco odmiennie ukazani są bogowie. Adom vel Mihali, opiekun Ardo, budzi odruchową sympatię. Ten kucharz doskonały i poczciwy gaduła, który potrafi w pełnych entuzjazmu słowotokach przemycić wiedzę dostępną jedynie stworzycielom światów, kojarzyć się może z Buggiem/Maelem z Malazańskiej Księgi Poległych, zaś jego brat Kresimir opętany pragnieniem anihilacji ludzkiej rasy nie do końca wpisuje się w ramy archetypicznego wcielonego zła. Jego szaleństwo i doskonale opisana postępująca degeneracja, zarówno umysłowa, jak i cielesna, budzi miast nienawiści odruch sympatii.

Dogłębnie przedstawiona w Obietnicy krwi magia oraz mit kreacyjny McClellanowego uniwersum nie zostają w drugim tomie rozwinięte, autor skupia się bowiem na opisywaniu szaleńczo gnającej do przodu akcji oraz pogłębia charakterystyki swych bohaterów,  pozostawiając na uboczu zarówno kwestie ponadnaturalne, jak i doprecyzowanie świata, w którym osadza swoją historię. Co prawda pojawia się kolejne państwo, Deliv, uczestniczące w rozgrywce o "być albo nie być" stworzonego przez boskie rodzeństwo dominium, lecz prócz zawoalowanych sugestii wskazujących na orientalne korzenie, nie otrzymujemy na jego temat żadnych konkretnych informacji. Te braki rekompensuje osadzenie wydarzeń w silnym kontekście historycznym. Rewolucja francuska nadal stanowi motyw przewodni wątku rozgrywającego się w Adopeście – bezpardonowa walka o władzę i ciepłe posadki w nowo tworzonym rządzie przywodzą na myśl zarówno poczynania Robespierre’a et consortes, jak i współczesne demokratyczne wybory. Natomiast pokaźniejsza część książki, ujmująca w słowa czyny Tamasa i Taniela, przenosi nas w erę wojen napoleońskich i stanowi popis erudycji autora, a jednocześnie wyzwanie dla czytelnika, który może dopasowywać sobie wyimaginowane postaci i bitwy do ich rzeczywistych odpowiedników. Zresztą cała struktura wojska, wcześniej kojarząca się z pruskimi oddziałami, teraz została ukształtowana na obraz i podobieństwo Wielkiej Armii także w sferze nomenklatury – mamy zatem grenadierów, dragonów i kirasjerów et cetera.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Dotychczasowy panegiryczny ton recenzji zanieczyścić muszę garścią paprochów, które momentami uprzykrzały mi lekturę Krwawej kampanii. Najbardziej raził uporczywie powtarzany zabieg stylistyczny polegający na kończeniu kolejnych rozdziałów cliffhangerami i to częstokroć bazującymi na motywie bohatera popadającego w omdlenie za sprawą skutecznego ciosu, tak jakby autorowi nie stało wyobraźni, by w odmienny sposób podkreślić dramaturgię akcji. Również wyolbrzymione do granic nieprawdopodobieństwa rozliczne talenty protagonistów, w połączeniu z ich zadziwiającą umiejętnością wychodzenia obronną ręką z najbardziej nieprawdopodobnych tarapatów, co jedynie w przypadku Taniela jest usprawiedliwione przemianą jakiej zaznał podczas konfrontacji z Kresimirem, nie przypadły mi do gustu. Natomiast bezpardonowe traktowanie postaci, łącznie z uśmiercaniem tych istotnych dla fabuły (co wielu czytelników może oburzyć), idealnie wpisuje się mroczną poetykę Krwawej kampanii.

Ludzie i bogowie, dobro i zło, wina i kara – czy można problemy egzystencjalne godne filozoficznych i religijnych traktatów ująć w formę przyjazną dla wielbicieli typowo męskiej, krwawej i brutalnej prozy? McClellan znów udowadnia, iż potrafi ze sobą pogodzić ogień i wodę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8.75
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Krwawa kampania
Cykl: Prochowy mag
Tom: 2
Autor: Brian McClellan
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 23 października 2015
Liczba stron: 600
Oprawa: miękka
Format: 125×195 mm
Cena: 44,90 zł



Czytaj również

Gniew Imperium
Gniew powtarzalności
- recenzja
Grzechy Imperium
Powrót do prochowych magów
- recenzja
Jesienna republika
Jak to na wojence ładnie
- recenzja
Obietnica krwi
Proch, honor i ojczyzna
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.