» Recenzje » Królestwo spokoju - Jack Ketchum

Królestwo spokoju - Jack Ketchum


wersja do druku

Zbyt brutalnie, zbyt dosłownie

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Królestwo spokoju - Jack Ketchum
Czy Królestwo spokoju zasługuje na entuzjastyczne opinie polskich fanów? Moim zdaniem – i tak, i nie. Tak, bo Amerykanin bardzo dobrze opanował pisarskie rzemiosło. Nie, bo zasadnicza tematyka większości tekstów w zbiorze jest zbliżona, a brutalna bezpośredniość i dobry warsztat nie wystarczają, żeby uczynić z nich dobrą literaturę. Na tym tle wyróżniają się utwory, w których Ketchum sięga po smutek (zamiast strachu), autoironię i komizm (w miejsce powagi), a przede wszystkim niedomówienia i symbole (zamiast jednoznaczności oraz epatowania krwią i bólem).

Pierwsza książka Jacka Ketchuma ukazała się w USA na początku lat osiemdziesiątych, ale na polskim rynku amerykański autor zagościł stosunkowo niedawno – dopiero w 2009 roku wydano Dziewczynę z sąsiedztwa. Potem poszło już szybko i pojawiły się następne przekłady: Poza sezonem, Straceni oraz Jedyne dziecko, a Dziewczyna… ostatnio doczekała się nawet reedycji. Nie zaszkodzi też odnotować, że za Wielką Wodą twórczość "prawdopodobnie najbardziej przerażającego faceta w Ameryce" (tak nazwał Ketchuma w Entertainment Weekly Stephen King) już czterokrotnie docenili jurorzy Nagrody Brama Stokera, w ubiegłym roku zaś pisarzowi przyznano World Horror Convention Grand Master Award – wyróżnienie za wybitne dokonania w dziedzinie literackiego horroru.

Na Królestwo spokoju składają się trzydzieści dwa utwory z lat 1992–2003. We wstępie (jest też posłowie) autor wyjaśnia tytuł książki, nawiązujący do jedenastego rozdziału Księgi Izajasza oraz inspirowanych nim obrazów. Podkreśla także niejednolitość zbioru (od tekstu "zimnego i bezdusznego" do "opowieści o wampirach" oraz "bajeczki o UFO"), którą uznaje za przykład różnorodności całego swego dorobku. Po lekturze Królestwa… trudno mi jednak rozstać się z myślą, że zamieszczone w nim historie są pod pewnym ważnym względem bardzo zbliżone: podstawową rolę w większości z nich odgrywa śmierć, występująca w niezmiernie dziwacznych odmianach. Na wyliczenie tych ostatnich warto poświęcić osobny akapit (ostrożnych czytelników uspokajam: dla uniknięcia spoilerów zmieniłem kolejność zgonów i pominąłem szczegóły). Zaczynamy?

Zwierzęta zabite celowo przez ludzi (dwa razy!), ludzie ukatrupieni przez zombie (dwa razy!), artysta, który podpisał zlecenie zabójstwa na samego siebie, sąsiad przez nieporozumienie pogromiony ręką sąsiada, przypadkowe ofiary napadu rabunkowego (dwa razy!), pożywienie dla wampira, przestępca ukarany przez monstrualne prawo, ofiary dzieciobójstwa i rodzicobójstwa, człowiek, który igrał z duchem, małżonek poddany nietuzinkowej eutanazji, kochanek i dwie kochanki okrutnie pozbawieni życia przez kochanki, niefortunny obiekt knowań ekstremalnego przemysłu seksualnego, cel płatnego morderstwa, osoba uśmiercona (chyba) przez tajemnicze monstrum, chłopiec umęczony przez potwora w ludzkiej skórze, kobieta, którą dopadli fanatycy, niespodziewane zwłoki na plaży, a na deser pechowi kowboje.

Kończymy. Bohaterowie giną tak często i tak uparcie, że przy którymś tekście z kolei czułem się już tą konwencją zwyczajnie znudzony. I tak zresztą utrudniam sobie tutaj zadanie, pisząc jedynie o śmierci, a pomijając wymyślnie zadawane i doznawane cierpienia, nierzadko na tle seksualnym. Krótko i zwięźle: owszem, Ketchum łamie tabu, tylko czemu bez przerwy to samo?


Postąpiłbym jednak nierzetelnie, gdybym ograniczył się do krytykowania wtórności tematów i point, a nie wspomniał o stylu Jacka Ketchuma, jego pomysłach na narrację oraz szczegółowych rozwiązaniach fabularnych. Pod tym względem bowiem utwory Amerykanina bronią się nieźle. Dla przykładu, Przesyłka – tekst o erotomanie z naprawdę nietypowymi gustami – na kilkunastu stronach mieści dwa zwroty akcji. Również w Najlepszym amerykański autor dowodzi, że potrafi skonstruować dramatyczną historię i zaskoczyć czytelnika, mając do dyspozycji raptem pięć stron.

Do mocniejszych stron Ketchumowej prozy należy również psychologiczna konstrukcja postaci, zwłaszcza tych z wyraźnymi zaburzeniami. W jednym z pierwszych tekstów pisarz pokazał, że wie to i owo na temat psychopatii, Jeśli mnie pamięć nie myli to obrazowe odtworzenie kluczowej sceny z terapii dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości, a Odkupienie stawia przed odbiorcą troje bohaterów uwikłanych w skomplikowane psychologiczne gry. W Róży chwile czułości sadystycznego narratora są straszniejsze niż zadawany przezeń ból; podobną ambiwalencję widać w Prawie Megan, udanie zderzającym ze sobą narracje przestępcy, który dopiero co odsiedział wyrok, oraz ojca zaniepokojonego osiedleniem się kryminalisty w okolicy. W tym ostatnim tekście Ketchum zastosował też świetną klamrę: zaczynające i zarazem kończące tekst, gęste od znaczeń pytanie "A co wy byście zrobili?".

Idźmy dalej. W Ojcu i synu ciekawe jest odtworzenie przeżyć człowieka, który znalazł się w zwyczajnej, a jednak strasznej sytuacji. Dzieło stanowi nie tylko opowieść o ohydnym zabójstwie, ale również zgryźliwe przedstawienie relacji wiążącej pisarza z literackim rynkiem wydawniczym. Przemiana łączy temat konfliktu klasowego z motywem wampiryzmu. Pasować do zbrodni – dialog jurystów postrzegany raz z perspektywy jednego, raz drugiego rozmówcy – ukazuje spotworniałą wizję przyszłego systemu prawnego, z nieludzką konsekwencją traktującego zasadę "ząb za ząb". Węże do schematycznej historii o lęku przed tytułowymi gadami dodają zadziwiająco lekkie zakończenie, a Pośród lekko rannych, Cela i Odwiedzający zwracają uwagę onirycznym nastrojem oraz starannym przedstawieniem niesamowitych miejsc, w których toczy się akcja.

Szkoda, że wszystkie powyższe utwory są w gruncie rzeczy monotematyczne, a także nużąco bezpośrednie. Jeżeli zadawałem sobie przy nich jakieś pytania, to głównie dwa: kogo tym razem spotka straszliwe cierpienie, a kogo – gwałtowna śmierć? U Ketchuma nie da się chyba nawet wyjść na spacer po plaży (Riposty: Elvis, podobnie jak generał Franco, nadal nie żyje), nie trafiając na czyjeś ciało. Urozmaiceniem są jednak teksty cechujące się autoironią i czarnym humorem, takie jak Biznes (opowieść o przejmowaniu rodzinnego spadku czerpiąca z komedii pomyłek) i Nawiedzony (gdzie rzecz rozgrywa się w barze zatrudniającym tancerki erotyczne). Autorski dystans dostrzegalny jest też w Tępych dzidach i wielkiej masakrze w San Diego (słuszniej pewnie byłoby mówić o Kalifornijskiej masakrze tępą dzidą), tudzież w westernowym tekście Fart – Nie – Fart (właściwie skąd taki przekład angielskiego Luck?), zgrabnie wiążącym historie opowiadane przez bohaterów z losem, który na koniec spotka ich samych.

Co więcej, w kilku utworach Amerykanin zrezygnował z makabry i skoncentrował się na smutku, a nie strachu bądź grozie. Już pierwszy z nich, Matka i córka, to nowela bardzo bliska prozie obyczajowej. Z tą ostatnią autor Dziewczyny z sąsiedztwa radzi sobie nad wyraz dobrze, co udowadnia także w Kiedy upada grosik, Bliźniakach i Na zawsze (wszystkie te utwory na dobrą sprawę są historiami miłosnymi), tudzież w skondensowanym, wielowątkowym Zjeździe na Toledo Blade Boulevard. Wzruszyć mogą też Niedziele, mimo iż bodaj najważniejszym ich bohaterem jest wiewiórka. Zarazem jednak to właśnie w takich tekstach najbardziej boli to, że Ketchum pozostał w niewoli konwencji. Nagłe uśmiercanie postaci niepotrzebnie zbliża dużą część wymienionych utworów do pozostałej zawartości zbioru.


Najlepsze są teksty, w których Ketchum pozwala sobie na niedomówienia i otwarte, niejednoznaczne zakończenia. Ciekawe, że trzy z tych utworów otrzymały Nagrodę Brama Stokera (co prawda wyróżniono nią też zbiór jako całość, ale nie doczekała się jej żadna z bardziej konwencjonalnych historii zawartych w tomie). Pierwszy z nich, Pudełko, to opowieść o człowieku, którego syn z dnia na dzień przestaje jeść, lecz pozostaje szczęśliwy i pogodzony z losem. Zakończenie rozwiązuje większość wątków, ale też pozostawia czytelnika z otwartym pytaniem o sens życia. Nieoczywiste okazuje się również Zniknięcie – historia matki, która kiedyś straciła córkę, aby po latach na nowo o niej usłyszeć podczas wizyty przebierańców w Halloween. Dwuznaczność tytułu ujawnia się dosłownie w ostatniej chwili, a cały tekst ponownie każe odbiorcy myśleć, nie wskazując mu klarownej interpretacji. Trzeci z nagrodzonych utworów to najdłuższy w całym zbiorze Czas zamykania, opowiadanie (reszta antologii to raczej nowele) złożone z paru stopniowo zazębiających się wątków. W tej perełce kompozycyjnej Ketchum zdołał zachować równowagę między frapującym opisem pobudek i działań niecodziennego przestępcy a obrazami melancholii w Nowym Jorku po zniszczeniu World Trade Center.

Do tej grupy tekstów przyporządkowałbym jeszcze Łańcuszek, alegoryczną opowieść o dobru, złu i wolnej woli (podobnie jak Pudełko stawia ona czytelnika przed bardzo niepokojącym pytaniem), a także kończący antologię Taniec ognia. Po lekturze tego ostatniego warto od razu przeczytać posłowie (w którym skądinąd, z nieznanych powodów, utwór przechrzczono na Ognisty taniec), stanowiące w zasadzie komentarz do Tańca…

Na koniec nie obejdzie się, niestety, bez zarzutów skierowanych w stronę tłumacza, redaktorów i korektorów. Szczególnie rozpoczynający antologię Karabin został przygotowany niedbale: straszą w nim brakujące lub zbyteczne przecinki ("Przygotowała się na to, co miało się stać i poszła dalej"; "Minęłyby miesiące, zanim zauważyłby, jego brak"), zanglicyzowana frazeologia (Amerykanin może powiedzieć: "He had loaded the cursed thing", ale Polak raczej nie stwierdzi: "On załadował tę przeklętą rzecz"), notorycznie przejmowana z oryginału kursywa ("Zastanawiała się, jak to wytłumaczy" – jeśli już chcemy podkreślić zaimek, to można było to zrobić tak: "Zastanawiała się, jak wytłumaczy to"). Potem jest lepiej, jednak nadal zdarzają się poważne błędy ("Zgadnij co" użyte przypuszczalnie jako przekład angielskiego Guess what; "Mrówka wkroczyła w […] las jej włosów łonowych i brnęła do przodu. Alkohol i złość przyćmiły jej zmysły" – zapewne w języku angielskim wyraz her jednoznacznie wskazywał na kobietę, nie owada, ale polska składnia jest bezlitosna; "Zerwanie z Davidem […] mogło by być wystarczająco straszne"). I wreszcie dlaczego "Królestwo spokoju", a nie "Królestwo pokoju"?

Cały zbiór przywodzi na myśl słowa Stephena Kinga, który stwierdził w Danse Macabre, że przede wszystkim stara się wywołać w czytelniku grozę, jeżeli mu się nie uda – strach, kiedy zaś również to się nie powiedzie, sięga po obrzydzenie. Można odnieść wrażenie, że dla Jacka Ketchuma hierarchia uczuć jest odwrotna: najchętniej pisze on o rzeczach odrażających, czasem straszy, a sposobności do wywoływania lęku i niepokoju szuka dość rzadko. Kiedy jednak już to robi, pisze świetnie, podobnie jak w tekstach obyczajowych, bardziej konwencjonalne utwory są zaś przynajmniej porządnie skonstruowane. Dlatego w ostatecznym rozrachunku Królestwo spokoju nie jest złą lekturą, ale nierównego poziomu tekstów – szkoda.

Podczas przygotowywania recenzji korzystałem m.in. z bibliografii zamieszczonej na stronie www.jackketchum.com.pl. Zachęcam wszystkich zainteresowanych do zapoznania się z nią – jest to zapewne najlepsze (chociaż w swym entuzjazmie dość jednostronne) źródło informacji o pisarzu w polskim Internecie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6.7
Ocena użytkowników
Średnia z 5 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Królestwo spokoju
Autor: Jack Ketchum
Tłumaczenie: Piotr Pocztarek
Wydawca: Replika
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 21 listopada 2011
Liczba stron: 424
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7674-141-3
Cena: 34,90 zł



Czytaj również

Komentarze


chimera
   
Ocena:
+1
6.5 jednak moim zdaniem przynajmniej o jedno oczko za nisko. Pomimo niedoskonałości, zbiór uznaję za jeden z najlepszych na polskim rynku jeżeli chodzi o współczesną anglojęzyczną literaturę grozy, obok "Nokturnów" Johna Connolly'ego i "Księżyca na wodzie" Morta Castle'a.

Warto też wspomnieć odbiegające od pozostałych, pozbawione makabry opowiadanie tytułowe.
15-02-2012 21:09
Scobin
   
Ocena:
+1
Dzięki za komentarz!

Ocena jest jedynie dodatkiem do recenzji, więc jeśli ktoś wolałby dać np. 7 lub 7,5, to nie będę się spierał. :-)

Co do drugiego akapitu, domyślam się, że masz na myśli "Taniec ognia". Jeżeli tak, to wspomniałem o nim w końcówce, chociaż dość zdawkowo.
15-02-2012 21:23
chimera
   
Ocena:
0
A prawda, masz rację :-)
15-02-2012 21:48
Scobin
   
Ocena:
0
A swoją drogą to bardzo fajny tekst, według mnie jeden z najciekawszych w zbiorze (m.in. właśnie dzięki przełamaniu Ketchumowej konwencji). W dodatku świetnie zgrywa się zarówno z posłowiem, jak i ze wstępem. :-)
15-02-2012 22:09
Paszczaczek
   
Ocena:
0
Powiedzmy wprost: Ketchum to piewca literackiego sadyzmu i okrucieństwa, przekraczającego wszelkie granice. I nie mówmy tu o "tabu", bo dla tego pana takie słowo nie istnieje. Przyznam się szczerze, że, choć od Kinga nie stronię, boję się czytać książki Ketchuma. Ten pan upadla termin "człowieczeństwo" na wszelkie możliwe sposoby. Ileż wrażliwości tracimy, czytając coś takiego?
16-02-2012 08:31
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Paszczczek

Co czytałeś?
16-02-2012 11:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.