» Recenzje » Kraniec Nadziei

Kraniec Nadziei


wersja do druku

Bitwy, bitwy i jeszcze więcej bitew

Redakcja: Piotr 'Clod' Hęćka, Agata 'Bulehithien' Wiśniecka

Kraniec Nadziei
"W odległej przyszłości ludzie panują nad większą częścią ramienia Galaktyki. (...) Dwie główne siły, Cesarstwo i Republika, wciąż toczą wojnę. Wrogie floty ścierają się, próbując przejąć kontrolę nad nowymi terytoriami i zasobami kosmosu." Brzmi znajomo?

Bohater jaki jest, każdy widzi

Głównym bohaterem jest Aidan Samuels, dowódca niszczyciela "Sirene", wchodzącego w skład Floty Kosmicznej Jego Cesarskiej Wysokości. Kapitan Samuels jest krnąbrnym, pewnym siebie przywódcą, który czasem przemawia do podkomendnych tonem nie znoszącym sprzeciwu, aby w następnej sytuacji traktować ich jak przyjaciół i wymieniać uszczypliwości z członkami załogi. Nie ma oporów przed naginaniem i łamaniem regulaminów Floty, o ile widzi w tym szansę na osiągnięcie celu. Mamy do czynienia z typowym twardym, lubianym przez żołnierzy i nienawidzonym przez przełożonych oficerem. Początkowo wzbudza sympatię, lecz czar pryska w momencie, gdy dostrzegamy zbliżone zachowania i charaktery wśród innych bohaterów powieści.

Pierwszy zarzut – powtarzalność postaci. Tak naprawdę większość bohaterów ma za nic regulamin i ograniczenia z nim związane, przez co łamanie kolejnych postanowień kodeksu ma miejsce częściej niż ich przestrzeganie. Skutek jest łatwy do odgadnięcia – kolejne "występki" Samuelsa i spółki przestają na czytelniku robić jakiekolwiek wrażenie. Można mieć słuszne wątpliwości, czy wśród dowódców nie przydałoby się większe urozmaicenie charakterów.Taką koncentrację niewygodnych dla wierchuszki kapitanów można wytłumaczyć pewnymi założeniami fabularnymi, ale jest to wyjaśnienie zdecydowanie niewystarczające.

Ponadto w powieści praktycznie wszystkie postacie są członkami wojska. Osób cywilnych, ich sytuacji oraz spojrzenia na nieustanną wojnę niestety nie uświadczymy. Poza członkami marynarki znalazł się wprawdzie Inkwizytor, ale jego wątek też nie został wystarczająco rozwinięty.  

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Inkwizycja jest wśród nas

Wspomniani Inkwizytorzy pełnią funkcję "prawej ręki" Cesarza, zwierzchnika floty, do której należy "Sirene". Dodanie duchownych mogło stanowić interesujący zabieg fabularny, gdyby nie zostało ograniczone do wykorzystania w powieści raptem jednego z nich. W pewnym momencie pojawia się wprawdzie jeszcze postać kapelana statku, ale poza akcentem humorystycznym nie ma on żadnego znaczenia. Sam fakt wprowadzenia go dopiero w końcowej fazie książki, mimo zaznaczenia, iż cały czas przebywał na pokładzie niszczyciela, jest dziwny – ponadto duchowny nie wnosi nic do historii. 

Na dodatek wszelkie aspekty wiary w Boga są pominięte! Absolutnie nie rozumiem umieszczenia w powieści "Jego Dostojności" Sebastiana, którego sposób zachowania, poza jedną wypowiedzią na temat Biblii, w żaden sposób nie odzwierciedla wyznawanej religii. W tej kwestii tkwił spory potencjał i po początkowych stronach miałem nadzieję, że religijność Inkwizytora stanie się istotna dla głównej linii fabularnej lub doczeka się oddzielnego wątku. Niestety nic z tego. Mamy więc do czynienia z bohaterem dosyć sztampowym, przywodzącym na myśl postacie z innych dzieł, których imion już jednak nie pamiętamy. Sebastian jest inteligentny, niezbyt lubiany, budzący szacunek, ale też nieufność. Nie zachwyca, ale też nie irytuje.

Kolejnym minusem jest brak charakterystyki marynarzy. Jedynie kilku bohaterów doczekało się krótkiego opisu bądź retrospekcji, podczas gdy lwia część załogi nie jest nawet wspomniana z imienia. Ponadto, śledząc ich poczynania i rozmowy, można wysnuć tezę, iż poza okrętem nikt – może z małymi wyjątkami – na nich nie czeka. Ich życie osobiste jest całkowicie pominięte. Nie obawiają się podjąć ryzykownych działań, w wyniku których mogą już nigdy nie zobaczyć domu lub kogoś im bliskiego. Sprawia to wrażenie obcowania ze statkiem straceńców, choć sama misja do samobójczych nie należy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Misja...

Co zaś się tyczy samego zadania: pewnego dnia Samuels wraz z kilkoma innymi kapitanami zostaje wysłany w tajemniczą podróż w odległe rejony kosmosu. Jak się okazuje, nie tylko on dostał od przełożonych takie polecenie. Na miejscu zaczyna tworzyć się nerwowa atmosfera potęgowana przez niecodzienne odkrycie. Początkowo zarys fabuły nie zachwyca, wydaje się oklepany, ale najgorsze, że to samo odnosi się do całości książki.

Opowieść zdecydowanie nie należy do oryginalnych czy rozbudowanych, i nie powinna być rozciągnięta aż na 400 stron. Podczas czytania przestałem oczekiwać ciekawego zwrotu akcji czy choćby nowych miejsc, będących teatrem kolejnych poczynań Samuelsa i spółki. Ponad 90% wydarzeń w powieści dzieje się na okrętach wojennych, przygotowujących się bądź uczestniczących w bitwach, więc jeśli ktoś liczy na ciekawą wizję naszej planety w przyszłości, tamtejszego życia codziennego, to się poważnie zawiedzie. Praktycznie nie ma o tym ani słowa. Po pewnym fragmencie możemy jedynie snuć domysły na temat wykorzystania i zaawansowania robotów, ale to tak naprawdę tyle. Przeszłość Ziemian, narodowości, kwestie historyczne, powstanie Cesarstwa, to wszystko pozostaje niewiadome, właściwie nieistotne. Najważniejsza pozostaje walka.

Walczmy więc!

Bitwy opisane są niezwykle drobiazgowo, co dla niektórych może samo w sobie stanowić wystarczającą zachętę do sięgnięcia po Kraniec Nadziei. Pozostali jednak, ze mną na czele, mogą się poczuć znużeni, czytając o kolejnych manewrach, rozkazach dowództwa czy raportach o stanie technicznym okrętów Floty Kosmicznej Jego Carskiej Wysokości. A jest ich całe mnóstwo. Właśnie ze względu na ich ilość w pewnym momencie przestałem na nie zwracać uwagę. Stały się zbyt powszednie. 

Ciekawym aspektem opisywanych potyczek jest ich przedstawienie niejako z dwóch perspektyw: pojedynczego okrętu "Sirene", znajdującego się w ogniu walki, oraz wiceadmirała Romero, który wprawdzie też jest uczestnikiem walk, ale pozostaje za plecami innych jednostek, koordynując działania podwładnych. Odmienne punkty widzenia na tę samą potyczkę są intrygującym przerywnikiem zmagań ciągnących się nawet przez kilkadziesiąt stron.

Na szczęście autor podszedł do tematu bardzo profesjonalnie i wydarzenia z pola walki mamy również bardzo pieczołowicie wyjaśnione z punktu widzenia technologiczno-naukowego. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Postawmy na technologię

Dębski często odbiega od głównego wątku tylko po to, by wprowadzić czytelnika w świat nauki i techniki, w jego prawidła, kwestie wykorzystywanych i badanych technologii. Jest to największy atut powieści. Uważam, że z pewnością znajdą się osoby, które zaintrygowane tymi wzmiankami postanowią dowiedzieć się więcej na niektóre tematy i sięgną za ich sprawą do innych książek lub Internetu.

Kolejny plus należy się autorowi za stopniowanie tej "edukacji". Zazwyczaj są to urywki na pół strony, w skrajnych przypadkach dwie lub trzy. Nie zabijają akcji, na którą powieść jest nastawiona, a ponadto odbiorca nie ma prawa poczuć się przytłoczony naukowymi wywodami. 

Pisarz w zbliżony sposób próbuje serwować strzępki informacji na temat życia w przyszłości, przez co kolejne elementy układanki łączymy z łatwością. Niestety białych plam, jak już wspomniałem, pozostaje niezwykle dużo, a zaledwie kilku zdaniowe wzmianki o specyfice świata nie dorównują interesującym wywodom naukowym, a szkoda.

Podsumujmy zatem

Pomimo wymienionych wad, książkę czyta się lekko i miejscami dosyć przyjemnie, szczególnie na początkowym etapie. Później entuzjazm wprawdzie opada, ale wciąż pozostajemy ciekawi zakończenia, które jak przystało na pierwszy tom trylogii, pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami. Było to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Dębskiego. I choć lektury nie zaliczę do ulubionych, to jednak mam zamiar sięgnąć w przyszłości także po inne książki autora. Polecam fanom pieczołowicie oddanych walk w przestrzeni kosmicznej i naukowych ciekawostek. Jeśli zaś bitwy z udziałem niszczycieli i krążowników w ogóle cię nie interesują, a większą wagę przywiązujesz do rozbudowanych postaci i oryginalnej linii fabularnej, sięgnij po tą powieść jedynie w ramach odskoczni.

Dziękuję serdecznie wydawnictwu Drageus Publishing House za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.5
Ocena recenzenta
5.75
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kraniec nadziei
Cykl: Rubieże imperium
Tom: 1
Autor: Rafał Dębski
Wydawca: Drageus
Data wydania: 6 lutego 2015
Oprawa: miękka



Czytaj również

Poszukiwacze z Drzewoświata
Niepełny obraz świata
- recenzja
Wszystkie te światy
Pewien koniec, a na pewno początek
- recenzja
Żelazny kruk. Wyprawa
Sam w wielkim świecie
- recenzja
Ramię Perseusza. Z głębokości
Wojować albo nie wojować
- recenzja
Żar tajemnicy
Kraniec tajmnicy
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.