» Recenzje » Koniec wieczności

Koniec wieczności

Koniec wieczności
Koniec wieczności Asimova trudno określić innym słowem niż klasyka. W przyszłym roku minie 60 lat od czasu, gdy ta krótka powieść science fiction pojawiła się w amerykańskich księgarniach. Pozornie jej głównym tematem są podróże w czasie – wątek eksploatowany w późniejszych dekadach tak powszechnie, że urósł do rangi banału. Jednak Koniec wieczności, jak zresztą każdy przykład dobrej fantastyki naukowej, wykorzystał fantazję po to, by od nowej strony spojrzeć na człowieka współczesnego.

Pomimo upływu czasu powieść Asimova ma siłę, by poruszyć i wywołać refleksję. Utwór był pisany w dobie powojennej, u zarania żelaznej kurtyny i lęku przed nadejściem nuklearnej zagłady, co w jego treści jest wyraźnie widoczne, zaś obserwacje związane z przebłyskującym w różnych formach relatywizmem moralnym bohaterów wzbudzają gorzki posmak.

 

 

Przy tak niewielkiej objętości trudno omówić fabułę bez zdradzania jej szczegółów. Dość powiedzieć, że główny bohater – technik Harlan – przynależy do Wieczności, ugrupowania korzystającego z technologii umożliwiającej funkcjonowanie poza naszą rzeczywistością. Członkowie Wieczności są dobierani z największą starannością, zaś ich zadaniem jest manipulacja różnymi okresami świata rzeczywistego (choć zasadność tego określenia jest w tym wypadku dyskusyjna). Regulowanie przeszłości i przyszłości ma – w założeniu – nieustannie zwiększać sumę zadowolenia z bezpiecznego, spokojnego istnienia ludzkości.

Powieść w nielinearnej (a zarazem nieeksperymentalnej i przejrzystej) narracji skupia się na opisie Wieczności – jej zasad, społeczności i wpływów. W dziele jest mało tzw. technobełkotu, a ten, który występuje, został zastosowany na tyle rozsądnie, że czytelnik nie czuje się bardziej nowoczesnym lub lepiej doinformowanym od bohaterów dzieła. Owszem, potrzebne jest w pewnej mierze zawieszenie niewiary, jednak Koniec wieczności dalej inspiruje i zdumiewa opisami przyszłych stuleci (sięgającymi dziesiątki, setki wieków w przód), tak odległymi, a zarazem tak ludzkimi.

Największą wadą powieści jest, niestety, sam Harlan, któremu towarzyszymy na niemal każdej karcie i z którego perspektywy poznajemy fabułę. Technik posiada wiele ludzkich cech, w tym wad, jednak czasem nie sposób interpretować jego decyzji inaczej niż jako przejaw niedojrzałości. Jak na niezwykle utalentowanego i inteligentnego członka elitarnej społeczności, starającej się zabijać emocje i uczucia swoich członków, w dodatku mającego w perspektywie awans na najwyższe stanowiska, jest on zdumiewająco mściwy, gwałtowny i, z braku lepszego doboru słów, zaślepiony własnym libido. Niektóre myśli i działania Harlana bawią i chociaż są względnie spójne z resztą powieści, utrudniają zaangażowanie w jego dylematy i poczucie do niego sympatii.

Inną wadą jest pozornie seksistowski wydźwięk niektórych fragmentów powieści, które przedstawiają jedyną kobiecą postać jako obiekt ślepych żądz samczych, osobę nieco zacofaną, a zarazem osiągającą swoje cele używając, jakże oryginalnie, atrakcyjnego ciała (bynajmniej nie do przestawiania figur szachowych). Są to jednak wydarzenia wyrwane z kontekstu i ostatecznie pewien niesmak, który może towarzyszyć czytelnikowi, zostaje zdławiony.

Koniec wieczności pozostaje, na szczęście, dynamicznym, kreatywnym utworem mierzącym się z trudnymi tematami, których nie da się zakończyć banalną odpowiedzią. Pokrzepiający wydźwięk całości wymaga najpierw zagłębienia się w zgoła bolesną fabułę. Pozostawia jednak czytelnika znacznie bogatszego wewnętrznie i usatysfakcjonowanego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Ja, robot
Przypomnienie kanonu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.