» » I popłynie krew

I popłynie krew


wersja do druku
I popłynie krew
Cykle literackie obarczone są często swoistą klątwą, która sprawia, iż po dobrym pierwszym tomie kolejny wypada na jego tle znacznie słabiej. Ku mojemu zaskoczeniu Snorri Kristjansson uniknął takowej sytuacji – I popłynie krew, druga odsłona Sagi o Walhalli, stoi na wyższym poziomie niż Miecze dobrych ludzi, a osobom, które mogły być rozczarowane sporą ilością błędów i wypaczeń w otwierającym cykl tomie pozwala uwierzyć, iż norweski autor jest w stanie pisać znacznie lepiej.

Pierwszy tom zakończył się w dramatycznym momencie – krwawą bitwą o Stenvik, w której obrońcy miasta musieli najpierw zmagać się z najazdem żądnych krwi i łupów wikingów, a następnie patrzeć, jak siły króla Olafa Tryggvasona przybywają zaprowadzić ład i porządek. Oczywiście na swoich zasadach, biorąc w niewolę każdego wojownika, który nie przeszedł na chrześcijaństwo. Tylko młodemu Ulfarowi i kowalowi Audunowi udało się zbiec i obaj rozpoczęli wędrówkę, która zaprowadziła ich w nowe i zaskakujące miejsca. W przypadku młodego Szweda prosta misja powiadomienia wuja o śmierci jego syna Geiriego przerodziła się w wyprawę na znacznie większą skalę. Kowal szukał wiedzy o swojej naturze. Również złowrogi medyk Valgar, który wymościł sobie wygodne miejsce wśród świty Olafa, kłamstwem i hipokryzją wkupiwszy się w łaski króla, wyruszył w podróż, której cel był jednak od początku ściśle wyznaczony.

W odróżnieniu od Mieczy dobrych ludzi, gdzie fabuła prowadzona była chaotycznie i wyrywkowo, uczestniczyło w niej zbyt wiele postaci, a czytelnik gubił się w tym natłoku, drugi tom skupia się na trzech kluczowych wątkach: opowieści o Valgardzie, przygodach Ulfara i opisaniu czynów Auduna. I choć każda z tych historii opowiadana jest w podobnym stylu (tak jak poprzednio z użyciem narracji trzecioosobowej), widoczne są pomiędzy nimi pewne różnice. Najbardziej dostrzegalne jest to w przypadku Auduna i Ulfara – poświęcone im rozdziały momentami wpadają w ton psychologicznej wiwisekcji czy też mglistego oniryzmu opisowego, kiedy rzeczywistość miesza się ze światem ponadnaturalnym. Natomiast gdy pałeczkę przejmuje Valgard, wątkiem przewodnim stają się jego knowania i próby osiągnięcia upragnionego przezeń celu, a całość okraszona jest sporą dawką cynicznego humoru.

Książkę można określić mianem wariacji na temat powieści drogi – bohaterowie mają osiągnąć konkretny cel i podczas swej wędrówki doświadczają rozlicznych perypetii, z których wychodzą mniej lub bardziej obronną ręką. Lecz to tylko pierwsza warstwa interpretacji. Drugim sposobem odczytania powieści jest podróż do wnętrza siebie, w której protagoniści przemierzają komnaty podświadomości, walczą ze swoimi demonami, kompleksami i zahamowaniami, z niskim poczuciem własnej wartości i brzemieniem winy dotyczącym wcześniej popełnionych czynów. Oczywiście każda z postaci przeżywa to w odmienny sposób – Audun, dręczony brzemieniem bycia berserkerem (w wersji Kristjanssona to rodzaj klątwy, coś na kształt wilkołaczego stygmatu), musi pogodzić się z tym ciężarem i go zaakceptować. Ulfara, do tej pory idącego przez życie lekko, łatwo i przyjemnie, czerpiącego z niego pełnymi garściami i unikającego konsekwencji swoich czynów, dopada wreszcie ich ciężar. Musi odprawić pokutę, a lekką ona nie będzie. I wreszcie Valgard, którego postać stoi w całkowitej opozycji do wcześniej wymienionej dwójki. Zdeprawowany medyk ani myśli za cokolwiek płacić. On również się zmienia, ale w sposób wiodący ku zatraceniu – staje się coraz bardziej bezwzględny, okrutny, ambitny do granic wynaturzenia. Już wcześniej zabijał, ale teraz czyni to bez najmniejszego oporu. Rozkoszując się tą czynnością, jest jednocześnie ferującym wyrok i katem, tak jakby namacalnie pragnął poczuć, jak z jego wrogów wypływa życie, czyni to na podobieństwo pogańskiego rytuału, jakby przypuszczał, iż dusze przeciwników wzmocnią potęgę mrocznego mąciciela.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kolejnym kluczem do powieści jest na poły baśniowa, na poły magiczna formuła, wedle której młodzieniec, nim stanie się godny miana mężczyzny i zarazem wojownika, musi doświadczyć rytuału przejścia, podejmując kolejne wyzwania. Kristjansson nagiął nieco tę regułę, gdyż wśród trójki jego bohaterów tylko Ulfar jest młodzieńcem, pozostali dwaj dawno weszli w wiek dojrzały. Lecz najwyraźniej dojrzałość fizyczna i wiek nie są równoznaczne z dorosłością emocjonalną. Autor w intrygujący sposób przedstawił te fizyczno-duchowe eskapady – pomimo powielających się w przypadku wszystkich trzech protagonistów wydarzeń i synchronicznego spotykania przez nich na swej drodze niemalże identycznych person, każdy ma własny, oryginalny sposób doświadczania. Ponadto samo użycie liczby trzy ma symboliczne znaczenie, co prawda pisarz nie do końca wykorzystał potencjał, jaki ta cyfra niesie (znacznie lepiej uczyniła to Valente w Nieśmiertelnym), to jednak pewne sugestie o jej magicznej deszyfracji zostały w tekście przemycone.

Również z mitów, legend i przypowieści zaczerpnięty został motyw mentora, mądrego doradcy, nauczyciela i przewodnika – takiej wariacji na temat Gandalfa, czy, skoro pisarz ma skłonności do czerpania wzorców z popkultury, Yody, który pojawia się na drodze bohatera w najbardziej kluczowym momencie, by najpierw zaserwować mu dość enigmatyczną burzę mózgów, a potem naprowadzić na właściwy kierunek. W którym to heros niekoniecznie podąży, przynajmniej na samym początku. Co więcej, bardzo szybko się przekonujemy, iż proweniencja owego "guru" nie jest ludzka. Kristjansson w tekście podsuwa rozliczne wskazówki, a jakby nie dość tego, w pewnym momencie z ust jednej z postaci pada "łopatologiczne" wyjaśnienie. Zatem po tym, jak w finale pierwszego tomu cyklu pisarz przekonał nas, iż wszelakie nadnaturalne wizje są tylko efektem halucynogennej mikstury, którą obficie raczył się Valgard, teraz owo wyjaśnienie deprecjonuje. Wszystkie znaki wskazują, że czekają nas nie tylko klasyczne zmagania o władzę pomiędzy królami, jarlami i innymi personami, toczące się w świecie realnym, ale również bitwa na skalę międzywymiarową, w której uczestniczyć będą także bogowie z Walhalli, aktualnie zbierający swą drużynę wojowników.

W drugiej odsłonie cyklu autor kontynuuje manierę łączenia faktów i postaci historycznych z tymi, które powstały jedynie w jego imaginacji. Prócz króla Olafa pojawia się  kultywujący pogańskie wierzenia i zbrojnie opierający się próbom nawrócenia na wiarę w Białego Chrystusa jarl Haakon, jak również Swen Widłobrody, król duński i norweski, który utracił swój tron za sprawą Tryggvasona. I w tym momencie Kristjansson rozpoczyna grę z czytelnikiem. Ten zastanawia się, na ile fikcyjne losy tych postaci odzwierciedlają poczynania ich rzeczywistych alter ego, co jednocześnie skłania do wczytywania się w teksty źródłowe, których pisarz co prawda nie podsuwa, lecz można odnaleźć takowe na własną rękę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Podczas lektury I popłynie krew zaobserwowałam zdecydowaną poprawę warsztatu autora. Widać, że wziął on sobie do serca krytykę i uczciwie popracował nad swoimi słabszymi stronami. Akcja rozwija się logicznie, nie ma natłoku wątków pobocznych, przeskoków z lokacji w lokację, od jednego narratora ku kolejnemu. Dzięki temu tekst stał się znacznie bardziej przejrzysty. Kolejnym plusem jest doprecyzowanie sylwetek bohaterów, zarówno pod względem ich opisu wizualnego (w momencie, gdy takowe się pojawiły, uświadomiłam sobie, iż w Mieczach dobrych ludzi ujęte one były tak ogólnikowo, iż czyniły postaci "przeźroczystymi"), jak i emocjonalno-psychologicznego. Dopiero teraz można stwierdzić, że protagoniści nie pozostają niezmienni od pierwszej do ostatniej karty powieści, wreszcie zaczęli ewoluować w sposób wyrazisty, a do tego nie zawsze w kierunku, którego odbiorca by się spodziewał. Ich sylwetki przestały być wpisane w ramy prostego, czarno-białego podziału, konsekwentnie zmierzając w kierunku eksplorowania mrocznych stron osobowości. Niestety pewne schematy pozostały bez zmian. Kobiety nadal w większości przypadków ukazywane są jako całe nieszczęście tego świata i to wedle prostego rozgraniczenia dobro/zło. Thora, która ocalała z pogromu w Stenvik i szybko zyskała zaufanie Valgarda, przyklaskując jego planom, knuje, mąci i rozgrywa własną, złowrogą batalię. Była narzeczona Ulfara z zażartością harpii wypomina mu przeszłe winy, poznana przezeń po drodze dziewczyna, gdy odmówi skorzystania z jej wdzięków, napuszcza nań bandę swych adoratorów et cetera… Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest Helga, do której chaty trafia podczas swych podróży Audun i która dzieli się z nim swą mądrością mającą korzenie w magii.

Kolejnym czynnikiem poprawiającym odbiór tego tomu jest pojawienie się listy bohaterów. Co prawda nie jest ona do końca precyzyjna, gdyż brakuje na niej wielu kluczowych dla fabuły osób (co zastanawiające – przede wszystkim postaci historycznych), za to została podzielona na trzy części, z personami dramatu przypisanymi odpowiednio do opowieści Ulfara, Auduna i Valgarda. Pisarz wprowadził również większą dawkę humoru – przede wszystkim słownego, choć pojawia się również sytuacyjny, co stanowi relaksującą odskocznię od patetyczno-heroicznych scen i godnej eposu wzniosłości.

W pierwszym tomie nawiązania do popkultury, zwłaszcza tej z domeny X muzy, zdecydowanie dominowały. W drugim również są obecne, choć nie aż tak nachalnie umiejscowione w tekście. O ile Miecze dobrych ludzi były klasyczną opowieścią z gatunku topora i tarczy, nad którą unosił się duch wielkiej męskiej przygody, zaś dopiero gdzieś na dalekim planie pojawiały się wątki quasi-magiczne, to I popłynie krew nie jest tak proste do zdefiniowania. Kristjansson tym razem posłużył się melanżem międzygatunkowym, wprowadzając zarówno elementy archetypicznej sagi o bohaterach, nieco stylizując owe partie tekstu na wzór pieśni skaldów, wcześniej już wymieniony schemat powieści drogi, którą można odczytywać na wiele sposobów, elementy opowieści łotrzykowskiej (nieco w stylu przesyconej cynizmem westernowej trylogii Sergia Leone z Clintem Eastwoodem czy też Parszywej dwunastki), posiłkował się realizmem magicznym, by na koniec sięgnąć do wzorców rodem z fantasy – motyw tytanicznej walki bogów i ludzi, a także kolejne zadania, które bohaterowie muszą wykonać, aby osiągnąć swój cel, oraz idea przedmiotów obdarzonych magią są zaczerpnięte bezpośrednio z tego gatunku. W efekcie powstała książka, która intryguje. Pomimo wciąż istniejących niedopracowań czyta się ją płynnie, bohaterowie wreszcie zyskali na tyle ludzki, a nie papierowy wymiar, iż można ich obdarzyć sympatią lub antypatią, zaś wzbogacona o nowe motywy fabuła zaczyna konsekwentnie zmierzać w kierunku heroicznej epiki. Jestem wielce ciekawa, jak to wszystko zostanie rozegrane w kolejnym tomie cyklu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: I popłynie krew (Blood Will Follow)
Cykl: Saga o Walhalli
Tom: 2
Autor: Snorri Kristjansson
Tłumaczenie: Paweł Laskowicz
Wydawca: Rebis
Data wydania: 2014
ISBN-13: 978-83-7818-566-6



Czytaj również

Miecze dobrych ludzi
I cóż, że ze Szwecji
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.