Gone: Zniknęli. Faza druga: Głód - Michael Grant
Przyznam od razu − byłem nieco zaskoczony tym, że pierwszy tom serii Gone, kreowanej (także u nas) na nowy, młodzieżowy przebój wydawniczy, okaże się książką tak zaskakująco wciągającą i trzymającą w napięciu. Nawet teraz, kiedy opowiadam znajomym, że to historia grupy dzieciaków, zamkniętej na obszarze, z którego zniknęli dorośli, a do tego posiadającej moce rodem z X-Men, jest warta poznania w wolnej chwili, zazwyczaj natykam się na niedowierzające spojrzenia i kpiące uśmieszki. Niemniej jednak, nie do końca zrozumiany w swym entuzjazmie, oczekiwałem niecierpliwie na drugi tom cyklu. Dlatego, kiedy pewnego dnia zapukał do mnie listonosz i wręczył wczesną wersję recenzencką, od razu zabrałem się do lektury.
Początek Głodu, bowiem taki podtytuł nosi drugi tom Gone: Zniknęli, nie zachwycił mnie specjalnie, ale podobnie było już w kilku przypadkach naprawdę dobrych książek, rozkręcających się dopiero od połowy czy nawet dalej. Cierpliwie brnąłem przez narzekania Sama, noszącego na swych barkach brzemię opiekuna Perdido Beach, a także przez prezentację kilku nowych bohaterów, których wprowadzenie wydawało mi się zabiegiem zastosowanym nieco na siłę.
Cały czas czekałem na moment, w którym coś sprawi, że nie będę chciał odkładać książki nawet na chwilę, a podczas spożywania obiadu będę tak ustawiał talerz, by jego krawędź przytrzymywała akurat czytane strony. Niestety, z żalem muszę stwierdzić, że ten moment nigdy nie nadszedł.
Gone. Głód nie jest złą książką. Okazuje się jednak, że zabrakło w niej magii cechującej pierwszą część cyklu. Fabuła jest dość chaotyczna i przez większość książki czytelnik zastanawia się, po co te dzieciaki w ogóle robią to, co robią. Nawet późniejsze wytłumaczenie części dziwnych zachowań nie sprawia, że wszystko układa się w logiczną całość. Jednym słowem, najbardziej mierziło mnie chyba to, że bohaterowie latają jak użądleni od miejsca do miejsca, zamiast zająć się tym, co racjonalny człowiek powinien robić w ich sytuacji.
Nowi bohaterowie są z rodzaju tych, których rolę w późniejszych wydarzeniach od razu można zgadnąć. W jednym przypadku sięga to nawet kolejnego tomu powieści, czego zresztą autor ewidentnie nie kryje w zakończeniu. Złe wrażenie ratują na szczęście postacie już znane, choć nie dotyczy to Sama. Michael Grant postanowił nieco uwypuklić tego bohatera, co nie wyszło postaci na dobre. Chłopak denerwuje swoim niezdecydowaniem i napadami wewnętrznej histerii, co zupełnie nie przystaje do tego, z czym autor zetknął nas w Niepokoju. Ciekawie natomiast zostały poprowadzone co ważniejsze postacie drugoplanowe, ze szczególnym uwzględnieniem Alberta, Brianny i Dekki. Dzieciaki ewoluują i nie mam tu na myśli wyłącznie ich specjalnych mocy.
Jeśli chodzi o fabułę jako taką, widać, że Grant ma większy zamysł, który z konsekwencją realizuje. Nie będzie on pasował wszystkim, chociaż ci, którzy już przełknęli skrajnie nierealny temat znikania dorosłych z jednoczesnym zdobyciem niesamowitych umiejętności, nie będą raczej mieli pretensji o to, że rozwijany jest wątek czegoś mrocznego, siedzącego w czeluściach opuszczonej kopalni. Taka konwencja.
Trudno mi ocenić książkę jednoznacznie pod względem językowym. Tłumacz wykonał robotę wzorcowo, jednak w mojej dość wczesnej jeszcze wersji było sporo literówek, a niektóre fragmenty książki nie były od siebie oddzielone tak jak powinny. Szybki rzut oka na wersję "sklepową" w momencie pisania tego tekstu uspokaja mnie jednak – wszystkie tego typu błędy wydają się być już naprawione.
Ci, którym podobała się pierwsza część Gone, winni niezawodnie sięgnąć po kontynuację. Stoi ona o poziom niżej od poprzedniczki, jednak daje nadzieję, że w przyszłości autor powróci jeszcze do formy znanej z "jednynki". Z tego powodu ustawiam Głód na półce i liczę na to, że jesienne Kłamstwa dołączę do niego już bez wahania.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Początek Głodu, bowiem taki podtytuł nosi drugi tom Gone: Zniknęli, nie zachwycił mnie specjalnie, ale podobnie było już w kilku przypadkach naprawdę dobrych książek, rozkręcających się dopiero od połowy czy nawet dalej. Cierpliwie brnąłem przez narzekania Sama, noszącego na swych barkach brzemię opiekuna Perdido Beach, a także przez prezentację kilku nowych bohaterów, których wprowadzenie wydawało mi się zabiegiem zastosowanym nieco na siłę.
Cały czas czekałem na moment, w którym coś sprawi, że nie będę chciał odkładać książki nawet na chwilę, a podczas spożywania obiadu będę tak ustawiał talerz, by jego krawędź przytrzymywała akurat czytane strony. Niestety, z żalem muszę stwierdzić, że ten moment nigdy nie nadszedł.
Gone. Głód nie jest złą książką. Okazuje się jednak, że zabrakło w niej magii cechującej pierwszą część cyklu. Fabuła jest dość chaotyczna i przez większość książki czytelnik zastanawia się, po co te dzieciaki w ogóle robią to, co robią. Nawet późniejsze wytłumaczenie części dziwnych zachowań nie sprawia, że wszystko układa się w logiczną całość. Jednym słowem, najbardziej mierziło mnie chyba to, że bohaterowie latają jak użądleni od miejsca do miejsca, zamiast zająć się tym, co racjonalny człowiek powinien robić w ich sytuacji.
Nowi bohaterowie są z rodzaju tych, których rolę w późniejszych wydarzeniach od razu można zgadnąć. W jednym przypadku sięga to nawet kolejnego tomu powieści, czego zresztą autor ewidentnie nie kryje w zakończeniu. Złe wrażenie ratują na szczęście postacie już znane, choć nie dotyczy to Sama. Michael Grant postanowił nieco uwypuklić tego bohatera, co nie wyszło postaci na dobre. Chłopak denerwuje swoim niezdecydowaniem i napadami wewnętrznej histerii, co zupełnie nie przystaje do tego, z czym autor zetknął nas w Niepokoju. Ciekawie natomiast zostały poprowadzone co ważniejsze postacie drugoplanowe, ze szczególnym uwzględnieniem Alberta, Brianny i Dekki. Dzieciaki ewoluują i nie mam tu na myśli wyłącznie ich specjalnych mocy.
Jeśli chodzi o fabułę jako taką, widać, że Grant ma większy zamysł, który z konsekwencją realizuje. Nie będzie on pasował wszystkim, chociaż ci, którzy już przełknęli skrajnie nierealny temat znikania dorosłych z jednoczesnym zdobyciem niesamowitych umiejętności, nie będą raczej mieli pretensji o to, że rozwijany jest wątek czegoś mrocznego, siedzącego w czeluściach opuszczonej kopalni. Taka konwencja.
Trudno mi ocenić książkę jednoznacznie pod względem językowym. Tłumacz wykonał robotę wzorcowo, jednak w mojej dość wczesnej jeszcze wersji było sporo literówek, a niektóre fragmenty książki nie były od siebie oddzielone tak jak powinny. Szybki rzut oka na wersję "sklepową" w momencie pisania tego tekstu uspokaja mnie jednak – wszystkie tego typu błędy wydają się być już naprawione.
Ci, którym podobała się pierwsza część Gone, winni niezawodnie sięgnąć po kontynuację. Stoi ona o poziom niżej od poprzedniczki, jednak daje nadzieję, że w przyszłości autor powróci jeszcze do formy znanej z "jednynki". Z tego powodu ustawiam Głód na półce i liczę na to, że jesienne Kłamstwa dołączę do niego już bez wahania.
Mają na liście życzeń: 4
Mają w kolekcji: 8
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 8
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Gone: Zniknęli. Faza druga: Głód (Hunger. Gone Novel)
Cykl: Gone
Tom: 2
Autor: Michael Grant
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Jaguar
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 24 lutego 2010
Liczba stron: 650
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-76-86-008-4
Cena: 34,90 zł
Cykl: Gone
Tom: 2
Autor: Michael Grant
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Jaguar
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 24 lutego 2010
Liczba stron: 650
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-76-86-008-4
Cena: 34,90 zł
Tagi:
Gone | Michael Grant