» Recenzje » Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum
Do momentu postawienia ostatniej kropki nie wiedziałam, jaką ocenę wystawić książce Ketchuma. W każdej recenzji Dziewczyny z sąsiedztwa pojawiają się przymiotniki: wstrząsająca, poruszająca, przerażająca.

Fakt, byłam wstrząśnięta: brakiem swojej reakcji po lekturze. Amerykański pisarz nie opowiedział mi historii, która zmieniłaby moje postrzeganie świata, nie poruszył żadnej czułej struny, nie wstrząsnął mną do głębi. Być może jestem do cna pozbawiona wszelkich złudzeń co do gatunku ludzkiego. Możliwe, że to dlatego opowieść Ketchuma nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak na innych recenzentach.

"Człowiek to nie jest piękne zwierzę" − nie ma chyba na świecie tragiczniejszego osądu, który nie byłby jednocześnie truizmem. Zaprzeczyć temu mógłby tylko niepoprawny optymista. Powieść Ketchuma doskonale wpisuje się w powyższą wypowiedź profesor Barbary Skargi. Pisarz, jako inspirację dla swojej książki wymienia Władcę much oraz autentyczne wydarzenia, kiedy to Gertrude Baniszewski, razem ze swoimi dziećmi i dziećmi sąsiadów, zakatowała na śmierć Susan Likens.

Narratorem powieści jest David Moran, niegdyś słodki dzieciak, obecnie pozbawiony złudzeń dwukrotny rozwodnik, powracający wspomnieniami do pewnego koszmarnego lata. Razem z nim cofamy się do pozornie dla niego magicznego czasu dzieciństwa, kiedy to łowił raki, pił ogromne ilości coli i poznał tytułową dziewczynę z sąsiedztwa, starszą od siebie Meg.

Megan i jej siostra po tragicznej śmierci rodziców przeprowadziły się do swojej najbliższej krewnej, Ruth. Pierwowzorem tej postaci była właśnie Baniszewski. Początkowa niechęć starszej kobiety do dziewczynki zamieniła się niepostrzeżenie w wyrafinowane torturowanie zarówno psychiczne, jak i fizyczne dziecka. W krąg przemocy zostały wciągnięte okoliczne dzieciaki, które pod batutą Ruth stały się doskonałymi oprawcami. Gdzieś z boku pozostał David, na tyle silny by nie brać udziału w torturach, zbyt słaby by je przerwać. Wraz z upływem dni betonowy schron, tak charakterystyczny dla domostw amerykańskich z lat pięćdziesiątych, stał się prawdziwym piekłem dla nastolatki i jej siostry.

Ketchum stworzył sugestywną opowieść o narastającym szaleństwie. Tortury, jakim poddawana była Megan, stawały się coraz bardziej wymyślne: Ruth, jak stręczycielki z powieści De Sade'a, nie ustawała w wymyślaniu kolejnych sposobów by "ukarać dziewczynę". Powieść ta jest rodzajem 120 dni Sodomy w miniaturze, gdzie jedno ciało dostarczyło "zabawy" kilkunastu uczestnikom; Ruth zaś jawi nam się jako pilna uczennica słynnego markiza.

Gdyby spróbować spojrzeć na całą powieść bez emocji, to jest to dobrze napisana książka, skutecznie wciągająca czytelnika w opowiadaną historię, mroczna i niepokojąca. Ketchum operuje sugestywnymi obrazami, zapadającymi na długo w pamięć. Ale to wszystko ma dla mnie drugorzędne znaczenie w przypadku autora, który tak bezczelnie epatuje obrazami przemocy, przy okazji próbując dorobić sobie łatkę moralisty.

Dzieci biorą udział w zbrodni, ktoś ginie, świat nigdy nie będzie taki sam. Ketchum każe nam postrzegać jako tragedię nie tylko fakt przerażających czynów dokonanych w małej piwnicy, ale także opłakuje utraconą niewinność okolicznych dzieciaków. Ale chyba nikt już nie wierzy w czyste dziecięce duszyczki… "Dzieci nie są złośliwe, są złe" − słowa Freuda zobrazował Golding i uczynił to bardziej przekonująco niż Ketchum. Jeżeli zaś chodzi o przerażające obrazy bezsensownej przemocy, pokazujące dobitnie zło czające się w zwykłym obywatelu, cóż: w tej materii trudno przebić American Psycho.

Nie chodzi mi o wyliczanie kto i kiedy bardziej przekonywająco opisał tę ciemną stronę drzemiącą w każdym człowieku. Nasuwa mi się jednak proste pytanie: po co powstała ta książka? Powieści De Sade'a były równie okrutne i epatowały przemocą, ale stanowiły także wykładnię filozofii życiowej, której markiz hołdował i którą wcielał w życie.

Być może odpowiedzią na moje pytanie miał być odautorski komentarz, w którym Ketchum wyznaje, że ludzie pokroju Mansona go "wkurzają". Trywializacja wymowy całej książki została dokonana przez jej autora: "Nie chodzi o to, że wczuwam się w sytuację ofiar, ale ja też mam przecież sutki" − wypowiedź w nawiązaniu do Teda Bundy'ego, który odgryzał je swoim ofiarom…

Trudno mi po lekturze zarówno książki, jak i komentarza autora, uwierzyć w jego społeczne zaangażowanie. Jest on dla mnie raczej kimś pokroju autora książek takich, jak Stu najohydniejszych zbrodniarzy świata − dziełek które pod pretekstem uczenia historii sprzedają coś w rodzaju pornografii przemocy. I tym dla mnie jest Dziewczyna z sąsiedztwa: żerowaniem na ludzkiej tragedii, pod płaszczykiem wzniosłych haseł. Efekciarską pornografią, nie wnoszącą nic nowego do literatury. Polscy czytelnicy czekali dwadzieścia lat na głośną książkę Ketchuma. Nie potrafię się jednak oprzeć wrażeniu, że było to trochę za długo…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
8.57
Ocena użytkowników
Średnia z 20 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa (The Girl Next Door)
Autor: Jack Ketchum
Tłumaczenie: Łukasz Dunajski
Wydawca: Papierowy Księżyc
Data wydania: 12 listopada 2009
Liczba stron: 300
Oprawa: miękka
Format: 143 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-61386-01-8
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Chamade
   
Ocena:
0
Momentami pozjadało cudzysłowy.
Kupiłam te książkę, zachęcona fragmentem, przeczytałam jakiś czas temu. Przerost formy nad treścią, niestety- szkoda. Literatura z mniejszą ilością przemocy pozostawia głębszy slad, u Ketchuma wszystko jest zbyt dosłowne, ociekające okrucieństwem aż do przesady. Autor "trzyma wszystkie towary na wystawie", przez co czytelnik traci. Lektura takich książek jak " Zabić drozda", " Z zimna krwią" czy wzmiankowanych "Władców Much" wstrząsnęły mną, " Dziewczyna z sąsiedztwa" pozostawiła lekki niesmak.
28-04-2010 13:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.