» Recenzje » Czas Horusa - Dan Abnett

Czas Horusa - Dan Abnett


wersja do druku

Kto się wywyższa, będzie poniżony

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Czas Horusa - Dan Abnett
Uniwersum Warhammera 40.000 dawno już wyszło poza stoły, na których swoje starcia rozgrywają użytkownicy systemu bitewnego, od którego wzięło ono swój początek. W ponury świat odległej przyszłości, "w którym jest tylko wojna", możemy przenieść się dzięki grom fabularnym, planszowym, komputerowym i karcianym, jak i poznawać go poprzez lekturę komiksów i książek – opowiadających zarówno o perypetiach bohaterów mniejszego kalibru, jak i wiekopomnych wydarzeniach, jakie ukształtowały obraz galaktycznego Imperium w czterdziestym pierwszym milenium.

_______________________


Do tej drugiej kategorii zalicza się cykl Herezja Horusa (Horus Heresy), przybliżający historię rozgrywającą się dziesięć tysięcy lat przed główną linią fabularną Warhammera 40.000. Dzięki niemu mamy możliwość zapoznania się z wydarzeniami, które doprowadziły do rozłamu wśród Kosmicznych Marines i zdrady umiłowanego syna Imperatora, a samego władcę ludzkości omal nie pozbawiły życia i na zawsze przykuły do Złotego Tronu, skąd nieprzerwanie sprawuje pieczę nad niezliczonymi rzeszami swych poddanych, rozsianymi po całej galaktyce.

Pierwszy tom serii, Czas Horusa (Horus Rising) na wstępie przedstawia czytelnikowi bohaterów powieści. Niczym w antycznym dramacie, jeszcze nim rozpocznie się pierwszy akt tragedii, poznajemy aktorów, którzy odegrają przed widzem (czy – w tym przypadku – czytelnikiem) przedstawienie. Wśród tychże znajdziemy, rzecz jasna, Horusa, od niedawna cieszącego się tytułem Mistrza Wojny, jak i dwójkę innych Prymarchów, jednak lista postaci zapowiedzianych w Dramatis Personae jest znacznie dłuższa – już jej lektura pokazuje wyraźnie, na kim będzie się koncentrować fabuła powieści. Szesnastu członków Legionu Wilków Luny, zakonu Kosmicznych Marines podlegających bezpośrednio Pierwszemu Prymarsze, to niemal połowa wszystkich wymienionych tu z imienia poddanych Imperatora. Chociaż więc towarzyszą im przedstawiciele innych legionów Adeptus Astartes, Imperialnej Floty, cywile, a nawet kilkoro obcych, to od razu na wstępie, jeszcze nim rozpocznie się akcja, mamy jasny obraz tego, kto będzie grać w niej główne role.

Czas Horusa opowiada o fragmencie Wielkiej Krucjaty, która przed tysiącami lat miała zjednoczyć pod jednym sztandarem wszystkich ludzi rozsianych po niezliczonych planetach galaktyki, zakończyć czas mroku i przynieść ludzkości nowy ład, porządek i oświecenie. Z pozoru walki o świat, oznaczony w imperialnych annałach jako Sześćdziesiąt Trzy Dziewiętnaście, nie różniły się znacząco od podboju innych planet, których mieszkańcy nie uznali władzy Imperatora i zdecydowali się stawić zbrojny opór jego armiom. Broniący go żołnierze nie mogli sprostać genetycznie usprawnionym Kosmicznym Marines, z tego więc powodu obrona została szybko i sprawnie zdławiona. A jednak przy pozornie łatwym zadaniu, jakim jest zajęcie umocnionego fortu, Adeptus Astartes napotykają nowe, nieznane wcześniej zagrożenie i tracą kilku Wilków Luny w incydencie, który szybko zostaje zatuszowany.

Podboje kolejnych światów prowadzą do kontaktu z rasą intereksów, którzy wywodzą się wprawdzie od ludzi, jednak posiadają kulturę tak różną od imperialnej, że niektórzy z dowódców uznają ich za kolejny rodzaj obcych, zasługujący jedynie na zniszczenie, jeśli nie podda się bez walki władzy Imperium. Po raz pierwszy od rozpoczęcia Wielkiej Krucjaty pojawiają się pytania: czy można pozwolić obcej kulturze na istnienie obok imperialnej, czy też koniecznie trzeba ją podbić i włączyć do rosnącego Imperium? Choć odpowiedź na nie nie zostaje ostatecznie udzielona, a kolejny konflikt, którego zarzewiem staje się ten dylemat, w perspektywie może zaważyć na przyszłości ludzkości, to tekst widniejący na okładce książki: "Ziarno herezji zostało zasiane", wydaje się być mocno na wyrost – póki co do herezji, która doprowadziła do rozłamu wśród legionów Adeptus Astartes, droga jeszcze daleka.

Całą fabułę śledzimy z perspektywy kilku osób, ale najważniejszymi bohaterami, oczami których oglądamy rozgrywające się wydarzenia, są Garviel Loken, kapitan Dziesiątej Kompanii Legionu Wilków Luny, oraz Euphrati Keeler, jedna z upamiętniaczy, kronikarzy dokumentujących dokonania Wielkiej Krucjaty dla przyszłych pokoleń. Choć kapitan jest ściśle trzymającym się reguł wojskowym, momentami wręcz sztywnym służbistą, choć nie pozbawionym sporej dawki zdrowego rozsądku, a upamiętniaczka – trochę naiwną idealistką pełną szczytnych wyobrażeń o heroicznym obrazie Krucjaty (z których wojenna rzeczywistość i groza wydarzeń, jakich staje się mimowolnym świadkiem, szybko ją odziera), to zaskakująco szybko znajdują wspólny język. Mimo że w powieści nie brakuje bardziej znamienitych osobistości, doskonale znanych miłośnikom świata Warhammera 40.000, to trzeba przyznać Danowi Abnettowi, że nawet drugoplanowych bohaterów potrafił uczynić interesującymi i wyraźnie odróżniającymi się od siebie. Wydawałoby się, że genetycznie wzmocnieni superżołnierze, jakimi są Adeptus Astartes, nie będą łatwym materiałem na wyraziste i zróżnicowane postacie, zwłaszcza jeśli dodać do tego ugruntowane stereotypy, jakimi przesiąknięte są poszczególne Legiony Kosmicznych Marines. Jednak mimo to autor wyraźnie pokazuje, że, choć drastycznie odmienni od zwykłych ludzi, w głębi serca nie różnią się od nich tak bardzo: pomimo genetycznych usprawnień i wpojonej lojalności nadal jest w nich aż nadto miejsca na pychę, zazdrość i gniew. Tym bardziej, że oprócz "tylko wojny", w świecie legionistów nie brakuje także polityki pełnej intryg, ukrytych sojuszy i – w końcu – zdrady. Dla Lokena zdobycie nowej, zaszczytnej pozycji staje się przepustką do zupełnie nowego świata, w którym twardy legionista odnajduje się zaskakująco dobrze, nawet gdy zdaje sobie sprawę, że jest tylko pionkiem w grze możnych. Natomiast Keeler z potwornościami wojny radzi sobie poprzez szukanie oparcia w zakazanej wierze. Głębia postaci rzadko kiedy jest mocną stroną książek opartych na grach komputerowych, fabularnych albo, jak w tym przypadku – bitewnych, tym bardziej więc dobrze jest widzieć, że bohaterowie Czasu Horusa zmieniają się wraz z rozwojem fabuły. Ciekawe, jak bardzo odmienią ich kolejne tomy serii?

Osadzenie akcji powieści na tysiące lat przed okresem, w którym umiejscowiona jest główna linia fabularna Warhammera 40.000, pozwala spojrzeć na Imperium u jego początków, gdy Imperator nie był jeszcze oficjalnie otoczony boską czcią, na straży której stoi wszechobecne Adeptus Ministorum. Choć więc przed wyruszeniem na misję Legioniści odnawiają złożone śluby, to w całej książce nie znajdziemy powszechnych groteskowych kultów nieśmiertelnego władcy (choć nieoficjalny i – póki co – nielegalny kult przywódcy ludzkości zaczyna już kiełkować), Inkwizycji śledzącej wszelkie przejawy nieprawomyślności obywateli mogące prowadzić do herezji, ani spiskujących w tajemnicy wyznawców Mrocznych Potęg. Mimo że dopiero wynurza się z mroków, świat trzydziestego pierwszego milenium jawi się jako, paradoksalnie, znacznie bardziej normalne miejsce, niż jego o sto wieków późniejsza wersja, rządzona już nie przez rozum i wiarę w człowieka, a zabobony i ślepy strach przed wszystkim, co obce i nieznane.

Choć tłumacz i korekta nie ustrzegli się kilku wpadek (z których najbardziej spodobało mi się zdanie, w którym fala energii zbija bohaterów z nóg "niczym huragan kukurydzy"), to są one naprawdę nieliczne i łatwe do zignorowania. Nawet osoby nie zaznajomione zbyt dobrze ze światem czterdziestego pierwszego tysiąclecia nie powinny mieć problemów z przyswojeniem sobie pojawiającej się w książce terminologii (której spolszczenie wypada pochwalić – nie doszukałem się w nim zauważalnych potknięć).

Jak dotąd książki opatrzone logotypami, do których prawa ma firma Games Workshop, z jakimi miałem okazję się zapoznać, obejmowały powieści i zbiory opowiadań osadzone w świecie Warhammera Fantasy wydawane przez Maga i Copernicus Corporation. W większości, niestety, nie były to pozycje godne polecenia komukolwiek poza zapalonymi wielbicielami Starego Świata, więc i zabierając się za lekturę Czasu Horusa nie robiłem sobie specjalnych nadziei, spodziewając się w najlepszym przypadku rzeczy mocno przeciętnej. Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, pierwsza część Herezji Horusa okazała się nadspodziewanie dobrze napisaną powieścią, z wiarygodnymi i dającymi się lubić postaciami, ciekawą fabułą i zwrotami akcji, które bynajmniej nie sprawiają wrażenia wymuszonych. Sprawnie poprowadzone wątki ukazane z różnych perspektyw, rozdzielają się i znów łączą w logiczną całość, a zakończenie akcji in media res wygląda raczej na celowy i zaplanowany cliffhanger, mający zachęcić czytelnika do sięgnięcia po kolejny tom serii, niż tani zabieg marketingowy wciśnięty na siłę i de facto wymuszający na odbiorcy sprawdzenie "co było dalej", które od jakiegoś czasu zdają się być plagą tak książek, jak i filmów. Jeśli kontynuacja Czasu Horusa okaże się równie dobra, cykl z czystym sumieniem będę mógł polecać wszystkim osobom pragnącym poznać świat WH40K, zaś jego wielbicielom jako lekturę wręcz obowiązkową – na razie za pierwszy tom seria dostaje ode mnie ogromny kredyt zaufania; mam nadzieję, że kolejne części cyklu go nie zmarnują.

Czas Horusa okiem erpegowcaJak dotąd ukazały się cztery systemy RPG osadzone w uniwersum Warhammera 40.000, premiera kolejnego zapowiedziana została pierwotnie na trzeci kwartał 2012 roku, póki co jednak nie wiadomo jeszcze, jak bardzo będzie opóźniona. Z erpegów wchodzących obecnie w skład linii wydawniczej WH40K Czas Horusa nie dałby się zaadaptować, przynajmniej w części, tylko na sesje rozgrywane w oparciu o Rogue Tradera. Mistrzowie Gry prowadzący scenariusze i kampanie w pozostałych "czterdziestkowych" grach mogą z książki Dana Abnetta z powodzeniem zaczerpnąć do nich przynajmniej kilka pomysłów. Najbardziej oczywiste jest przełożenie fabuły powieści na sesje toczone według reguł Deathwatch, niezależnie od tego, czy miałyby one być rozgrywane w domyślnych realiach settingu, opisanych w systemowej podstawce, czy przeniesione o tysiące lat w przeszłość (w takiej sytuacji Mistrz Gry musiałby samodzielnie opracować Postawę wspólną dla członków Legionu Wilków Luny). W książce znajdziemy bowiem fragmenty aż proszące się o dosłowne przeniesienie na erpegowe sesje – desant na obcą planetę jako wsparcie dla odciętej drużyny albo szturm na fortecę na podbijanej planecie to doskonałe misje dla drużyny Kosmicznych Marines. Bez problemu znajdziemy w powieści motyw odnawiania przysięgi przed wyruszeniem na akcję czy momenty, w których postacie działają w walce wspólnie (czyli – w przełożeniu na systemową mechanikę – funkcjonują w trybie oddziału / Squad Mode).

Występujący w powieści upamiętniacze dokumentujący dokonania Legionów Adeptus Astartes to z kolei dobry patent do wykorzystania na sesjach wykorzystujących podręczniki do Dark Heresy. Kronikarze upamiętniający czyny Kosmicznych Marines byliby wedle systemowych reguł postaciami Adeptów, i choć ograniczenie do jednej ścieżki kariery może wydawać się poważnym minusem, to nic nie stoi na przeszkodzie temu, by jako ochronę, towarzyszącą im w misji, dołączyły postacie Gwardzistów i Arbitratorów. Oczywiście, jak pisałem w poprzednich tekstach przybliżających systemy z uniwersum Warhammera 40.000, łączenie w jednej grupie postaci Akolitów i Kosmicznych Marines nie byłoby dobrym pomysłem, ale gracze mogliby stworzyć po dwie postacie – Adeptus Astartes i Akolitów (rzecz jasna, jeśli gra miałaby być osadzona w trzydziestym pierwszym milenium, bez jakichkolwiek związków z Inkwizycją, która wówczas jeszcze nie istniała). Tym bardziej, że przynajmniej kilka motywów pojawiających się w powieści mogłoby wzbudzić zainteresowanie wśród kronikarzy i ich ewentualnej ochrony, zaś zostać zupełnie pominięte przez Legionistów. Tajemnicza śmierć upamiętniaczy dokumentujących zdobywanie fortu (oficjalnie tłumaczona wypadkiem przy lądowaniu) czy kult Imperatora szerzący się wśród załogi statku, którym podróżują postacie, to tylko przykłady.

Zależnie od tego, jak rozwinie się akcja w kolejnych częściach cyklu, będzie można zastanowić się nad ewentualnym crossoverem z wykorzystaniem Black Crusade, w którym wydarzenia opisane w Czasie Horusa byłyby preludium dla postaci wyznawców Mrocznych Potęg, które wraz z Horusem odwróciły się od Imperatora (Adeptus Astartes i Akolici staliby się – odpowiednio – Kosmicznymi Marines Chaosu i Kultystami) – o tym jednak przekonamy się już w kolejnych tomach.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Czas Horusa (Horus Rising)
Cykl: Herezja Horusa
Tom: 1
Autor: Dan Abnett
Tłumaczenie: Michał Kubiak
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 29 czerwca 2012
Liczba stron: 544
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195mm
Seria wydawnicza: warhammer
ISBN-13: 978-83-7574-619-8
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Domena Królów
Wojna Królów dopiero się zacznie
- recenzja
Avengers: Wszyscy chcą rządzić światem
Walka nigdy się nie kończy
- recenzja
Wojna królów
Tak krwawo jeszcze nie było
- recenzja
Anihilacja Tom 1
Galaktyka na skraju zagłady po raz enty
- recenzja
Zstąpienie aniołów
Tysiąc tysięcy służyło mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed nim...
- recenzja
Pierwszy i jedyny z Tanith
Tragiczne strasznego początki
- recenzja

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Świetna recenzja :)
24-10-2012 13:35
earl
   
Ocena:
0
Jak to u Adama.
24-10-2012 20:06
Onslo
   
Ocena:
0
Fajna wzmianka o możliwości wykorzystania książki jako wsparcia dla Deathwatch :)
25-10-2012 15:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.