» Blog » Kontrqchnia #1: Qsiążka qcharska
25-10-2009 07:03

Kontrqchnia #1: Qsiążka qcharska

W działach: Polemika, Literatura, Niedomyślenia | Odsłony: 8

Kontrqchnia #1: Qsiążka qcharska

W najnowszej Qchni artystycznej Anna Brzezińska odniosła się do, zdaje się, mojego komentarza, tzn. "prośby, mniej lub bardziej kategorycznej, o konkrety", więc poczułem się wywołany do tablicy.  Jest to o tyle dziwne, że nim doszedłem do tego zdania o komentarzach kategorycznych, zdawało mi się, że felietonistka prezentuje mój punkt widzenia. A tu bach, teza dokładnie przecząca początkowej anegdotce.

 

 

Tak się składa, że moja ś.p. babcia, znakomita kucharka, również robiła wszystko na oko. Zwłaszcza jej firmowe danie: ruskie pierogi. Kilka lat temu, jeszcze za jej życia, próbowałem podejrzeć przepis metodą podglądania. Efekt był taki, że trzykrotnie podglądając podpatrzyłem trzy kompletnie różne tworzone spontanicznie receptury. Finalnie i tak smakowały bardzo podobnie do siebie, czyli świetnie. Oczywiście powtórzyć tego nie potrafiłem nijak, w końcu po prostu poprosiłem o przepis. Babcia wygrzebała z książki kucharskiej starą, zakurzoną i ewidentnie od lat nieużywaną kartkę, którą wręczyła mi mówiąc, że nie wie czy zadziała, ale to był pierwszy przepis na owe pierogi, jakiego użyła wiele lat temu. Moje pierogi, zrealizowane jak najwierniej się dało według receptury, na pewno nie dorównywały babcinym, ale współdomownicy zjedli wszystkie ze smakiem i nikt nie skarżył się na problemy żołądkowe.

 

Zgadzam się z Anną Brzezińską: wszystko da się zrobić na oko. Moja babcia, wspaniała kucharka, nie potrafiła wręcz przygotowywać obiadu w inny sposób. Rzecz w tym, że ona miała jakieś 40 lat doświadczenia w tej kwestii. Ja, do czasu tamtych pierogów, umiałem sprawnie zrobić jedynie jajecznicę (i ciasta, które z jakichś przyczyn bardzo lubię piec). Gdybym spróbował powtórzyć jej wyczyny, na efekt prawdopodobnie nie dałoby się nawet patrzeć, nie mówiąc o jedzeniu. Tym właśnie, w moim przekonaniu, różni się fachowiec od początkującego: ten pierwszy pewne podstawowe reguły rozumie intuicyjnie. Nie musi się nad tym zastanawiać - samo wychodzi. Ten drugi musi działać dokładnie według wskazówek, inaczej się zgubi.

 

Zawodowiec działa na oko. Amator potrzebuje przepisu.

 

Wg Ani Brzezińskiej, przepis pisarski nie istnieje. Nie mogę zgodzić się z tym poglądem. Wynika to chyba przede wszystkim z przekonania zawartego w artykule, że chodzi o jakąś receptę na sukces. Jakieś reguły, które pozwolą stworzyć murowany bestseller albo arcydzieło literackie. To oczywiście bzdura. Mistrzostwo tym właśnie się charakteryzuje, że wymyka się prostym granicom, wymaga znacznie więcej, niż trzymania się kilku zasad. Nie rozumiem jednak skąd pomysł, żeby w felietonach dla początkujących ktoś wymagał porad dla mistrzów. Miedzy tymi skrajnościami istnieje przecież wielki pas szarości - doskonalenia rzemiosła - i te felietony mają, tak mi się zdaje, w tym doskonaleniu, w tym brnięciu przez szarość, pomóc.

 

No dobra, ale na razie wychodzi na to, że amarszczyna, który napisał kilka kiepskich i zazwyczaj niedokończonych opowiadań do szuflady, polemizuje na temat rzemiosła z pisarką, która ma już nie tylko ładnych parę opowiadań i powieści, ale i niejedną nagrodę za nie na swoim końce (plus doświadczenie redaktora, którego z pewnością nie posiadam). Cóżem więc taki uparty przy tych konkretach?

 

Cóż, jestem osobą dosyć aktywną artystycznie. Chodzę na warsztaty teatralne, malarskie i rysunkowe, ćwiczę grę na gitarze, śpiew, no i pisuję do szuflady. To dosyć kiepska metoda samorozwoju - jeśli człowiek zajmuje się wszystkim po trochu, brakuje mu czasu na szlifowanie się w jednej dziedzinie. Generalnie nie polecam. Jednak taka próba wszechstronności uczy człowieka jednej i tylko jednej rzeczy: każda dziedzina sztuki, a być może każda dziedzina w ogóle, wymaga najsamprzód opanowania całej masy pewnych podstawowych zasad. Nie da się ich spamiętać, należy je opanować, najlepiej do perfekcji. Dopiero potem, nie wcześniej, można na bazie tych zasad tworzyć sztukę (choć niekoniecznie trzeba).

 

Po kilku warsztatach teatralnych wyszedłem dosłownie zalany całym mnóstwem dobrych porad (jestem pewien, że nie pamiętam do tej pory nawet ich połowy), dotyczących każdej możliwej kwestii, która może być ważna dla aktora (dykcji, ruchu scenicznego, zachowań na scenie, improwizacji, wczuwania się w rolę, emisji głosu i wielu, wielu innych) i każdego możliwego rodzaju: od "musisz", przez "powinieneś", po "warto, żebyś pamiętał". Większość z nich może wydawać się oczywista, ale niektóre potrafią otwierają oczy na pewne kwestie, a zebranie ich w całość  na scenie, jak wspominałem, wydaje się dla początkującego niemal niewykonalne. Na pewno wymaga mnóstwo wysiłku. Podobnie rzecz ma się z malowaniem, śpiewaniem czy graniem. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że w przypadku pisania może być inaczej.

 

Ba! Kilka takich zasad, czy też porad odnośnie pisarstwa zdołałem już znaleźć - we wzgardzanych przez Anię amerykańskich poradnikach. Jasne, Amerykanom zdarza się przesadzać w drugą stronę: próbują przekonać czytelnika, że samo opanowanie tych porad jest już gwarancją sukcesu. Że jeśli zrealizujesz punkty A, B, C i D dokładnie według instrukcji, powieść sprzeda się sama. Taka propaganda sukcesu. Pogląd to oczywiście nader naiwny i bzdurny. Bo, chcę być dobrze zrozumiany, nie twierdzę, że istnieją jakieś reguły żelazne i nienaruszalne. Jakiś dekalog pisarza, którego trzymali się wszyscy od Dostojewskiego po J.K. Rowling. Warto tu przytoczyć cytat z felietonu:

 

"Zawsze kiedy przychodzą mi do głowy jakieś – z konieczności – ogólne zasady pisania, natychmiast materializują się również świetne teksty, napisane dokładnie wbrew tej regule."

 

I tu się podpisuję wszystkimi kończynami! Felieton wspomina o języku, więc wezmę przykład językowy: Masłowska. Autorka, która z całą pewnością nie pisze piękną polszczyzną. Można się kłócić, czy jej metodą pisarską jest naginanie tej polszczyzny do granic możliwości, czy otwarte jej łamanie, można też mieć różne opinie co do efektu jej eksperymentów, jedno jest jednak pewne: ona z całą pewnością wie jak powinna wyglądać właściwa językowo narracja. I z pełną premedytacją ją przełamuje. Innymi słowy: to właśnie jej świadomość językowa sprawia, że zyskuje tak pozytywne opinie wśród krytyków, mimo, że ów język wywraca nieraz do góry nogami.

 

Bo, owszem, reguły są po to, aby je łamać. Jednak żeby łamać je skutecznie, należy najpierw dobrze je poznać. To triuzm - nikt łamie prawa skuteczniej, niż prawnicy.

 

Chodzi mi o to, że fakt elastyczności porad jest jedynie argumentem za ich słusznością. Kiedy jesteśmy świadomi pewnych mechanizmów, kiedy rozumiemy jak wygląda wzorzec, możemy zacząć nim operować: trzymać się go, kiedy uznamy to za konieczne, naginać i łamać, kiedy uznamy, że pozwoli nam to rozwinąć nasze dzieło. Jednak świadomość reguł, ta wiedza o podstawach, bardzo konkretnych, jest tu kluczowa: bez niej nie posiadamy bazy, podstawowego oparcia, na którym można budować naszą twórczość.

 

W polskich poradnikach pokutuje niestety przeświadczenie, że ta baza może dotyczyć wyłącznie warstwy językowej i to w jej czysto poprawnościowej - gramatycznej i stylistycznej - formie. Tak skonstruowana jest Galeria złamanych piór Kresa czy artykuły Achiki na łamach Esensji. Nie chodzi o to, że to kiepskie poradniki. Przeciwnie, wiele się z nich dowiedziałem. Ale tylko w tej kwestii, jak poprawnie skonstruować zdanie, aby polonista się nie przyczepił, a czytelnik zrozumiał. Tylko i aż tyle.

 

Oprócz tego słyszę tylko ogóły: „zrób research” znaczy mniej więcej tyle dla początkującego pisarza, co dla aktora: „ćwicz dykcję” albo dla rysownika: „pracuj nad perspektywą”. Pewnie znajdą się i tacy, dla których to nowość, ale każdy, kto choć minimalnie otrzaskał się z tematem przyjmie to raczej ze znużonym kiwnięciem głową.

 

W pierwszym felietonie mowa bowiem o czymś, co można nazwać „researchem podmotu”. Skoro jednak tak ważne według autorki felietonu jest zbadać podmiot naszej historii,  czy nie równie istotne powinno byc badanie jej przedmiotu? Czyli opowieści samej w sobie - sztuki konstruowania fabuły, snucia historii, tworzenia bohaterów, konfliktów, wyzwań, a wreszcie: narracji, scen i zwrotów akcji. Budowania napięcia, pokazywania przemian, kreacji świata przedstawionego. Czy na początku kazdy autor nie powinien wykonywać takiego właśnie researchu przedmiotu? I czyż takie poradniki jak Qchnia artystyczna nie powinny właśnie owego researchu ułatwiać, dawać początkującym autorom wskazówki nie odnośnie tego co, ale tego jak? Ja, jako jeden z początkujących autorów, nadal gorąco na to liczę.

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.